Śląsk przegrywa na inaugurację 7DAYS EuroCup

0

Trener Andrej Urlep na pierwsze zwycięstwo będzie musiał poczekać przynajmniej do soboty. WKS Śląsk Wrocław przegrał na inaugurację 7DAYS EuroCup z Lietkabelisem Poniewież 59:70. Mecz stał pod dyktandem dobrej gry defensywnej i koszykarzom z Wrocławia do zwycięstwa zabrakło naprawdę niewiele, lecz w końcowej fazie meczu górę wzięło doświadczenie Litwinów. Najlepszym koszykarzem na parkiecie był Cyril Langevine. Amerykański środkowy zdobył 19 punktów i zaliczył 8 zbiórek.

Trójkolorowi rozpoczęli spotkanie dość zaskakującą pierwszą piątką w składzie Łukasz Kolenda, Jakub Karolak, Ivan Ramljak, Michał Gabiński i Cyril Langevine. Lietkabelis odpowiedział zestawieniem Nikola Radicević, Gediminas Orelik, Panagiotis Kalaitzakis, Tadas Vaiciunas i Djordje Gagić.

Od samego początku wiedzieliśmy, że czeka nas trudny orzech do zgryzienia i nie jesteśmy raczej stawiani w roli faworytów, jednak pierwsze minuty w wykonaniu Śląska były całkiem obiecujące. Dwa punkty Langevine’a i trójka Ramljaka, ale przede wszystkim twarda defensywa pozwoliły wrocławianom zacząć w mecz z wysokiego “C”. Bardzo dobrze wyglądał wcześniej wspomniany Cyril Langevine, który miał naprawdę trudnee zadanie, gdyż walczył z rosłym i niezwykle inteligentnym Djordjem Gagiciem. W początkowej fazie spotkania to Amerykanin był górą, co pozwoliło reszcie drużyny rozwinąć skrzydła. Na co również warto zwrócić uwagę, to wkład w grę kapitana Michała Gabińskiego. 34-letni silny skrzydłowy ciężko pracował na całym boisku i w obronie nie odpuszczał litewskiemu zespołowi choćby przez chwilę. Mecz zasadniczo stał pod znakiem dobrze zorganizowanej gry obronnej, gdyż po siedmiu minutach pierwszej kwarty na tablicy widniał wynik 11:11. Niestety, ale nie wszystko układało się po naszej myśli. Słabym elementem było rozegranie. Łukasz Kolenda od początku spotkania był bardzo niepewny z piłką przy ręce, a w obronie nie radził sobie z szybkim i sprytnym Kristupasem Zemaitisem. W końcówce Lietkabelis zaczął grać dużo lepiej i pierwszą kwartę skończył, prowadząc 19:14.

Niestety, ale początek drugiej kwarty również pozostawiał wiele do życzenia. WKS miał problemy z przeprowadzeniem akcji mieszczącej się w przepisowych 24 sekundach, a kolejna strata Kolendy dała Litwinom punkty z szybkiego ataku. Jednak co najważniejsze, Śląsk nie pozwolił swoim rywalom odskoczyć i przejąć kontroli nad całym spotkaniem. Nadzieje na przełamanie dało wejście Cyrlia Langevine’a, który w pierwszej kwarcie był najlepszym zawodnikiem Trójkolorowych. To jednak nic nie dało, gdyż wciąż brakowało pomysłu na rozegranie, które albo kończyło się stratą, albo nieprzygotowanym rzutem. Gdyby nie fantastyczny moment Aleksandra Dziewy (zdobywcy czterech punktów z rzędu), to Śląsk byłby w naprawdę poważnych tarapatach. Chwalona wcześniej defensywa również popadła w mały kryzys. Największą bolączką były zbiórki w defensywie. Djordje Gagić oraz doświadczony Kaspars Berzins bardzo dobrze radzili sobie pod naszym koszem i nie dawali nikomu szans w walce o piłkę. Niech dowodem na to będzie aż 9 ofensywnych zbiórek wy wykonaniu zespołu z Poniewieża. W ostatnich sekundach Śląsk zaczął w końcu grać lepiej i dokładniej, co również poskutkowało wynikiem na tablicy. Na przerwę wrocławianie schodzili, przegrywając 32:36.

