Urodził się w Calais we Francji, gdzie wyemigrowali jego polscy rodzice – koszykarze. Oficjalnie na imię ma „Mathieu”, ale woli, by zwracać się do niego „Maciek”. W pierwszych meczach nowego sezonu Energa Basket Ligi błyszczy w barwach Śląska i udowadnia, że nie bez powodu otrzymał w poprzednich rozgrywkach tytuł „Najbardziej Energetycznego Gracza”. Ma 27 lat i właśnie wchodzi w swój koszykarski „prime”. Nie ukrywa, że lubi grać nie tylko efektywnie, ale także efektownie, a w stolicy Dolnego Śląska czuje się świetnie. Maciek Wojciechowski opowiada o swoich pierwszych tygodniach w nowym klubie i mieście.
WKS: Jak czujesz się we Wrocławiu? Jak żyje Ci się w dużym mieście?
MW: Jak do tej pory jestem bardzo zadowolony z mojego pobytu tutaj. Miasto jest genialne, jest bardzo dużo rzeczy do robienia, do zwiedzenia czy też dużo świetnych restauracji. Właśnie w tej ostatniej kwestii mamy z kolegami drużyny „challenge” – szukamy najlepszych i razem się do nich wybieramy. We Wrocławiu czuję się bardzo dobrze.
WKS: Z czego wynika świetna forma, jaką prezentujesz od początku sezonu?
MW: Myślę, że powoli zaczęła się ona budować już w zeszłym roku, gdy dostałem szansę na bycie jedną z najważniejszych postaci w drużynie. W tym potrzebowałem już nowego wyzwania, ale nie chciałem też byle jakiej roli. Chciałem sprawdzić się w roli prawdziwego lidera i na razie jest to bardzo interesujące doświadczenie. Kibice przyglądają się moim reakcjom na boisku i poza nim – trzeba być bardzo skoncentrowanym nie tylko na wykonywaniu swojej pracy, ale też nad tym, co się sobą prezentuje, nad swoją mową ciała. Ale czuję się w tej roli bardzo dobrze, równie dobrze współpracuje mi się z trenerami, którzy mają do mnie sporą dawkę zaufania, co daje mi dużo pewności.
WKS: Czy myślisz, że taka rola lidera drużyny jest dla Ciebie stworzona?
MW: Tego akurat nie wiem, ale zawsze staram się być wobec chłopaków jak najbardziej pozytywny, bo sam też tego potrzebuję. Moim motorem napędzającym do gry jest konieczność bawienia się na boisku – nie w sensie zabawy, ale wyciągania z koszykówki jak największej ilości pozytywów i radości. Staram się mieć taki sposób bycia, by wpływać na innych i im również dawać radość z grania. Chcę dawać jak najlepszy przykład, co nie jest łatwe, bo każdy czasami ma gorszy dzień. Ale jest to bardzo fajne uczucie i daje mi dużo nowego doświadczenia.
WKS: W obecnym sezonie świetnie rzucasz zza łuku. Dotychczas rozegraliście tylko 5 spotkań, ale i tak przy 3.8 próbach podejmowanych na mecz, trafiasz aż 52%. Jak mocno pracowałeś nad tym elementem?
MW: Bardzo mocno, bo graczowi, który gra na pozycji niskiego skrzydłowego nie wypada nie rzucać za trzy. Wówczas można od niego odejść, można więcej od niego pomagać. Poprawiając swoją skuteczność w tym elemencie staję się też bardziej użyteczny dla drużyny, bo chłopacy mają wówczas więcej miejsca i otwartych pozycji. Tego lata dużo pracowałem nad innymi sposobami rzucania np. rzutami z kozła, co jest dla mnie bardzo ważne, bo w grze 1 na 1 jestem w stanie wypracować sobie dużo miejsca. Gdy obrońca odejdzie za daleko mogę sobie poukładać kozioł i taki rodzaj rzutu jest teoretycznie najłatwiejszy, bo czuje się swój własny rytm ruchu, czuje się piłkę. Nie chcę być tylko graczem typu „catch and shoot”. Mam nadzieję, że będę mógł używać tej broni coraz częściej. Wiadomo, że ten procent na razie jest bardzo wysoki, bo mamy za sobą dopiero 5 spotkań, ale muszę pracować nad utrzymaniem go jak najwyżej, by być jak najbardziej pożytecznym dla drużyny.
WKS: Co uważasz za swój najsłabszy element w swojej grze? Nad czym musisz najmocniej pracować?
MW: Myślę, że najważniejsze u mnie jest opanowanie emocji. Bywa to wadą mojej zalety – miewam w sobie tyle energii i chęci do wygrywania, że czasem jest tego aż za dużo i może to mieć zły wpływ na mnie, moje reakcje czy kolegów z drużyny. To jest dla mnie najważniejszy punkt do przepracowania. Pracuję nad tym, by w momentach euforii umieć się uspokoić, a w trudniejszych chwilach być w stanie dać z siebie coś więcej i zapewnić chłopakom więcej wsparcia. Muszę nad tym panować, ale nie mogę też przesadzać, bo z drugiej strony to moja siła. Chcę używać tego mądrze. Natomiast jeśli chodzi o elementy czysto koszykarskie – wiadomo, że mógłbym dawać więcej w obronie, bo mam ku temu dobre warunki fizyczne. A poza tym staram się unikać głupich strat czy błędów wynikających ze zmęczenia, braku koncentracji czy braku gwizdka ze strony sędziego. Pracuję nad tym, by w każdej kolejnej akcji być jeszcze bardziej skoncentrowanym.
WKS: Na koniec wiadomość do kibiców?
MW: Wiadomo, że chcemy ich gościć na meczach w jak największej ilości, bo mieć kibiców za sobą to wspaniałe uczucie, tak jak w pierwszym meczu z Radomiem, kiedy czuliśmy bijącą od nich siłę. Chciałbym żeby przychodzili i wspierali nas jak najliczniej, bo jesteśmy grupą fajnych chłopaków, dobrze nas się ogląda, mamy naprawdę dobrych graczy. Mam nadzieję, że uda nam się wygrać jak najwięcej meczów i w ten sposób zachęcić kibiców do przychodzenia na nasze spotkania. Hej Śląsk!