Nie była to udana inauguracja ORLEN Basket Ligi. WKS Śląsk Wrocław w hitowym starciu przegrał z Energą Treflem Sopot 93:81.
Przez pierwsze dwie minuty obie ekipy nie brylowały skutecznością. Najpierw punkty zdobyli sopocianie, a następnie akcją 2+ odpowiedział Jakub Urbaniak. Później ten „worek” z punktami się otworzył. Trafiali Paul Scruggs, Jakub Schenk w drużynie gospodarzy, a wśród Trójkolorowych Djordjević i Kirkwood. Po pięciu minutach Trefl prowadził 14:8 po trójce Raymonda Cowelsa. Po drugiej stronie parkietu akcją And1 popisał się Kadre Gray. W tych początkowych fragmentach meczu było sporo strat w drużynie Śląska, co skrzętnie wykorzystywali gracze Mikko Larkasa. Gdy żółto-czarni wyszli na ośmiopunktowe prowadzenie trenera Ainars Bagatskis był zmuszony wziąć przerwę. Po niej żadna z drużyn nie zdobyła punktów i po premierowej odsłonie na tablicy widniał rezultat 26:18.
Ajdin Penava trafieniem z faulem otworzył drugą kwartę. Po skutecznej akcji w obronie wjazdem pod kosz zapunktował Issuf Sanon zmniejszając stratę do trzech oczek. Skuteczne akcje Bośniaka i jego vis-a-vis Mikołaja Witlińskiego utrzymywały pięć punktów przewagi dla gospodarzy. Po kolejnych nieskutecznych rzutach WKS-u i trafieniach Trefla o kolejny czas poprosił łotewski trener Trójkolorowych. Przyniosła ona rezultat w postaci celnej trójki Kadre Gray’a. Brak zbiórek w obronie i ponawianie ataków sopocian zbudowały im blisko siedem punktów prowadzenia. Wtedy ciężar punktowania wziął na swoje barki kapitan Jakub Nizioł i Stefan Djordjević. Świetnie jednak dysponowani byli gospodarze zza łuku. Końcówka to niezły fragment Śląska, co poskutkowało wynikiem 46:42 dla Trefla na koniec pierwszej połowy.
Po powrocie na parkiet obie drużyny grały punkt za punkt. Pomimo prób odrabiania strat – głównie przez Noah Kirkwooda to gospodarzom wpadało wszystko i odjechali ponownie na 10 punktów. W okolicy piątej minuty dobry fragment Sanona i Nizioła przez co przewaga sopocian delikatnie topniała. Wtedy jednak kolejne nie trafione rzuty i straty pozwoliły Treflowi powrócić do ośmiu oczek przewagi. Momentem przełomowym mógł być efektowny wsad Jakuba Urbaniaka. Ale ta nadzieja szybko zgasła po trafieniu zza łuku Raymonda Cowelsa. Po kilku udanych akcjach Trójkolorowych, tym samym odpowiadali sopocianie. W tym meczu były bardzo widoczne straty i proste błędy w obronie – przed ostatnią odsłoną Trefl prowadził 74:65.
A ta zaczęła się od kuriozalnych błędów z obu stron. Szybciej sytuację opanowali gospodarze, za sprawą punktów Jakuba Schenka. Następnie nietrafione rzuty Jakuba Nizioła i Ajdina Penavy, a chwilę później kapitan Trójkolorowy zgubił piłkę podczas wjazdu pod kosz. W pewnym momencie ta przewaga wzrosła już do 15 punktów – wtedy dwie trójki trafili Noah Kirkwood i Błażej Kulikowski. Po tym od razu grę przerwał trener Mikko Larkas. Po przerwie kolejne trafienie zza linii 6,75m. zanotował Kacinas, a po dobrym zastawieniu punktował Kasper Suurorg. Po drugiej stronie przełamał się z pola trzech sekund Djordjević. Kolejną trójkę dołożył Urbaniak, a z czystej pozycji nie trafił Kirkwood po przechwycie wcześniej wspomnianego Urbaniaka. Szybko się jednak zrehabilitował po świetnej asyście Aleksandra Wiśniewskiego. Na dwie i pół minuty do końca kolejne trafienie dołożył Błażej Kulikowski i zrobiło się tylko –4. Wtedy jednak Mikołaj Witliński skutecznym lay-upem i i trafionym rzutem wolnym znów powiększył prowadzenie, którego sopocianie już nie oddali i wygrali 93:81.
W drużynie Śląska najlepszymi graczami byli Noah Kirkwood (18 punktów, 2 zbiórki, 5 asyst) i Jakub Urbaniak (11 punktów, 4 zbiórki). Wśród graczy Trefla wyróżniali się Jakub Schenk (17 punktów, 3 zbiórki, 6 asyst) i Mikołaj Witliński (14 punktów, 7 zbiórek).
Przed Trójkolorowymi teraz kolejne starcie w BKT EuroCupie. W najbliższą środę WKS zmierzy się na wyjeździe z hiszpańską Baxi Manresą. To spotkanie odbędzie się 8 października o godzinie 20:45. Transmisja na Polsacie Sport 1.