Dwa pierwsze spotkania finałowe z Enea Astorią Bydgoszcz i styl, w jakim zostały przegrane przez wrocławian, nie napawały optymizmem. Nadzieja na odwrócenie losów serii była jednak wielka. Niestety na niej się skończyło. Podopieczni Radosława Hyżego walczyli z całych sił i dali z siebie wszystko, ale to gospodarze trzeciego spotkania ponownie byli lepszą drużyną. Astoria wygrała 86:77 i awansowała tym samym do ekstraklasy.
Trener WKS-u zdecydował się wystawić w pierwszej piątce trzech wysokich zawodników. Na parkiet wybiegli Norbert Kulon, Jakub Musiał, Aleksander Dziewa, Mateusz Jarmakowicz i Karol Michałek. Przyjezdni zaczęli mecz dobrze i od początku utrzymywali kilkopunktowe prowadzenie. Aktywni w ataku byli przede wszystkim Jakub Musiał (zdobywca 7 z 12 pierwszych punktów Śląska) i Mateusz Jarmakowicz. Astoria była krok za Śląskiem, ale nie pozwalała Trójkolorowym odskoczyć bardziej. Gospodarze cierpliwie szukali swoich pozycji, co poskutkowało m.in. dwoma trójkami Grzegorza Kukiełki. Zawodnicy Grzegorza Skiby w ostatniej akcji kwarty wyszli nawet na prowadzenie po outletowym podaniu Kukiełki i lay-upie Michała Aleksandrowicza (25:24).
W końcówce pierwszej części gry bydgoszczanie zaczęli łapać swój rytm, dzięki czemu pierwsze 5 minut drugiej ćwiartki wygrali aż 14:2. Otwarte pozycje na obwodzie wykorzystali Bartosz Pochocki i Mikołaj Grod, a na półdystansie nie mylił się Paweł Śpica. Po kolejnych trafieniach Grzegorza Kukiełki, Astoria prowadziła już nawet 16 punktami (47:31). Radosław Hyży szukał rozwiązań w dużej rotacji, ale oczka dla WKS-u zdobywali przede wszystkim starterzy (Aleksander Dziewa i Jakub Musiał). Do przerwy gospodarze prowadzili 49:39.
Na parkiet wrocławianie wrócili tuż przed rozpoczęciem trzeciej kwarty, odprawa była więc długa i intensywna. Początkowo przyniosła ona skutek – agresja i zaangażowanie w obronie pozwoliły powstrzymać Astorię przed trafieniem z gry przez pierwsze 3,5 minuty. Po akcjach Aleksandra Dziewy i Mateusza Jarmakowicza, WKS zbliżył się na 5 oczek (46:51), ale chwilę później zza łuku przymierzyli Grzegorz Kukiełka i Marcin Nowakowski. Drużyna Grzegorza Skiby ponownie przejęła inicjatywę, lepiej kontrolowała tempo gry i miała za sobą wsparcie publiczności. Śląsk z problemem „ciułał” punkty; trójka Roberta Skibniewskiego zmniejszyła jednak straty do 9 punktów. Po pół godziny gry Astoria prowadziła 67:58.
Nic nie zapowiadało, by w czwartej kwarcie obraz gry miał się zmienić. Wrocławianie dwoili się i troili, ale nie byli w stanie zmniejszyć przewagi gospodarzy, którzy szukali ruchu piłki, grali cierpliwiej i skuteczniej. Na 4,5 minuty przed ostatnią syreną, nie atakowany przez nikogo Marcin Nowakowski powiększył prowadzenie swojej drużyny do 14 punktów (78:64). Kolejny ofensywny zryw WKS-u pozwolił zbliżyć się na dystans 5 oczek (76:81) – 6 punktów z rzędu zdobył Krzysztof Jakóbczyk, a trafienie zza łuku dołożył „Skiba”. W ostatnich minutach ważne rzuty wolne spudłował jednak Michał Sasik, a po ofensywnej zbiórce Jakuba Dłuskiego na 80 sekund przed końcem, daggerem zza linii 6.75m popisał się Marcin Nowakowski. Astoria prowadziła 83:75 i nie dała już wyrwać sobie zwycięstwa. Ostatecznie podopieczni Grzegorza Skiby wygrali 86:77 i po końcowej syrenie mogli cieszyć się z awansu do Energa Basket Ligi.
