Legia lepsza w pierwszym meczu o brąz

0

WKS Śląsk Wrocław przegrał 72:84 z Legią Warszawa w pierwszym meczu serii o 3. miejsce Energa Basket Ligi. Drużyna ze stolicy rzucała ze świetną skutecznością zza łuku (52%), a znakomite zawody rozegrał Jamel Morris, autor 35 punktów i sześciu trójek. Drugie starcie już w sobotę od 20:30; transmisja w Polsacie Sport.

W składzie Wojskowych w porównaniu do pierwszej wizyty w ostrowskiej bańce doszło do jednej zmiany – Kacper Marchewka zastąpił Tomasza Żeleźniaka. W wyjściowej piątce Oliver Vidin postawił na najbardziej sprawdzone ustawienie: Strahinja Jovanović, Kyle Gibson, Ivan Ramljak, Aleksander Dziewa i Michał Gabiński. Z kolei Wojciech Kamiński wybrał na początkowe minuty następujących zawodników: Lester Medford Jr, Jamel Morris, Jakub Karolak, Walerij Lichodiej i Dariusz Wyka.

W mecz zdecydowanie lepiej weszli Legioniści. Morris i Karolak otworzyli konto punktowe rywali, a chwilę później Lichodiej trafił pierwszą w meczu trójkę. Śląsk odpowiedział punktami Jovanovicia i Gabińskiego, ale wtedy swoje show rozpoczął Jamel Morris. Lay-up oraz dwa celne rzuty z dystansu Amerykanina i zrobiło się 15:4 dla Legii, a trener Vidin poprosił o czas.

Przez pierwsze 5 minut zdobywanie punktów przychodziło Trójkolorowym z wielkim trudem, a zespół Wojciecha Kamińskiego można było chwalić za solidną defensywę. W drugiej części pierwszej kwarty role się jednak odwróciły, a WKS zaczął odrabiać straty. Bardzo dobry fragment zaliczył Ben McCauley, który zdobył aż 8 punktów, będąc najskuteczniejszym zawodnikiem Śląska w pierwszej kwarcie. Niezłym wejściem z ławki popisał się też Szlachetka, który trafił z dystansu. Pierwszą część gry celną trójką zakończył jednak Morris, który już po 10 minutach miał na koncie aż 13 punktów. Legia prowadziła 23:18 i fantastycznie rzucała zza łuku, trafiając wszystkie pięć prób za trzy.

Na początku drugiej kwarty warszawiacy znów zacieśnili szyki obronne, nie pozwalając Wojskowym na zdobycie punktów przez 4 minuty – ci mieli problemy z wypracowaniem sytuacji rzutowych, zazwyczaj pod presją pudłując z dystansu. Ciężar zdobywania punktów dla Legii chwilowo przejął Medford i po jego dwóch dobrych akcjach było już 29:18. Bardzo dobry wjazd pod kosz Szlachetki i celny rzut zza łuku Gibsona pozwoliły jednak Trójkolorowym zmniejszyć straty.

Szlachetka potwierdzał wysoką formę – jego dwa celne rzuty wolne i dwie asysty (przy punktach spod kosza Tomczaka i kolejnej trójce Gibsona) w kolejnych minutach pozwoliły Śląskowi wyrównać stan spotkania na 30:30. Czterema oczkami odpowiedział Medford, ale kolejne punkty duetu Szlachetka-Gibson dały Wojskowym pierwsze prowadzenie w tym spotkaniu. WKS-owi udało się je utrzymać do przerwy – po punktach z półdystansu Jovanovicia drużyna Olivera Vidina prowadziła 37:36. Zespół ze stolicy Dolnego Śląska zdobył aż 19 punktów z ławki przy zaledwie 4 rywali i prowadził 11-2 w oczkach ze strat, ale dużo gorzej rzucał za trzy punkty (33%-56%).

Druga połowa zaczęła się od kolejnej trójki McCauley’a i dobrej akcji Szlachetki. Były to jednak tylko miłe złego początki dla kibiców Trójkolorowych – rywalom odrobienie strat zajęło zaledwie półtorej minuty. Co prawda przebłysk zaliczył Ivan Ramljak, który rzucił dwie trójki z rzędu, ale Legia w ataku wrzucała wyższy bieg. Niczym Zastal w półfinałowej serii warszawiacy trafiali trójkę za trójką, nawet z trudnych pozycji i pod presją obrońców Śląska. Dwa razy trafił Karolak, raz Wyka i zrobiło się 53:48 dla stołecznego zespołu.

Przestój w kolejnych minutach koniec końców mógł być kluczowy dla losów całego spotkania. Od stanu 50:48 Legia zanotowała serię 13-0: prawdziwy popis po raz kolejny dawał Jamel Morris, swoje pięć groszy dołożyli też Lichodiej i Nickolas Neal. Ten ostatni świetnie zakończył kwartę, trafiając zza łuku oraz spod kosza w ostatnich sekundach tej części gry. Po drugiej stronie parkietu z dystansu celnie rzucił Szlachetka, a swoje atuty pod koszem zaczął wykorzystywać Aleksander Dziewa. Mimo to Legia prowadziła 68:58.

