WKS Śląsk Wrocław pewnie pokonał GTK Gliwice 106:74 w meczu 12. kolejki Energa Basket Ligi. Trójkolorowi już na początku spotkania odskoczyli rywalom na kilkadziesiąt punktów i utrzymywali bezpieczną przewagę do ostatniej syreny. Wygrana pozwoliła Wojskowym wyrównać bilans zwycięstw i porażek oraz awansować na 6. miejsce w tabeli.
Trener Andrej Urlep w pierwszej piątce wystawił identyczny skład, jak w ostatnim ligowym meczu z Legią Warszawa: Travis Trice, Łukasz Kolenda, Ivan Ramljak, Michał Gabiński i Cyril Langevine. W porównaniu do EuroCupowego meczu w Trydencie w wyjściowym ustawieniu zabrakło Kerema Kantera. Na ławce rezerwowych WKS-u w roli asystenta Andreja Urlepa po raz pierwszy zasiadł dobrze znany we Wrocławiu Robert Skibiniewski.
Gospodarze idealnie rozpoczęli spotkanie. Już w pierwszej akcji za trzy punkty trafił Ivan Ramljak. Chwilę później Chorwat zanotował też zbiórkę pod własnym koszem i zdobył kolejne dwa oczka spod kosza rywali. GTK pierwszy punkt rzuciło po rzutach wolnych podyktowanych za niesportowy faul Michała Gabińskiego. Przełamanie dodało gliwiczanom wiatru w żagle i szybko doprowadzili do remisu 5:5. Na szczęście nie zawodził Ramljak, który trafił kolejny rzut z dystansu i Wojskowi znów prowadzili. Reprezentant Chorwacji był bez wątpienia najlepszym zawodnikiem Śląska w pierwszych minutach spotkania.
W połowie kwarty zza łuku trafił Filip Put i znów był remis. W kolejnej akcji goście wyszli nawet na dwupunktowe prowadzenie za sprawą Jabarie Hindsa. Wtedy sprawy w swoje ręce wziął Kerem Kanter, który popisał się akcją 2+1. To obudziło zespół wrocławian. W końcówce kwarty najpierw dwutaktem dwa oczka zdobył Travis Trice, a następnie dwa razy dobrze pod koszem zachował się Aleksander Dziewa i prowadziliśmy 17:11. Goście z kolei byli bardzo nieskuteczni w ataku i przez kilka minut nie potrafili powiększyć swojego dorobku. Ostatecznie pierwsza część spotkania zakończyła się wynikiem 20:11 dla WKS-u.
Drugą kwartę Śląsk zaczął podobnie, jak pierwszą. Tym razem za trzy trafił Jakub Karolak. W kolejnej akcji faulowany był Kanter i pewnie wykonał dwa rzuty wolne. Po 72 sekundach gry na tablicy widniało już 25:11 dla gospodarzy. W końcu przełamali się też goście, którzy w krótkim czasie odrobili cztery oczka. Śląsk odpowiedział efektownym „no-look passem” Łukasza Kolendy do skutecznego pod koszem Dziewy. Następnie znów za trzy trafił Karolak i Trójkolorowi prowadzili już 30:15. Po trójce Kodiego Justice’a i 18-punktowej stracie do WKS-u o czas poprosił szkoleniowiec gości – Robert Witka.
Time-out przyniósł pozytywne efekty, bo Matt Williams niemal od razu po przerwie trafił zza łuku. Ale potem po dwa oczka zdobyli Karolak i Kanter i wszystko wróciło do „normy”. Po sześciu minutach gry było już 39:18 dla WKS-u. Prowadzenie podwyższyli jeszcze Trice (z dystansu) i Langevine (spod kosza). Przy wyniku 44:18 trener Witka poprosił o kolejny czas. Podziałało, bo tym razem GTK udało się zdobyć 4 oczka z rzędu i… o czas poprosił trener Andrej Urlep. W końcówce wrocławianie całkowicie zdominowali wydarzenia na parkiecie. Wsadem popisał się Karolak, a równo z syreną za trzy trafił Trice. Pierwszą połowę Śląsk wygrał 53:23.
Drugą połowę otworzył Dziewa, który hakiem zdobył 2 punkty. Następnie bardzo dobrze w kontrataku zachował się Kolenda, który przeprowadził akcję 2+1. Gościom udało się odrobić co prawda część strat za sprawą trójek Puta i Hindsa. W szeregach Trójkolorowych nie próżnował jednak Kanter, który w mniej więcej 2,5 minuty rzucił aż 11 punktów!
Śląsk całkowicie kontrolował wydarzenia na parkiecie i utrzymywał ponad 30-punktowe prowadzenie. Nerwowo zrobiło się dopiero, kiedy Williams popełnił faul niesportowy na Kacprze Gordonie. Młody rozgrywający został uderzony łokciem w twarz i niestety musiał opuścić boisko z rozciętym łukiem brwiowym. W końcówce kwarty GTK odrobiło jeszcze kilka punktów, strata jednak wciąż była bardzo duża. Trzecia kwarta zakończyła się wynikiem 79:46 dla Trójkolorowych.
