Enea Zastal BC Zielona Góra pokonała WKS Śląsk Wrocław 80:75 i awansowała do finału Energa Basket Ligi, zwyciężając w całej serii 3-0. Trójkolorowi do ostatniej akcji walczyli o przedłużenie swoich szans, ale nie byli w stanie wygrać z faworyzowanym przeciwnikiem. Drużyna Olivera Vidina dała z siebie absolutnie wszystko i zostawiła po sobie dobre wrażenie, ale za nieco ponad tydzień czeka ją walka o brązowe medale.
Oliver Vidin w piątkowym spotkaniu wrócił do „tradycyjnej” wyjściowej piątki, którą desygnował do gry przez większość sezonu – na parkiet wybiegli Strahinja Jovanović, Kyle Gibson, Ivan Ramljak, Aleksander Dziewa i Michał Gabiński. Żadnych zmian nie dokonał z kolei Żan Tabak, który wybrał następujący skład na pierwsze minuty: Skyler Bowlin, Kris Richard, David Brembly, Rolands Freimanis i Geoffrey Groselle.
Tak jak dwa poprzednie mecze, tak i ten rozpoczął się serią 7-0 – po raz drugi z rzędu zanotowała ją drużyna Zastalu. Wynik otworzył celną trójką Bowlin, a punkty dołożyli Groselle i Brembly. Chwilę później po rzucie z dystansu Freimanisa było już 10:2. Sygnał do odrabiania strat dał wsadem Dziewa, ale zielonogórzanie wciąż bombardowali kosz Śląska z dystansu i kolejne trzy punkty na ich konto dopisał Brembly.
Po kolejnych oczkach Davida po akcji 2+1 oraz rzutach osobistych Richarda było już 18:9. Końcówka pierwszej części gry należała jednak do Trójkolorowych, którzy nie zniechęcili się nieudanym początkiem spotkania. Do ataku Wojskowych celnym rzutem z półdystansu poderwał Ramljak, a niedługo później z linii zapunktowali rezerwowi Elijah Stewart i Ben McCauley. Ten ostatni zakończył kwartę przechytem i celnym rzutem za dwa punkty i po 10 minutach było już tylko 17:20 dla rywali.
Na początku drugiej części gry „odpalił” się niezastąpiony w tej serii Kyle Gibson. Dwa rzuty wolne po wywalczonym faulu, celna trójka i na tablicy wyników widniał remis. Po stronie rywali jednak także błyszczał ich lider – Rolands Freimanis. Łotysz zdobył aż 9 punktów z rzędu dla swojej drużyny, przywracając jej kilkupunktowe prowadzenie. Dla WKS-u kolejne oczka zanotowali Ramljak i Dziewa, ale Zastal i na to znalazł odpowiedź – było 35:27.
Ta przewaga jeszcze wzrosła w kolejnych minutach – zielonogórzanie byli bardzo efektywni w ataku, a w sumie w pierwszej połowie zapunktowało aż ośmiu podopiecznych Żana Tabaka. Śląsk próbował odrabiać straty – skuteczny był McCauley, 4 oczka dorzucił Jovanović. Po pierwszej połowie rywale prowadzili jednak 43:33. Zastal oddał niemal cztery razy więcej rzutów zza łuku (18-5), trafiając pięć trójek przy tylko jednej WKS-u. Niemal tradycyjnie Dziki dominowały też na zbiórce (23-15), zdobywając 11 punktów z ponowień. Wojskowi mieli zaledwie 29% skuteczności w pomalowanym i niewiele wskazywało, by mogli odmienić losy tego spotkania.
Po przerwie drużyna z Wrocławia pokazała jednak prawdziwego ducha walki i nie zamierzała złożyć broni pomimo sporych strat i klasy rywala. Mocno zmotywowani Trójkolorowi rzucili się do odrabiania strat – najpierw z półdystansu trafił Gibson, a chwilę później zza łuku przymierzył Mateusz Szlachetka. Zastal odpowiedział dwiema skutecznymi akcjami Freimanisa i jedną Groselle’a, ale po świetnej zespołowej akcji Śląska z dystansu przymierzył Gibson i było już tylko 43:47. W międzyczasie efektownym blokiem na Bremblym popisał się Dziewa, tym samym rewanżując się za wsad z poprzedniego spotkania.
Gdy tylko WKS się zbliżył, rywale znów odpowiedzieli trójkami – tym razem autorstwa Brembly’ego i Freimanisa. Dobry fragment zaliczył jednak Dziewa, zdobywając cztery oczka z rzędu dla Trójkolorowych. Chwilę później za trzy trafił Szlachetka, a Olek znów zapunktował, tym razem po zbiórce w ataku. Pod koniec trzeciej części gry skuteczne wjazdy pod kosz zanotowali Jovanović i Gibson. Kwartę dobrą akcją zakończył jednak Groselle, dzięki czemu po 30 minutach Enea Zastal utrzymywała się na prowadzeniu – 61:58.
Ostatnie 10 minut zapowiadało się pasjonująco – tym bardziej, że otworzył je dobrą akcją Gibson, a niezły fragment zaliczył Ramljak, zdobywając kolejne cztery punkty. Zastal znajdował jednak odpowiedź w ataku, głównie za sprawą swoich podkoszowych wież, Groselle’a i Freimanisa. Punkty zdobył też Berzins i po krótkim ofensywnym przestoju Śląska Zastal prowadził 69:64. Do tego spore problemy z faulami mieli niektórzy liderzy WKS-u (Gibson, McCauley i Dziewa – po 4 faule), a trener Vidin poprosił o czas.