Początek drugiej połowy to przede wszystkim przebudzenie Łukasza Kolendy. Nasz rozgrywający w końcu odzyskał spokój w rozegraniu, walczył o każdą piłkę i – choć wciąż miał problemy ze skutecznością – to jego gra miała prawo się podobać. Na pochwałę również zasługuje odcięcie od gry Nikoli Radicevicia. Były rozgrywający Trefla Sopot miał być generałem w ofensywie Lietkabelisu, ale nasza obrona bardzo szybko wybiła mu ten pomysł z głowy. Dzięki temu ataki Litwinów w trzeciej kwarcie były chaotyczne i nieskuteczne. Wciąż zachwycał Cyril Langevine, który mimo gorszych warunków fizycznych od Gagicia, wielokrotnie wygrywał walkę pod koszem. W połowie trzeciej kwarty Śląsk w końcu wyszedł na prowadzenie, a to za sprawą nieskutecznego dotychczas Łukasza Kolendy. 22-latek znalazł sobie doskonałą pozycję i świetnym rzutem zza łuku przerwał swoją serię nietrafionych rzutów. Kibice w hali Orbita oszaleli i dzięki ich wsparciu Śląsk zaczął grać naprawdę dobry basket. Ataki były składniejsze, defensywna szczelniejsza – wrocławianie nie przypominali tej pogubionej drużyny z pierwszej połowy. Każdy element gry uległ znaczącej poprawie i przed ostatnią kwartą podopieczni Andreja Urlepa przegrywali już tylko jednym punktem.

Początek czwartej kwarty był bardzo trudny i nawet efektowny wsad Langevine’a w niczym nie pomógł. To samo jednak można było powiedzieć o rywalach, którzy – tak, jak my – pudłowali na potęgę. Przez pierwsze cztery minuty mieliśmy sporo szans na objęcie prowadzenia, ale fatalna skuteczność z rzutów wolnych w niczym nie pomagała. W pewnym momencie zrobiło się bardzo gorąco, gdyż goście prowadzili już pięcioma punktami. Cały mecz był niezwykle wyrównany, więc taka przewaga znaczyła już sporo. Andrej Urlep błyskawicznie zareagował i wziął czas, który miał dać Trójkolorowym nowe życie. I dał, bo najpierw pięknym wsadem popisał się Dziewa, a chwilę później Lietkabelis popełnił błąd w rozegraniu. W następnej akcji niestety wróciły demony z pierwszej połowy. Łukasz Kolenda zaliczył swoją piątą stratę, która mocno skomplikowała pościg Śląska za zwycięstwem. W pewnym momencie przewaga Litwinów wzrosła aż do siedmiu oczek. Gospodarze walczyli z całych sił, ale strata okazała się już nie do odrobienia. Trudno wygrać mecz, gdy w ostatniej kwarcie rzuca się tylko dziesięć punktów. Ostatecznie to goście schodzili z parkietu jako zwycięzcy przy wyniku 70:59.

– Gratulacje dla Lietkabelisu, który zasłużył na zwycięstwo. Graliśmy źle w obronie, a w ataku zanotowaliśmy za dużo strat. Mogę pogratulować moim zawodnikom walki, bo jestem zadowolony z tego, jak walczyli. Musimy natomiast pracować nad skutecznością z rzutów wolnych, bo to był nasz bardzo słaby punkt – mówił po meczu trener Śląska, Andrej Urlep.

– Mamy obecnie dość wąską rotację, ale nie możemy używać tego jako wymówki, bo takie rzeczy zdarzają się w koszykówce. Na początku drugiej połowy mecz zaczął układać się dla nas dość dobrze, ale później spudłowaliśmy sporo rzutów i rywale nas dogonili. W ostatnich minutach byliśmy mocno zmęczeni, zmarnowaliśmy kolejne okazje do zdobycia punktów i ostatecznie przegraliśmy – dodawał Jakub Karolak.

Koszykarzom Śląska trudno odmówić ambicji, bo dzisiaj było naprawdę blisko. Szkoda takich meczów, w których już miało się kontrolę nad spotkaniem, ale na własne życzenie się ją straciło. Nawet fantastyczna postawa naszych dwóch środkowych – Cyrila Langevine’a (19 punktów, 8 zbiórek) oraz Aleksandra Dziewy (14 punktów, 4 zbiórki) nie uchroniła nas od porażki. WKS Śląsk Wrocław przegrywa pierwszy mecz w 7DAYS EuroCup z Lietkabelisem Poniewież 59:70. Kolejny mecz w europejskich pucharach już 27 października – wtedy “Trójkolorowi” podejmą francuskie Boulogne Metropolitans 92 na wyjeździe. Wcześniej drużynę Andreja Urlepa czeka jeszcze domowy mecz z MKS-em Dąbrowa Górnicza w ramach rozgrywek Energa Basket Ligi. Zapraszamy was do hali Orbita w sobotę o 15:30! Hej Śląsk!

Tagi: 7DAYS EuroCupCyril LangevineEuroCupLietkabelisLietkabelis PanevezysPoniewieżrelacjaśląskwksWKS Śląsk Wrocławwrocław

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Twój komentarz

dwa × 4 =