Początek ostatniej partii nie był dla nas udany. Goście w 2 minuty rzucili 6 punktów, a my 0. W dodatku z urazem z boiska zszedł Cyril Langevine. Impas przerwał Karolak, który po raz trzeci w tym meczu trafił za trzy. Nasz rzucający zdobył chwilę później jeszcze dwa oczka i znów prowadziliśmy równo 30 punktami. GTK nie dawało jednak za wygraną. Gliwiczanie za wszelką cenę chcieli jak najlepiej zaprezentować się w tej kwarcie i odrobili sporo punktów. Po 4 minutach grania było już „tylko” 86:62, nasi zawodnicy popełniali sporo prostych błędów i nic dziwnego, że trener Urlep wziął czas.
Po przerwie na żądanie po 2 punkty dla Śląska zdobyli Dziewa, a następnie pierwszy raz w tym sezonie Kacper Marchewka. Dziewa popisał się jeszcze celnym rzutem zza łuku. Wrocławianie znów rozkręcali się z akcji na akcję. Bardzo efektownym reverse-dunkiem popisał się Jan Wójcik. Ale nie próżnował też Olek, który również trafił wsadem. Za trzy punkty rzucił z kolei Gabiński. Po kolejnych punktach spod kosza Wójcika i Gabiego udało się odzyskać ponad 30-punktowe prowadzenie. Ostatecznie Śląsk zasłużenie wygrał 106:74.
Oczywiście trzeba pamiętać, że w niedzielne popołudnie Trójkolorowi mierzyli się z ostatnią drużyną w tabeli Energa Basket Ligi. Nie zmienia to jednak faktu, że był to bardzo dobry i efektowny mecz Śląska, a pod wieloma względami nawet rekordowy. 30 asyst zespołu to najlepszy wynik tego sezonu PLK, który… jeszcze tego samego dnia wyrównał HydroTruck Radom w meczu ze Stalą Ostrów Wielkopolski. 106 zdobytych punktów to z kolei najwyższa zdobycz naszej ekipy w obecnych rozgrywkach. Ponadto najlepsze zawody w tym sezonie rozegrał Aleksander Dziewa (24 punkty, 10/11 z gry, 7 zbiórek), a z bardzo dobrej strony pokazali się też Kerem Kanter (20 punktów, 5 asyst) i Jakub Karolak (19 punktów, 6/7 z gry, 3/4 za 3).
– Musieliśmy podejść do tego meczu poważnie i tak też zrobiliśmy. Na początku spotkania byliśmy za bardzo spięci, ale potem rozkręciliśmy się i do czwartej kwarty graliśmy bardzo dobre spotkanie. W końcówce popełniliśmy parę błędów w ofensywie i odpuściliśmy w obronie, co rywale wykorzystali w szybkim ataku. Muszę jednak przyznać, że jestem bardzo zadowolony z występu moich zawodników – powiedział na pomeczowej konferencji prasowej trener Śląska, Andrej Urlep.
– Cieszę się z tego zwycięstwa, bo takie mecze są szczególnie niełatwe dla zawodników. Kiedy trzeba wygrać, presja jest większa. Szczególnie satysfakcjonuje nas 30 asyst, bo to pokazuje, że we Wrocławiu kształtuje się fajny zespół, który umie dzielić się piłką. Przed nami przerwa reprezentacyjna, mamy więc kilka dni na odpoczynek, a następnie wracamy do naszych obowiązków – dodawał Michał Gabiński.
Tak jak powiedział kapitan Trójkolorowych, przed nami jedenastodniowa przerwa od meczów pierwszej drużyny. Olek Dziewa, Kuba Karolak i Łukasz Kolenda spędzą ją na zgrupowaniu reprezentacji Polski, która zmierzy się z Izraelem i Niemcami. Dodatkowo na trzy dni treningów w Lublinie zaproszony został Jan Wójcik, podobnie jak kilku innych młodych zawodników z Energa Basket Ligi. Najbliższe spotkanie ligowe czeka nas więc dopiero 3 grudnia, kiedy w hali Orbita o 17:30 zmierzymy się z PGE Spójnią Stargard. W międzyczasie zapraszamy was na mecz Suzuki 1. Ligi Mężczyzn do hali Kosynierka – w najbliższą środę o 18:00 TBS Śląsk II Wrocław zagra z Rawlplug Sokołem Łańcut. Bilety kupicie tylko online pod adresem bit.ly/BiletyWKS i na naszej stronie internetowej w zakładce “KUP BILET”.
Przerwę reprezentacyjną spędzimy pod znakiem cyfry “6” w ligowej tabeli. Z bilansem 6 zwycięstw i 6 porażek zajmujemy bowiem obecnie 6. miejsce w klasyfikacji drużyn PLK. Jesteśmy pewni, że to nie koniec wspinania się w górę tabeli i po powrocie do gry zaatakujemy czołowe pozycje Energa Basket Ligi! Hej Śląsk!