Po raz czwarty z rzędu!

0

WKS Śląsk Wrocław zaliczył udany powrót do Hali Orbita. Trójkolorowi wygrali z Kingiem Szczecin 85:74 i tym samym odnieśli swoje czwarte zwycięstwo z rzędu. Rywale przez niemalże większość spotkania nie odstępowali gospodarzy nawet na krok, ale Trice i spółka w imponujący sposób udowodnili swoją koszykarską klasę.

Śląsk Wrocław do meczu z Kingiem Szczecin przystępował w wyśmienitej formie. Trzy zwycięstwa z rzędu w Hali Stulecia mocno podniosły morale i oczekiwania, przez co Trójkolorowi byli wskazywani na zdecydowanych faworytów. Po pięknej przygodzie na legendarnym obiekcie wrocławianie wracali do Hali Orbita z nadziejami na kolejny udany występ. Trener Andrej Urlep po raz kolejny zdecydował się nie zmieniać wyjściowego składu. Na parkiecie od pierwszej minuty wystąpili Travis Trice, Kodi Justice, Ivan Ramljak, Aleksander Dziewa oraz Martins Meiers.

King Szczecin do spotkania ze Śląskiem przystępował w roli underdoga, ale od początku udowadniał, że nie odpuści choćby przez chwilę. Po rzucie Dorsey-Walkera szczecinianie wyszli na prowadzenie i narzucili naprawdę wysokie tempo. Śląsk natomiast po niemalże trzech minutach grania jedyne punkty zdobył dzięki rzutom wolnym. Dwukrotnie trafił Travis Trice, ale jakiś czas później Ivan Ramljak zmarnował obie próby. King wykorzystywał niefrasobliwość Trójkolorowych w rozegraniu oraz przy rzutach i po czterech minutach prowadził już 9:3.

Na pierwsze punkty z gry gospodarzy musieliśmy czekać aż do połowy kwarty. Za trzy trafił Kodi Justice, potem szybko King zrewanżował się tym samym, ale tę wymianę na korzyść Śląska wygrał Trice. Trójkolorowym nie szła gra pod koszem, więc zaczęli rzucać zza łuku i to ze świetnym skutkiem. Dzięki temu udało się odrobić część strat i “wrócić do meczu”. Po przerwie na żądanie również gra defensywna zaczęła wyglądać zdecydowanie lepiej. Rywale źle podawali i rzucali z nieprzygotowanych pozycji. Ostatecznie pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 23:21 dla Śląska za sprawą buzzer-beatera Ramljaka.

Drugą ćwiartkę zaczęliśmy od trzech trafionych wolnych Szymona Tomczaka oraz pięknego fadeaway’a Trice’a. Śląsk prowadził już pięcioma punktami, a King po ponad minucie gry miał aż trzy faule na koncie. Tradycyjnie bardzo dobre zawody rozgrywał wcześniej wspomniany Travis Trice. Nasz amerykański rozgrywający oprócz skuteczności rzutowej był świetnym kreatorem i swoimi podaniami otwierał przestrzeń kolegom do prostych punktów. Również na pochwałę zasługuje Tomczak. Nasz środkowy po raz kolejny zostawiał serce na parkiecie, ale oprócz tego sporo punktował i stawiał bardzo dobre zasłony.

Śląsk i King cały czas szli “łeb w łeb”, ale będący piekielnie skuteczny Justice trafił swoją trzecią trójkę w trzeciej próbie i powiększył prowadzenie Trójkolorowych do sześciu oczek. Mimo to cały czas byliśmy świadkami naprawdę zażartej walki. Goście nie odpuszczali i nie pozwalali na wyśrubowanie przewagi Śląskowi. Kiepski moment miał Aleksander Dziewa, MVP ubiegłego tygodnia w PLK. 24-latek miał spore kłopoty pod koszem, nie potrafił się ustawić na czystej pozycji i z gry nie trafił ani jednego rzutu. Jednak to nie przeszkodziło Trójkolorowym, którzy na przerwę schodzili, prowadząc 41:38.

Pierwsze punkty dla Śląska w drugiej połowie rzucił nie kto inny, jak Travis Trice, i wyprowadził tym samym gospodarzy na pięciopunktowe prowadzenie. Niestety, lecz później do naszego zespołu wkradła się dekoncentracja i w mgnieniu oka King Szczecin zmienił wynik na swoją korzyść. Byliśmy niechlujni w rozegraniu, a nasi rywale karcili nas zabójczo skutecznymi kontratakami. Znów sporo w naszej grze odmieniło wejście Szymona Tomczaka. Środkowy pokazał kawał dobrej gry w defensywie, a jego punkty znowu dały Śląskowi chwilę oddechu. Później udało się utrzymywać prowadzenie, między innymi dzięki świetnemu podaniu Trice’a, które będący w powietrzu Ramljak wzorcowo sfinalizował.

