Znów o krok od niespodzianki

0

Tak jak w Gran Canarii, tak i w Hamburgu – Śląsk Wrocław był bardzo blisko niespodzianki, której niestety jednak nie udało mu się sprawić. Veolia Towers pokonała Trójkolorowych 87:83, ale podopiecznych Andreja Urlepa trzeba pochwalić za niesamowitą pogoń w trzeciej kwarcie i walkę do ostatnich sekund spotkania.

W wyjściowej piątce Śląska obyło się bez niespodzianek – po raz kolejny znaleźli się w niej Jeremiah Martin, Daniel Gołębiowski, Jakub Nizioł, Conor Morgan i Aleksander Dziewa.

Trójkolorowi zaczęli mecz od dwóch strat i czterech straconych punktów, ale szybko otrząsnęli się z początkowego letargu. Świetny fragment zaliczył Nizioł, który zdobył aż 7 punktów z rzędu, a potężnym blokiem na Christophie Philippsie popisał się Aleksander Dziewa. WKS ze stanu 0-4 wyszedł na prowadzenie 7-4. Straty Hamburga zmniejszyli Ziga Samar i Marvin Clark Jr., ale dobra egzekucja rzutów wolnych w wykonaniu Dziewy pozwoliła nam utrzymać kilka punktów prowadzenia.

Gospodarze już po paru minutach przekroczyli limit fauli (co ciekawe, 3 przewinienia w 27 sekund zanotował Jonas Wohlfarth-Bottermann), co starali się wykorzystać agresywną grą Wojskowi. Kilka punktów z linii rzucił Łukasz Kolenda. Po zejściu z parkietu Jeremiah Martina w grę WKS-u wdarło się sporo chaosu, a na domiar złego z grymasem bólu na twarzy boisko opuścił Jakub Nizioł. Towers wykorzystali problemy rywali i dzięki trójce Jamesa Woodarda po pierwszej kwarcie prowadzili 21:19.

Na początku drugiej kwarty wrocławianom niestety zupełnie nie układała się gra ofensywna, co spowodowało serię siedmiu punktów rywali. Wydawało się, że niemiecka drużyna może błyskawicznie odjechać Śląskowi, ale waleczny w ofensywie Dziewa pozwolił przyjezdnym trzymać kontakt z rywalami. Niezłą grę w obronie niestety niweczyły niepotrzebne straty, które kosztowały nas kolejne stracone punkty. Podopieczni Raoula Kornera prowadzili już 36:23.

W ataku nasza gra niemal w stu procentach polegała na rzutach Olka Dziewy, który trafił zza łuku, ale niestety mylił się bliżej kosza. Hamburg rozpędzał się w ofensywie – Lukas Meisner dunkiem wykończył zespołową akcję, floater Kendale McCulluma powiększył przewagę gospodarzy do 16 punktów, a kolejne trzy oczka Meisnera jeszcze pogorszyły sytuację. WKS pod presją rywali nie potrafił znaleźć drogi do otwartych rzutów i w efekcie zbyt często musiał rzucać z nieprzygotowanych pozycji za trzy. Do szatni zawodnicy Andreja Urlepa schodzili, przegrywając 33:52.

Na drugą połowę Śląsk wyszedł w bojowym nastawieniu – trójka i blok Gołębiowskiego oraz punkty w kontrze Morgana mogły wlać nieco nadziei w serca kibiców WKS-u. Popularny “Gołąb” na początku trzeciej kwarty był wprost kapitalnie dysponowany – najpierw zanotował akcję 2+1, po chwili swoim przechwytem wymusił faul niesportowy rywali i wykorzystał dwa rzuty wolne, a następnie wjazdem pod kosz zdobył kolejne punkty! Przewaga Hamburga zmalała do zaledwie siedmiu oczek, a Śląsk się nie zatrzymywał. Punkty Kolendy i Morgana doprowadziły do serii Trójkolorowych 16-0 (!), a na tablicy było już tylko 49:52. Towers byli bez punktów przez ponad 5 minut!

Piękny sen Wojskowych przerwał punktami po zbiórce dopiero Yoeli Childs, ale i tak zespół Urlepa trzeba pochwalić za świetną grę w obronie na przestrzeni całej trzeciej kwarty. Punkty z linii Dziewy, Kolendy i Morgana pozwalały WKS-owi utrzymywać wynik bliski remisu. Po przechwycie i punktach na pusty kosz Martina Śląsk wyszedł nawet na prowadzenie! Dopiero dzięki punktom z faulem Setha Hinrichsa i rzutowi spod kosza Clarka Jr. Hamburg odzyskał przewagę przed ostatnią kwartą – 63:61.

W czwartą kwartę wchodziliśmy z dużymi nadziejami, ale jej początek był zimnym prysznicem na nasze głowy – za trzy trafił James Woodard, w kontrze Yoeli Childs, a po stracie Morgana na pusty kosz rzucił Seth Hinrichs. Kapitalny fragment Nizioła pozwolił nam jednak wrócić do gry – najpierw Kuba zaliczył potężny wsad, a po chwili trójkę w szybkim ataku. Po akcji 2+1 Jeremiah Martina na tablicy znów widniał remis: 73-73.

W kolejnych minutach podobny scenariusz: Towers odskakują po punktach Philippsa, Woodarda i Childsa, a Śląsk odrabia straty za sprawą Martina i Dziewy. Następnie w grę obu drużyn wdarło się sporo chaosu i po paru nieudanych akcjach na nieco ponad minutę przed końcem gospodarze prowadzili jednym oczkiem (80:79). Status quo utrzymał się po akcjach McCulluma i Martina, którzy skutecznie zaatakowali kosz. Pierwszy z nich po chwili próbował powtórzyć tę sztukę i wywalczył faul, po którym wykorzystał dwa rzuty wolne. Jakub Nizioł zmniejszył jeszcze straty do jednego punktu, ale decydujące fragmenty meczu należały do McCulluma. Jego wjazd pod kosz zapewnił Hamburgowi prowadzenie, którego niemiecki zespół nie oddał już do końca i ostatecznie wygrał 87:83.

Mecz w Hamburgu dostarczył nam wielkich emocji oraz powodów zarówno do dumy, jak i zmartwień. Niesamowita pogoń i seria 16-0 Śląska w trzeciej kwarcie zasługuje na duże uznanie i pokazuje, że zespół z Wrocławia nie poddaje się nawet w najtrudniejszych momentach. Słabsze fragmenty spotkania obnażyły jednak nasze ograniczenia w ofensywie, wynikające między innymi z krótkiej rotacji i braku etatowego strzelca w zespole. Niemniej naszej drużynie należą się duże brawa za walkę i zostawione na boisku serce. Podziękujmy im już w sobotę, licznie stawiając się na meczu Energa Basket Ligi z Twardymi Piernikami Toruń!

Zdjęcia: Marvin Contessi/Dennis Fischer

Tagi: 7DAYS EuroCupEuroCuphamburgrelacjaVeolia Towers HamburgWKS Śląsk Wrocław

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Twój komentarz

17 + 16 =