TBS Śląsk II Wrocław pokonał na własnym parkiecie Księżak Łowicz 96:86. Goście przez większość meczu przeważali w hali Kosynierka, ale ostatecznie to podopieczni Dusana Stojkova mogą się cieszyć z 11. zwycięstwa w tym sezonie Suzuki 1. Ligi Mężczyzn. W zespole gospodarzy brakowało kilku liderów, ale świetnie w poniedziałkowy wieczór spisali się Sebastian Bożenko (26 pkt.) czy Jan Wójcik (16 pkt., 18 zb.), którzy w samej końcówce zapewnili wygraną swojej ekipie. Ostatnią kwartę Trójkolorowi wygrali 29:18 i to ona zadecydowała o końcowym rezultacie. W zespole gości błyszczał Mateusz Fatz (17 pkt.), ale to nie wystarczyło na dobrze dysponowany WKS.
Do poniedziałkowego starcia z Księżakiem, drugi zespół Śląska przystępował bez kilku ważnych postaci. Brakowało m.in. Kacpra Gordona czy Szymona Tomczaka. Pomimo kilku absencji, zespół gospodarzy nie stał w tym meczu na straconej pozycji, tym bardziej, że w tabeli Suzuki 1. Ligi Mężczyzn zajmował wyższą lokatę. Podopieczni trenera Stojkova mecz rozpoczęli w zestawieniu: Sebastian Bożenko, Miłosz Góreńczyk, Maksymilian Zagórski, Jan Wójcik i Szymon Walski. Goście z Łowicza na parkiet hali Kosynierka wyszli natomiast piątką Jakub Stanios, Piotr Robak, Daniel Dawdo, Michał Jankowski oraz Tomasz Krzywdziński.
Początek starcia był zdecydowanie pod dyktando gości, którzy bardzo twardo grali w defensywie i starali się wykorzystywać swoje szanse w szybkim ataku. Taka wszechstronność spowodowała, że po 5 minutach prowadzili 14:8 i ewidentnie czuli się pewnie na parkiecie. Imponował przede wszystkim center Księżaka – Krzywdziński, który w kilka minut zdołał zgromadzić aż 8 punktów, dwukrotnie rzucając celnie z dystansu. WKS z kolei dobrze dzielił się piłką w ataku, ale ze skutecznością rzutów było już znacznie gorzej. Pod koniec 1Q gospodarzom udało się podgonić rezultat, a po celnym rzucie wolnym Kacpra Marchewki było już tylko 13:17. Łowiczanie w kolejnych fragmentach imponowali przede wszystkim konsekwencją swoich akcji oraz powtarzalnością. Gra Trójkolorowych z kolei była bardzo chaotyczna i dlatego też to przyjezdni na minutę przed końcem prowadzili bardzo wyraźnie – 24:14. Dwa skuteczne rzuty zza łuku w końcówce Bożenki oraz Walskiego poprawiły jednak sytuację Wojskowych i ostatecznie po 10 minutach było 20:26.
Drugą kwartę bardzo dobrze rozpoczął Góreńczyk – najpierw rzucił celnie zza łuku, potem zebrał piłkę w obronie, a następnie wykorzystał dwa rzuty wolne i Śląsk dogonił rywala na dystans zaledwie trzech “oczek” (25:28). WKS jako zespół poprawił przede wszystkim grę w obronie, co przekładało się na więcej szans w szybkim ataku. Gospodarze bardzo często grali pod faul, w związku z czym w nieco ponad 15 minut udało im się wywalczyć ich aż 10. Niestety nie szło to w parze ze skutecznością z linii, która była na poziomie zaledwie 62%. Ten element jednak również udało się poprawić, przez co Trójkolorowi utrzymywali bliski kontakt i nie pozwalali rywalom na chwilę oddechu. Po ofensywnej zbiórce Wójcika i celnej trójce Aleksandra Leńczuka Śląsk, pomimo słabszego fragmentu, znowu poczuł krew i poszedł za ciosem (42:46). W kolejnej akcji ponownie ciężar na swoje barki wziął lider gości Tomasz Krzywdziński, który po raz trzeci w meczu trafił “za 3” i Dusan Stojkov poprosił o czas. Po przerwie wrocławianie wrócili do gry, a podrażniona ambicja kapitana Sebastian Bożenki dała o sobie znać, a jego zryw dał Wojskowym kolejne punkty i na kilkanaście sekund przed końcem było tylko 48:49. “Bożena” miał z kolei na swoim koncie już 20 zdobytych punktów. Ostatnie słowo należało jednak do gości, którzy na przerwę schodzili z prowadzeniem 51:48.