Niemniej King cały czas stawiał bardzo trudne warunki. Matczak ładnym rzutem za trzy zmniejszył stratę, ale już chwilę później nasza amerykańska gwiazda odpowiedziała tym samym. Przed meczem mówiono o rywalizacji Tomczak-Langevine, ale prawdziwą walkę i zadziorność na parkiecie pokazali właśnie obaj rozgrywający. Ich indywidualne starcia oglądało się z wielką przyjemnością, lecz co najważniejsze – w większości takich sytuacji to właśnie Trice był górą. W końcówce kwarty udało się nieco powiększyć prowadzenie i przed ostatnimi dziesięcioma minutami WKS Śląsk Wrocław wygrywał 64:54.

Na początku ostatniej kwarty King Szczecin dwukrotnie ukąsił nas rzutami na trzy i przewaga zaczęła powoli topnieć. Całe szczęście, że w takich momentach mamy Travisa Trice’a. Amerykański rozgrywający z akcji na akcję udowadniał, że jest najlepszym zawodnikiem na parkiecie i swoją firmową akcją powiększył nasze prowadzenie. Niemniej jednak King cały czas napierał, więc przerwą na żądanie postanowił zareagować Andrej Urlep. Najwidoczniej ta nie przyniosła zamierzonego efektu, gdyż King przegrywał już tylko trzema punktami. W tej trudnej chwili Trice’a wyręczył Ramljak, który najpierw zaliczył świetny wjazd pod kosz, a chwilę później asystę przy rzucie za trzy Jakuba Karolaka. W 30 sekund z +3 zrobiło się +8.

Wcześniej wspomniany Karolak dwie akcje później powalczył pod koszem w sytuacji teoretycznie beznadziejnej i zdobył kolejne bardzo ważne punkty. Ważne, bo szczecinianie non stop byli groźni i chwila gorszej dyspozycji mogła doprowadzić do katastrofy. Jednak na dwie minuty przed końcem sytuacja wydawała się być w końcu opanowana. Śląsk dalej prowadził ośmioma oczkami, Hala Orbita szalała śpiewając „Cała Polska w cieniu Śląska”, a Trice zdobył kolejne niesamowite punkty. Trójkolorowi ostatecznie wygrali z Kingiem Szczecin 85:74 i odnieśli swoje czwarte zwycięstwo z rzędu!

Trzeba oddać naszym rywalom, że walczyli do samego końca. King Szczecin postawił naprawdę trudne warunku i Śląsk musiał zagrać swoją najlepszą koszykówkę, by zwyciężyć. Po raz kolejny nie byłoby to możliwe bez Travisa Trice’a, który tego dnia zaliczył imponujące double-double – 25 punktów oraz 10 asyst. Równie wielki wkład w zwycięstwo miał Szymon Tomczak, który jako rezerwowy uzbierał 14 punktów na skuteczności 83% (5/6) oraz zebrał 7 piłek. Na wyróżnienie zasługuje też Kodi Justice. Amerykański rzucający skończył mecz z 14 oczkami i aż czterema trafionymi trójkami. Słabiej niestety zaprezentował się Aleksander Dziewa. MVP zeszłego tygodnia miał spore problemy i rzucił tylko jeden punkt. Niemniej jednak drużynie należą się gratulacje, gdyż wygrana mimo kiepskiej formy kluczowego gracza to naprawdę duża sprawa.

– Wiedzieliśmy, że to będzie mecz walki i tak też się stało. Mamy poobijane kolana, łokcie i inne części ciała, bo musieliśmy dać dziś z siebie wszystko, szczególnie walcząc w defensywie. Muszę też pochwalić jednego ze swoich kolegów, Szymona Tomczaka. Jego energia z ławki odmieniła dzisiejszy mecz. Sposób, w jaki walczy podczas każdej sekundy swojego pobytu na parkiecie, znaczy bardzo wiele dla całej drużyny. To daje nam energię, by dalej dawać z siebie 100%. To niesamowite oglądać jego grę i być z nim w jednej drużynie – powiedział po meczu Kodi Justice.

Na następne emocje związane z występami naszej drużyny będziemy musieli czekać do 13 lutego. Środowe spotkanie z Lokomotiwem Kubań zostało bowiem odwołane ze względu na zarażenia wirusem COVID-19 w zespole rywala. Z kolei w niedzielę Trójkolorowi zagrają na wyjeździe z MKS-em Dąbrowa Górnicza w kolejnej kolejce Energa Basket Ligi. Na wrocławskie parkiety wrócimy zaś dopiero w marcu, kiedy ponownie wystąpimy w Hali Stulecia. Hej Śląsk!

Tagi: eblenerga basket ligakingking szczecinkoszykówkaplkrelacjaśląskszczecinwksWKS Śląsk Wrocławwrocław

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Twój komentarz

osiemnaście − 2 =