Sytuacja była trudna, ale Wojskowi nie zamierzali się poddawać. Dobra defensywa na początku czwartej kwarty pozwoliła nie stracić ani punktu przez blisko trzy minuty, ale słabsza postawa w ataku przełożyła się na zdobycie zaledwie czterech oczek autorstwa McCauley’a i Gibsona. Po stronie Legii odpowiedział Morris, ale punkty Jovanovicia i Stewarta pozwoliły jeszcze bardziej zmniejszyć straty. Zespół Wojciecha Kamińskiego prowadził już tylko 71:66.

To były jednak ostatnie chwile nadziei sympatyków Trójkolorowych. Legia w końcowych fragmentach sprawnie rozrzucała piłkę na obwodzie, a dwie dobre pozycje wykorzystał Morris, właściwie w pojedynkę rozstrzygając losy spotkania celnymi rzutami z dystansu. Gibson próbował jeszcze poderwać swoją drużynę akcją 2+1, ale było za późno. Śląsk próbował rozpaczliwych rzutów z dystansu, jednak gwóźdź do trumny wbił Walerij Lichodiej. Warszawiacy ostatecznie wygrali 84:72, cały czas kontrolując wynik spotkania w końcowych minutach.

Kluczową rolę w końcowym rezultacie odegrała skuteczność za trzy punkty – Legia oddała 12 rzutów z dystansu mniej, ale mimo to zdobyła dzięki nim więcej punktów (12/23, Śląsk – 10/35).Warszawiacy wygrali też walkę na deskach (37-31), choć to WKS miał więcej zbiórek w ataku (10-6). Trójkolorowi z Wrocławia mieli ponadto znaczną przewagę w punktach z ławki (33-12) i ze strat (16-4). Wśród podopiecznych Olivera Vidina wyróżnili się Kyle Gibson (17 punktów, 7 zbiórek), Mateusz Szlachetka (14 punktów, 6 asyst) i Ben McCauley (13 punktów). Wśród Legionistów nie do zatrzymania był Jamel Morris – autor 35 punktów i 4 asyst, rzucający na znakomitej skuteczności (14/19 z gry, 6/9 za trzy).

– Gratuluję Legii zasłużonego zwycięstwa. My źle weszliśmy w mecz i popełniliśmy za dużo błędów w obronie. Mieliśmy kilka akcji w ataku więcej, ale nie potrafiliśmy przełożyć ich na punkty. Nasza skuteczność była dziś bardzo słaba w porównaniu do Legii, co oczywiście wynikało też z lepszych pozycji przeciwników i ich dobrej obrony w trumnie. Naszym głównym problemem była niecierpliwość w ataku, przez co oddaliśmy aż 35 rzutów zza łuku, co zupełnie nie jest w naszym stylu. Z kolei rywale zazwyczaj oddają ponad 30 prób z dystansu, a dziś mieli ich tylko 23. To pokazuje, jak rozważnie i cierpliwie grali w ofensywie – mówił na pomeczowej konferencji prasowej Oliver Vidin, trener Śląska.

– Źle weszliśmy w mecz, słabo broniliśmy, a rywale trafiali naprawdę trudne rzuty za trzy punkty. Jamel Morris był dzisiaj nie do zatrzymania, 35 punktów w play-offach to duży wyczyn. Nam udało się wygrać zbiórki w ataku, ale mieliśmy za dużo problemów w defensywie. Gratulacje dla zespołu z Warszawy, ale my się nie poddajemy i mamy zamiar rozegrać jeszcze dwa spotkania – dodawał Aleksander Dziewa.

Po niezłych występach w półfinale przeciwko Enei Zastal BC Zielona Góra słaby mecz z Legią Warszawa jest bez wątpienia dużym rozczarowaniem. Brak cierpliwości w ataku, słaba defensywa i dobra dyspozycja rzutowa rywali złożyły się na niestety w pełni zasłużoną przegraną. Limit błędów jest już wyczerpany, bowiem seria o 3. miejsce toczy się do zaledwie dwóch zwycięstw i każda kolejna porażka będzie kosztować nas medal. Teraz mamy jeden dzień na analizę błędów i wyciągnięcie wniosków, a w sobotę postaramy się o wyrównanie stanu serii. Początek drugiego meczu o 20:30; studio w Polsacie Sport rozpocznie się pół godziny wcześniej. Trzymajcie kciuki – razem gramy do końca! Hej Śląsk!

Tagi: aleksander dziewaeblenerga basket ligagra o medalelegialegia warszawaOliver Vidinplay-offplay-offsplkrelacjaśląskwarszawawksWKS Śląsk Wrocławwrocław

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Twój komentarz

piętnaście − dziesięć =