W końcowych minutach Aleksander Dziewa włączył prawdziwy tryb bestii. Najpierw bez problemu ograł Berzinsa, a chwilę później – pomimo problemów z utrzymaniem równowagi – w bardzo trudnej sytuacji rzucił punkty, przy okazji będąc faulowanym przez Groselle’a. Zastal jednak cały czas się odgryzał i prowadził 74:70. W kolejnej akcji Dziewa bez wahania przymierzył zza łuku i trafił po raz pierwszy za trzy w całych play-offach! Rywale prowadzili już tylko 74:73. WKS miał nawet okazje, by wyjść po raz pierwszy w meczu na prowadzenie. Ivan Ramljak dwukrotnie nie trafił jednak z linii, a McCauley spudłował z dystansu, choć jego rzut był bardzo bliski celu.
By pokonać tak klasowy zespół, jak Zastal, trzeba wykorzystywać takie szanse – rywale nie wypuścili już zwycięstwa z rąk. Bohaterem końcowych akcji był Łukasz Koszarek, który najpierw sam trafił za trzy, a następnie popisał się bardzo efektowną asystą przy celnym rzucie z dystansu Davida Brembly’ego. Dwa trafienia zza łuku były najlepszym podsumowaniem całej serii, w której Zastal zanotował ich w sumie aż 38. Zielonogórzanie wygrali trzecie spotkanie 80:75, zwyciężając w całej serii 3-0 i awansując do finału Energa Basket Ligi.
W trzecim meczu Wojskowym w końcu udało się nieco zneutralizować najsilniejsze punkty Zastalu – rywale nieznacznie wygrali zbiórkę (37-31), a zza łuku mieli minimalnie lepszą skuteczność od Wojskowych (38% – 36%). Zielonogórzanie rozdali za to o 8 asyst więcej (23-15), zdobyli 19 punktów drugiej szansy przy 6 Śląska i zanotowali 18 oczek ze strat. Wśród zawodników Olivera Vidina najlepiej spisali się Aleksander Dziewa (18 punktów, 6 zbiórek) i Kyle Gibson (18 punktów, 5 zbiórek). W ekipie Zastalu brylowali Rolands Freimanis (24 punkty, 5 zbiórek) i David Brembly (16 punktów, 9 zbiórek), a double-double zanotował Geoffrey Groselle (12 punktów, 10 zbiórek).
– To była bardzo trudna seria, a każdy mecz był niezwykle wyrównany. W pierwszy meczu prowadziliśmy 15 punktami, ale nie utrzymaliśmy przewagi do końca. Gratuluję awansu rywalom, mają bardzo dobrego trenera, utalentowanych zawodników i dużo potencjału w ataku. Próbowałem wszystkiego, co w mojej mocy, byśmy mogli grać dalej o złoto. Wynik pokazuje jednak, że można było zrobić coś więcej. W pierwszym meczu zawiodły rzuty osobiste. W drugim zanotowaliśmy kosztowny przestój pod koniec trzeciej kwarty. Dziś walczyliśmy do ostatniej minuty, ale zabrakło nam skuteczności w końcówce. Taka jest koszykówka, wszystko ma wpływ na wynik: umiejętności, przygotowanie fizyczne i mentalne. Gratuluję moim zawodnikom i jestem z nich dumny, bo walczyli do samego końca ze wszystkich sił. To samo mogę powiedzieć o sztabie szkoleniowym i wszystkich pracownikach klubu. Jak na tak młody skład, jakim dysponujemy, pokazaliśmy niezłą koszykówkę, a przed wieloma moimi zawodnikami obiecująca przyszłość – mówił na pomeczowej konferencji prasowej Oliver Vidin, trener Śląska.
– Gratuluję przeciwnikom awansu. My walczyliśmy do końca i chcieliśmy pokazać, że jesteśmy drużyną, która zasługuje na coś więcej, niż porażka 0-3. Niestety po raz kolejny przegraliśmy zbiórki i nam się nie udało, ale teraz musimy szybko się pozbierać po tej przegranej. Przed nami walka o brązowe medale – dodawał Mateusz Szlachetka.
Wynik 0:3 nie odzwierciedla w pełni przebiegu półfinałowej serii. Trójkolorowi w każdym meczu byli o krok za rywalami, do końcowych minut bijąc się o zwycięstwa i przegrywając zaledwie kilkoma punktami. Drużyna z Wrocławia cały czas brak centymetrów pod tablicami czy doświadczenia nadrabiała wolą walki i maksymalnym zaangażowaniem. Ostatecznie zabrakło jednak po prostu nieco koszykarskiej jakości. Gratulujemy rywalom zasłużonego awansu, ale z Ostrowa Wielkopolskiego wyjeżdżamy z podniesionym czołem. Pomimo rozczarowania niekorzystnym wynikiem nie możemy odmówić naszej drużynie walki do ostatnich sekund półfinału oraz nawiązania równorzędnej walki z bardzo silnym przeciwnikiem. Teraz przed nami nieco ponad tydzień przerwy, a 28 kwietnia wrócimy do Areny Ostrów, by bić się o brązowy medal Energa Basket Ligi. W rywalizacji do dwóch zwycięstw zmierzymy się z Legią Warszawa lub Arged BMSlam Stalą Ostrów Wielkopolski. Mamy nadzieję, że udany sezon ukoronujemy zdobyciem trzeciego miejsca w PLK, które także niewątpliwie będzie wielkim sukcesem naszego zespołu. Hej Śląsk!