Po bardzo słabym meczu przegrywamy na wyjeździe z Treflem Sopot. Po serii zwycięstw Trójkolorowi tym razem nie przypominali siebie i na przestrzeni całego spotkania byli drużyną gorszą. Ekipa Marcina Stefańskiego wygrała zasłużenie i wysoko, 79:60.
W składzie na to starcie znalazły się dwa nowe nabytki Śląska – Kyle Gibson i Mateusz Szlachetka. Jednym z niewielu pozytywów z tego meczu jest ich postawa, która zwiastuje obiecujące występy w przyszłości. W wyjściowej piątce znaleźli się Strahinja Jovanović, Elijah Stewart, Ivan Ramljak, Michał Gabiński i Akos Keller.
Spotkanie było trudne dla Trójkolorowych od pierwszych minut. Co prawda po obu stronach nie padało w ich trakcie zbyt wiele punktów, ale w tej głównie defensywnej koszykówce nieco lepiej czuł się Trefl, który zaczął od prowadzenia 10:4. Aktywny pod koszem był Dominik Olejniczak, celnie rzucał Darious Moten. Po stronie Śląska najlepiej punktował Aleksander Dziewa, dobrą zmianę z ławki dał też Kyle Gibson, ale po 10 minutach przegrywaliśmy 11:15.
W drugiej kwarcie zbliżyliśmy się do rywali na wynik 19:17 za sprawą trójki Ivana Ramljaka i lay-upu Strahinji Jovanovicia. Po przerwie na żądanie dla Marcina Stefańskiego Trefł wrócił do wcześniejszej intensywności w grze – kilka razy w pomalowanym przypomniał się grający sprytnie Paweł Leończyk, a po akcji 2+1 Łukasza Kolendy zrobiło się już 27:17. Pozytywnym akcentem drugiej ćwiartki było wejście Mateusza Szlachetki, który trafił trójkę i zdobył 5 oczek z rzędu. Jednak po celnym rzucie dystansowym TJ Hawsa na kilka sekund przed końcową syreną, sopocianie ponownie odskoczyli – po 20 minutach prowadzili 37:29.
Po zmianie stron w ekipie Olivera Vidina widać było nieco więcej energii, ale na zawodników Trefla tego dnia zwyczajnie nie było mocnych. Świetnie funkcjonująca i czytająca grę wrocławian defensywa gospodarzy szybko wybiła przyjezdnym z głowy szansę na zniwelowanie strat. Niestety goście nie byli też w stanie w żaden sposób zatrzymać ich doskonale działającej ofensywy – podopieczni Marcina Stefańskiego świetnie rozrzucali piłkę i grali niemal bezbłędnie. Po pół godziny gry prowadzili 59:43 i wiadomym było, że o wygraną w tym meczu będzie bardzo trudno.
Czwartą ćwiartkę zaczęliśmy od trójek Ivana Ramljaka i Kyle’a Gibsona, przez co zbliżyliśmy się do rywali na 11 oczek. Niestety na więcej nie było nas tego dnia stać. W ostatnich minutach przewaga Trefla praktycznie tylko rosła, osiągając w kulminacyjnym momencie nawet 27 punktów. W końcówce meczu po obu stronach na parkiecie pojawili się jeszcze młodzieżowcy, co zwiastowało już rozstrzygnięcie spotkania. Ostateczny wynik to 79:60 dla sopocian.
– Zawsze po spotkaniu mówimy o obronie, niezależnie od tego czy szło nam dobrze czy źle. Pozwoliliśmy Treflowi na zdobycie 79 punktów na własnym parkiecie, co jest dobrym rezultatem, ale nasz atak był tragiczny. Nie trafiliśmy bardzo wielu rzutów spod kosza, rzutów osobistych, mieliśmy ledwie 60% z linii. Nie zanotowaliśmy dużo strat, Trefl miał ich więcej. Mieliśmy więcej posiadań, ale brakowało nam dobrej egzekucji i to jest dla mnie główną przyczyną takiego wyniku. Pozostajemy jednak spokojni, musimy jeszcze dużo pracować, przeprowadzić analizę wideo i wierzę, że w następnym meczu zagramy lepiej. Mamy dwóch nowych zawodników, przez co nieco inna jest chemia w drużynie. Potrzebujemy czasu, sytuacja nie jest dla nas zła. Musimy popracować nad naszymi błędami w ataku i zagrać lepiej – mówił po meczu trener Oliver Vidin.
To było spotkanie z gatunku tych do jak najszybszego zapomnienia. Wprost trzeba przyznać, że nie wyszło nam w nim zbyt wiele rzeczy. Najbliższe dni poświęcimy na pracę nad wszystkimi elementami, które są po przegranym meczu do poprawy, i skupimy się na przygotowaniach do starcia z Legią Warszawa. Ze stołeczną drużyną zmierzymy się już w niedzielę o 17:30 w hali Orbita i, jak zawsze, w grę wchodzić będzie tylko zwycięstwo. Hej Śląsk!