Trzecia kwarta zaczęła się od serii chaotycznych akcji z obydwu stron. Było dużo niedokładności i fauli, które wytrącały drużyny z rytmu. Zdobyczy punktowych oglądaliśmy zatem niewiele, a Krzywdziński, który w pierwszej połowie był liderem swojego zespołu, w brzydki sposób sfaulował Wójcika. Sędziowie orzekli faul niesportowy, który najpierw na dwa punkty z linii zamienił sam poszkodowany, a później celnie zza łuku rzucił Kacper Marchewka i WKS wreszcie wyszedł na prowadzenie (57:54). Ciężko wypracowana przewaga została jednak dość szybko zaprzepaszczona, łowiczanie nie tylko dogonili rezultat, ale szybko odzyskali kontrolę nad meczem i przy stanie 58:63 trener Stojkov zmuszony był poprosić o przerwę. Po czasie Trójkolorowi podostrzyli grę w obronie i zaczęli wykorzystywać wolną przestrzeń pod koszem. To przyniosło wymierne korzyści, a wynik po 30 minutach ustalił skutecznym lay’upem Góreńczyk i gospodarze tracili tylko punkt do swoich rywali (67:68) i przed ostatnią ćwiartką wszystko pozostawało otwarte.
Czwartą kwartę od celnej “trójki” rozpoczął Walski, który dał wrocławianom kolejne prowadzenie i świetnie otworzył ten fragment gry. Chwilę później dobra akcja w obronie i punkty Leńczuka i było już 72:68. W kolejnych akcjach jedni i drudzy wymieniali się skutecznymi akcjami, ale to Księżakowi udało się nadgonić rezultat i w efekcie, po rzutach wolnych Maksymiliana Motla mieliśmy remis – 75:75. Chwilę później z półdystansu trafił Jankowski i, niestety dla Trójkolorowych, znowu prowadzili goście. Po czasie dla trenera Stojkova rozpoczęła się prawdziwa wymiana ciosów i na 5 minut przed końcem meczu Wojskowi prowadzili minimalnie, 81:80. Do gry włączył się najbardziej doświadczony w ekipie Śląska – Leńczuk, który trafił zza łuku i w niezwykle ważnym momencie powiększył prowadzenie gospodarzy. To był naprawdę wybitny fragment Alka, który chwilę później zaliczył przechwyt i dołożył łatwe punkty, a potem ponownie celnie rzucił “za 3” i WKS prowadził 91:83. W końcówce jedni i drudzy często faulowali i wykonywali rzuty wolne. Te z większą skutecznością wykorzystywał Śląsk i dzięki temu na 27 sekund przed końcem gry na tablicy mieliśmy wynik 93:86. Ostatecznie TBS Śląsk II Wrocław wygrał 96:86 i dopisał sobie 11. zwycięstwo w tym sezonie Suzuki 1. Ligi Mężczyzn.
W pierwszej połowie meczu błyszczał kapitan Sebastian Bożenko, który już po 20 minutach miał na koncie 20 zdobytych punktów, a mecz zakończył z double-double (26 pkt., 11 ast.). Po przerwie w jego buty wszedł Jan Wójcik, który również popisał się double-double, zresztą nie po raz pierwszy w tym sezonie (16 pkt., 18 zb.), a w samej końcówce odpowiedzialność za wynik wziął na siebie najbardziej doświadczony Aleksander Leńczuk, który w ostatniej kwarcie zdobył aż 10 punktów i dał zwycięstwo swojej drużynie. To był kapitalny występ całego zespołu i zasłużone zwycięstwo. Walczymy dalej o fazę play-off, Hej Śląsk!