Jak na świętą wojnę przystało, w tym meczu nie brakowało walki i emocji. Trójkolorowi zagrali świetną pierwszą połowę, ale w drugiej byli cieniem samych siebie. Prowadzenie wielokrotnie przechodziło z rąk do rąk i obie drużyny odskakiwały na kilka oczek, choć na krótko. Ostatecznie końcówka zdecydowanie należała jednak do Anwilu, który wygrał 93:78.
Do Włocławka wrocławianie pojechali osłabieni brakiem Kacpra Gordona. W meczowej 12-stce znaleźli się jednak wracający po kontuzji Jakub Musiał i debiutujący Paweł Strzępek. Do wyjściowej piątki Oliver Vidin desygnował Strahinję Jovanovicia, Kyle’a Gibsona, Ivana Ramljaka, Aleksandra Dziewę i Michała Gabińskiego.
Pierwsze punkty w meczu zdobył rzutem zza łuku Przemysław Zamojski. Trójkolorowi odpowiedzieli trójkami Gibsona i Gabińskiego po identycznych akcjach i odegraniach ze środka na zewnątrz. Z upływem czasu popełniali jednak dużo prostych strat i słabo bronili pod koszem, gdzie pozwalali na ofensywne zbiórki i dobitki Ivicy Radicia. Anwil prowadził 18:12, ale w kolejnych minutach 7 oczek z rzędu zdobył Dziewa, trafiając m.in. trójkę. Na koniec kwarty przechwyt i wsad zaliczył Ivan Ramljak – prowadziliśmy 23:21, ale popełniliśmy aż 7 strat.
Na początku drugiej ćwiartki wreszcie wykazywaliśmy więcej energii. Dowodem na to była akcja, gdy stratę popełnił Akos Keller. Węgier wrócił do obrony, efektownie zablokował rywala, czym zapoczątkował kontrę zakończoną wsadem Elijaha Stewarta. Prowadziliśmy 29:23 i trener Marcin Woźniak wziął czas. Kolejne minuty były już bardziej wyrównane, WKS starał się uciekać, ale gospodarze nie pozwalali na to trafieniami z dystansu Przemysława Zamojskiego, McKenziego Moore’a czy Walerija Lichodieja. W trudnych momentach zbiórki w ataku i dobitki zaliczał jednak Stewart, a Gibson trafiał niełatwe i zarazem ważne rzuty. W ostatniej akcji Jovanović wywalczył faul, trafił oba rzuty osobiste i prowadziliśmy 49:41.
Trzecią kwartę zaczęliśmy dobrze – trójkę przez ręce pod presją zegara trafił Ivan Ramljak i prowadziliśmy 54:46. Niestety od tego momentu nasz atak zupełnie stanął i nie odblokował się już do końca tej części meczu. Kompletną dominacją pod drugim koszem popisywał się za to Ivica Radić, który trafiał niemal wszystkie rzuty w pomalowanym i jego okolicy. Włocławianie szybko odrobili straty, kolejne trójki trafili Zamojski i czujący się coraz swobodniej Ivan Almeida – Anwil prowadził na koniec kwarty 63:59.
Ostatnie 10 minut zaczęliśmy od zmniejszenia strat do 2 oczek po rzutach wolnych Jovanovicia. Kolejny raz zza łuku trafił jednak Almeida, który następnie popisał się wsadem w kontrze. Przy stanie 68:61 Oliver Vidin poprosił o przerwę. Jedynym plusem obecnej sytuacji był przekroczony już po 2,5 minuty limit fauli gospodarzy. Wrocławianom szło jak po grudzie, ale walczyli – kolejny ważny rzut z dystansu trafił Gibson, a Dziewa wywalczył faul i zmniejszył straty do jednego oczka. Gdy tylko zbliżyliśmy się do rywali, McKenzie Moore popisał się akcją 2+1, a następnie trafił za trzy i gospodarze znów odjechali. Chwilę później Walerij Lichodiej trafił trójkę w kontrze i było już 78:69 dla Rottweilerów, a trener Vidin nie miał już do wykorzystania przerw. Niestety gołym okiem mecz był już niemal przegrany – luz na parkiecie złapał Ivan Almeida, przyjezdni pudłowali z kolei nawet próby rzutów osobistych. W chaotycznych ostatnich minutach popełniliśmy dużo strat, niepotrzebnych fauli i ten okres gry był podsumowaniem naszego bardzo słabego występu w drugiej połowie. Ostatecznie przegraliśmy 78:93.
– Po pierwsze, gratulujemy zwycięstwa przeciwnikom. Anwil był dzisiaj w dobrej dyspozycji rzutowej, ale w pierwszej połowie udało nam się utrzymywać nasz rytm gry. Myślę, że dobrze wykonywaliśmy założenia w obronie, bo Anwil to drużyna, która ma dużo talentu w ataku. W drugiej połowie „padliśmy” trochę fizycznie i to od razu miało przełożenie na wynik meczu. Myślę, że to było wyrównane starcie pod koszem, obie drużyny zdobyły w pomalowanym po 38 punktów. Gospodarze trafili 16 trójek, mieli blisko 46% skuteczności w tym elemencie, a my w ważnych momentach spotkania nie trafialiśmy nawet rzutów wolnych i nie utrzymaliśmy wyniku tak, by mecz był wyrównany do końca – skomentował starcie Oliver Vidin.
Wszyscy liczyliśmy na inny wynik tego starcia, niestety tym razem musimy przełknąć gorzką pigułkę. O przykrej przegranej musimy jak najszybciej zapomnieć, bo kolejne starcie czeka nas już w poniedziałek. Do Wrocławia przyjedzie drużyna Polskiego Cukru Toruń i będzie to ostatnie spotkanie pierwszej rundy rozgrywek. Początek starcia o 17:30, transmisja w serwisie Emocje.TV. Walczymy o zwycięstwo, hej Śląsk!