– Zespół Astorii był lepszy. Nasza drużyna popełniła dużo błędów, ale pokazała wielkie zaangażowanie i dała z siebie wszystko. Na tak gorącej hali gra się bardzo trudno. Zadecydowały małe rzeczy i problemy, z którymi borykaliśmy się od początku play-offów: nieszanowanie piłki, problemy z penetracją, zbiórką. Nie dam jednak sobie wmówić, że ten sezon jest stracony czy słaby. Zawodnicy wykonali kawał ciężkiej roboty, jestem z tego powodu z nich bardzo dumny. Pewne sprawy ułożyły się nie po naszej myśli i za to odpowiedzialny jestem ja. Kiedyś wyczytałem fajną rzecz: to trener ustala taktykę, to trener ustala godziny i rodzaje treningów czy dobiera zawodników. Za wszystko odpowiedzialny jest on. Jeśli nie jest w stanie wydobyć więcej ze swojej drużyny, to też obciąża jego. Dlatego to jest moja wina i będę musiał z tym żyć. Mam nadzieję, że dam radę (śmiech) – powiedział po meczu trener Radosław Hyży.
FutureNet Śląsk zagrał ze skutecznością 38% z gry, 36% za 3 (10/28) i tylko 68% z linii (21/31). Astoria trafiła odpowiednio 44% z gry, 48% za 3 (12/25) i 64% na wprost kosza (18/28). Goście wygrali zbiórkę 37:33, rozdali więcej asyst (20:18), ale popełnili więcej strat (10:6). Najlepszymi punktującymi WKS-u byli Aleksander Dziewa (20 pkt, 7 zb, 2 ast, 8/12 z gry), Norbert Kulon (14 pkt, 2 zb, 3 ast, 4/13 z gry, 3/8 za 3), Jakub Musiał (12 pkt, 4 zb, 5 ast, 2/8 z gry, 2/7 za 3, 6/9 z linii) i Krzysztof Jakóbczyk (10 pkt, 2/9 z gry, 1/4 za 3). Blisko dwucyfrowej zdobyczy byli Robert Skibniewski (9 pkt, 7 zb, 2 ast, 3/10 z gry, 3/6 za 3) i Mateusz Jarmakowicz (9 pkt, 5 zb, 2 ast, 3/7 z gry). W drużynie Astorii najwięcej oczek uzbierali Marcin Nowakowski (19 pkt, 2 zb, 7 ast, 6/13 z gry, 3/4 za 3), Grzegorz Kukiełka (14 pkt, 3 ast 4/7 za 3), Łukasz Frąckiewicz (13 pkt, 6 zb) i Michał Aleksandrowicz (11 pkt, 4/8 z gry). Jakub Dłuski miał 5 pkt, ale i 14 zb, a Bartosz Pochocki 9 pkt i 6 zb.
Pełne statystyki: https://bit.ly/2w9BJya
– Chciałbym podziękować osobom, które zajmowały się w klubie organizacją meczów i naszej pracy. Bardzo wiele osób pomagało nam i dbało, żeby wszystko było na czas. Ze strony klubu spotkało nas wszystko, co dobre. Dziękuję również kibicom za wsparcie, którym otaczali nas przez cały sezon. Mogę jedynie przeprosić, że nie udało nam się zakończyć tego tak, jak wszyscy oczekiwali – dodał szkoleniowiec WKS-u.
Wszyscy mieliśmy nadzieję na inne zakończenie sezonu. Chcieliśmy zrobić wszystko, by ekstraklasa ponownie zawitała do Wrocławia i daliśmy z siebie wszystko, ale to i tak było za mało. Nie udało nam się zrealizować celu, który założyliśmy sobie przed rozgrywkami, i na który pracowaliśmy prawie rok. Możemy jedynie zapewnić Was, Kibiców, że każdy z nas – zawodników i pracowników klubu – włożył w ten sezon maksimum serca i zaangażowania. Niestety w ostatecznym rozrachunku, okazaliśmy się po prostu słabszą drużyną. Rozgrywki kończymy z wielkim niedosytem i smutkiem, że cały nasz wysiłek nie wystarczył. Taki jednak bywa sport. Jedyne, co nam pozostało, to pogodzić się z przegraną, przeanalizować popełnione błędy i wraz z nowym dniem dalej walczyć o bycie lepszym. Dziękujemy, że przez cały sezon byliście z nami, wspieraliście nas i nie zwątpiliście w nas nawet wtedy, gdy nasz sezon wisiał na włosku. Obiecujemy wrócić silniejsi. Stolica Dolnego Śląska i najlepsza wrocławska publiczność zasługuje na ekstraklasę, a w dalszej perspektywie na „18-stkę”. Z tymi celami z tyłu głowy, przystąpimy do kolejnego sezonu. Hej Śląsk!