Niestety, ale Hala Orbita w tych play-offach wciąż jak zaczarowana. WKS Śląsk Wrocław przegrał z Legią Warszawa 81:85 i remisuje w serii finałowej Energa Basket Ligi 1:1. Naszym najlepszym zawodnikiem ponownie okazał się Travis Trice, który rzucił aż 31 punktów i zebrał 8 asyst.
Po zwycięstwie w Hali Stulecia nastroje wśród kibiców oraz w zespole były bardzo dobre, jednak każdy z zawodników cały czas był skupiony na celu. Powrót do Orbity oznaczał przede wszystkim zmierzenie się ze starymi demonami. Wojskowi właśnie tutaj w półfinale przegrali z Czarnymi Słupsk aż 63 punktami i dzisiaj chcieli zrekompensować wszystkim kibicom tamtą klęskę. Andrej Urlep w bój od pierwszej syreny posłał Travisa Trice’a, Kodiego Justice’a, Ivana Ramljaka, Kerema Kantera oraz Aleksandra Dziewę.
Bardzo dobrze mecz rozpoczął Justice, który przecież w pierwszym meczu miał problemy zarówno ze skutecznością, jak i decyzyjnością. Amerykański rzucający trafił trójkę, a później wykorzystał jeden rzut wolny. Mecz rozkręcał się dość powoli, ale to my od początku dyktowaliśmy warunki gry. Znowu świetną kooperacją wykazywał się duet T. Trice-Kanter. Dla przykładu: Amerykanin posłał świetne podanie na kraniec boiska, a Turek świetnie rzucił zza łuku.
Na duże słowa uznania zasługiwała również nasza gra defensywna. Dwa efektowne bloki w wykonaniu Aleksandra Dziewy oraz Ivana Ramljaka mocno podcięły skrzydła Legionistom, którzy po prawie sześciu minutach gry zdobyli zaledwie dwa punkty. Przyjezdni próbowali odpowiedzieć, ale nie byli w stanie sforsować obrony świetnie dysponowanych wrocławian. Pierwszą kwartę kończyliśmy, okazale prowadząc 21:10.
Na początku drugiej ćwiartki w nasz obóz wkradła się mała nieskuteczność. Nie trafialiśmy z czystych pozycji, ale na posterunku tego dnia był Justice. 27-latek po ośmiu minutach gry miał na koncie 8 punktów i do skuteczności z przodu potrafił dołożyć swoją już klasyczną waleczność w obronie. Mimo to Legia zdołała dojść nas na sześć oczek i w tym momencie przerwę na żądanie wziął Andrej Urlep. Na boisko wróciła pierwsza piątka, która przede wszystkim miała na celu powoli rozpędzającego się Roberta Johnsona.
Warszawianie zaczęli grać lepiej i sprytniej, ale Śląsk cały czas trzymał bezpieczny dystans. Koszarek i spółka dwoili się i troili, ale nasza defensywa była niczym prawdziwa twierdza. To zmuszało rywali do oddawania nieprzygotowanych rzutów, które szybko padały łupem naszych środkowych. W końcu atak wygrywa mecze, a obrona, miejmy nadzieję, mistrzostwo. Niestety nasi defensorzy nie byli w stanie wybronić wszystkiego – Legia w samej końcówce trafiła dwie trójki i Śląsk do przerwy wygrywał już tylko 41:38.
W trzeciej kwarcie Legia na starcie pokazała nam naprawdę niesamowity pokaz koszykówki. Przyjezdni trafili cztery rzuty za trzy i szybko objęli siedmiopunktowe prowadzenie. Travis Trice i spółka musieli szybko brać się do pracy. W pewnym momencie Dariusz Wyka otrzymał karę za niesportowe zachowanie i przez to byliśmy w stanie się zbliżyć do Legii dzięki dwóm celnym rzutom wolnym.
Goście mieli już pięć fauli na koncie i każde ich kolejne przewinienie oznaczało szansę na kolejne rzuty osobiste. Jednak nadzieja nie tliła się długo, gdyż nie potrafiliśmy wykorzystać ich chwilowej niemocy w defensywie. Wojskowi z Warszawy przytomnie kontrolowali wydarzenia boiskowe i na ostatnią kwartę wychodzili z prowadzeniem 68:58.
W czwartej kwarcie ruszyliśmy w pogoń za Legią. Cała Hala Orbita zagrzewała swoich ulubieńców do walki, a na tablicy wyników widniało 60:68 – czyli jeszcze wszystko było w tym spotkaniu możliwe. Na dobre rozkręcił się Travis, który swoimi czteroma skutecznymi rzutami zmniejszył stratę do ledwie jednego oczka. Można powiedzieć, że nasz MVP odpalił istne “God Mode” i w pojedynkę doprowadził do wyniku 72:72.
W końcówce byliśmy świadkami naprawdę wielu emocji i chyba nikt nie był w stanie przewidzieć, jak to spotkanie się skończy. Na półtorej minuty przed końcem Aleksander Dziewa ponownie doprowadził do remisu. Niestety nasza radość nie trwała długo, gdyż niesamowity Robert Johnson szybko zwiększył przewagę swojego zespołu do czterech oczek. Na 42 sekundy przed końcem Urlep poprosił o przerwę na żądanie. Niestety nie udało nam się przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę w nerwowej końcówce i to Legia Warszawa wygrała 88:85.
Do pewnego momentu wydawało się, że mamy mecz pod kontrolą. W defensywie wszystko wyglądało idealnie, jednak Legia w końcu znalazła sposób na jej złamanie. Mimo to, wielkie gratulacje należą się Travisowi Trice’owi. Nasz MVP stanął na wysokości zadania i w pojedynkę dał nam w czwartej kwarcie nadzieję na happy-end. 31 punktów i 8 asyst – tak gra najlepszy zawodnik ligi. Natomiast po stronie gości najlepiej zaprezentował się Abdur-Rakhman, który rzucił 27 oczek, ale na wyróżnienie zasługuje również Robert Johnson z 18 punktami. Legia tego dnia była po prostu konkretniejsza i za to należą się jej gratulacje.
– Rozegraliśmy bardzo dobry początek meczu w pierwszej kwarcie. Utrzymywaliśmy dobry wynik do samej końcówki drugiej ćwiartki. Wtedy pozwoliliśmy rywalom wrócić do gry, a ostatnia trójka po prostu nie miała prawa się zdarzyć. Legia niesamowicie zaczęła trzecią kwartę, trafiając cztery rzuty z dystansu z rzędu, ale tym razem to my wróciliśmy do gry. Niestety w końcówce goście wykorzystali parę trudnych rzutów, my pudłowaliśmy i dlatego przegraliśmy – mówił po meczu trener Śląska, Andrej Urlep.
Trzeci mecz finałowy już w niedzielę o 20:40 w warszawskiej hali OSiR Bemowo. Wszystkich wrocławskich sympatyków koszykówki zapraszamy do strefy kibica WrocLove Basketball znajdującej się na placu pod Iglicą przy samej Hali Stulecia. Strefa jest czynna codziennie od 17:00 do 23:00. Hej Śląsk!