Oliver Vidin: nie będzie narzekania

0

Serbski szkoleniowiec Oliver Vidin przejął w tym tygodniu posadę pierwszego trenera WKS-u. Przed nadchodzącym spotkaniem ze Startem Lublin, porozmawialiśmy z nim na różne tematy. Nowy trener Śląska obszernie opowiada o swojej dotychczasowej karierze, koszykarskiej filozofii, pierwszych spostrzeżeniach nt. drużyny, najbliższym rywalu oraz o tym, jaką osobą jest prywatnie.

WKS: Osoby pracujące w klubie miały już okazję zapoznać się nieco z pańskim życiorysem, ale inaczej jest w przypadku kibiców. Jak opisałby Pan swoją dotychczasową karierę, jak przedstawiłby się wrocławskim fanom koszykówki?

(Uwaga! Ściana tekstu – przyp. red.)

OV: Po pierwsze dziękuję za możliwość udzielenia tego wywiadu. Moja trenerska kariera w koszykówce zaczęła się naprawdę wcześnie – byłem wtedy 17-letnim chłopcem i zacząłem trenować młodzieżową grupę 9/10-latków z mojego pierwszego klubu – tj. Radivoj Korac z Belgradu. Byłem opiekunem tych chłopców aż do momentu, gdy skończyli 18 lat i przestali być juniorami. Następnie objąłem kolejną grupę, tym razem 12-latków i ponownie byłem z nimi aż do ukończenia 18. roku życia. Mój klub występował w drugiej lidze serbskiej i grał tylko juniorami, więc cała moja drużyna kontynuowała grę już jako seniorzy, dzięki czemu mieli zagwarantowany rozwój. Następnie zmieniłem klub na Drvomarket, który na ten moment był jednym z najlepszych pod względem szkolenia młodzieży. W ciągu 4-5 lat odnieśliśmy sporo sukcesów, graliśmy w wielu finałach. Podczas mojego ostatniego roku pobytu, klub przeprowadził fuzję z Crveną Zvezdą, która w tamtych czasach nie miała grup młodzieżowych, więc przejęła nasze. Wówczas klub nazywał się Crvena Zvezda Drvomarket. Następnie przeniosłem się do kolejnego klubu – Torlak, który również występował w drugiej lidze i również słynął z młodych, utalentowanych graczy. Niektórzy z nich grają dziś w lidze adriatyckiej. W 1998 roku dostałem pierwsze powołanie z kadry narodowej i pracowałem jako asystent trenera w grupach młodzieżowych. Wyniosłem z tego dużo doświadczenia. W 1999 roku wygraliśmy w Słowenii złoty medal w kategorii U-16, rok później z juniorami zdobyliśmy najwyższy stopień podium w Manheim na MŚ, gdzie występowało wielu znanych graczy jak np. Tony Parker. W naszej drużynie był m.in. Nenad Krstić, który później również grał w NBA. W 2006 roku zostałem pierwszym asystentem drużyny U-18, a rok później w Madrycie udało nam się wygrać złoty medal ME. W tej generacji naszym głównym zawodnikiem był Milan Mačvan. Na tych mistrzostwach były obecne takie gwiazdy jak Kostas Sloukas z Fenerbahce, Ricky Rubio z Badalony, Kosta Koufos grający później w NBA i wielu innych, którzy występowali potem za oceanem czy w Eurolidze. To był jeden z moich ulubionych okresów w pracy, bo gdy pracuje się z młodymi ludźmi, którzy chcą się rozwijać i robisz to w sposób entuzjastyczny, wtedy wszystko jest w porządku, przynajmniej dla mnie. Tego samego roku dostałem propozycję współpracy od głównego trenera pierwszoligowej drużyny Vizura. Był to Oliver Popović, swego czasu duże nazwisko w naszej rodzimej koszykówce. Przyjąłem propozycję i przez rok pracowałem z nim w Vizurze. Udało nam się dotrzeć do finału w serbskiej lidze, a po tym okresie udałem się zagranicę. Moim pierwszym klubem poza Serbią był Dolny Kubin na Słowacji, dostałem propozycję bycia tam pierwszym trenerem. Byliśmy małym klubem z małego miasta, z najmniejszym budżetem, a naszym celem było utrzymanie, ale udało nam się awansować do play-offów, co było sporym sukcesem. Zaraz po tym zgłosił się największy klub na Słowacji, Inter Bratysława. Prawdopodobnie dostrzegli w mojej pracy pewną jakość. Byłem tam przez dwa lata, w 2008 i 2009 roku. Na całym świecie panował wówczas kryzys ekonomiczny, przez co straciliśmy wielu sponsorów. Byliśmy zmuszeni zostawić w drużynie tylko dwóch zagranicznych zawodników, a całą resztę stanowili juniorzy. Z tym składem również udało nam się zakwalifikować do play-offów, a ja zostałem wybrany trenerem sezonu, gdyż wcześniej taki wynik wydawał się niemożliwy. W play-offach odpadliśmy z późniejszymi mistrzami, ale w żadnym z meczów nie byliśmy znacznie gorsi. Rywale wygrywali nie wyżej niż 5-6 punktami. Po tym okresie przeniosłem się na jeden rok do Ziliny, również na Słowacji, a później wróciłem do Interu, również na rok. Potem dostałem okazję przeniesienia się do Finlandii, do BC Nokii, gdzie wcześniej grał Devoe Joseph, ale był on tam rok po mnie. Gdy przybyłem do klubu, naszym celem był awans z pierwszej ligi do ekstraligi. Udało mi się to, a w składzie miałem m.in. Jaya Threatta z Ostrowa. Udało nam się awansować, a w najwyższej lidze jako beniaminek zdobyliśmy brązowy medal, podczas gdy naszym celem ponownie było utrzymanie. To była największa niespodzianka w historii tej ligi, że ktoś podchodzący z pozycji „underdoga” osiąga tak wysoki rezultat. To był świetny czas, byłem wtedy bardzo zadowolony z wszystkiego dookoła, ale później Inter Bratysława zgłosił się po mnie ponownie, zapowiedział duże plany. Przeniosłem się tam, wygrałem mistrzostwo, sezon zasadniczy, grałem w finale pucharu krajowego. W następnym sezonie mieliśmy sporo problemów z kontuzjami w półfinale play-offów, niemal niemożliwe było więc osiągnięcie lepszego wyniku. W zeszłym roku przegraliśmy raptem 3 czy 4 spotkania i wygraliśmy mistrzostwo dosyć pewnie. W play-offach nie było trudno wygrać, gdyż Inter trafił jedynie na drużyny, które nie były na jego poziomie. Play-offy były więc łatwiejsze niż sezon regularny.

WKS: Pracę w którym klubie wspomina Pan najlepiej? Co było według Pana największym sukcesem?

OV: Jeśli chodzi o prowadzenie klubów, myślę, że był to brązowy medal z Nokią. Mieliśmy najmniejszy budżet w lidze, a wyrzuciliśmy z play-offów Kataję, która grała w tamtym sezonie w FIBA Europe Cup. W sporcie, jakim jest koszykówka wszystko jest możliwe, choć w tym przypadku to wydawało się niemal niemożliwe. To był mój najlepszy moment w roli trenera klubu, ale najlepsze chwile spędziłem z kadrami narodowymi. Wygraliśmy dwa złota, mieliśmy świetne drużyny, spędziliśmy świetny czas i mamy z tamtych lat same dobre wspomnienia.

WKS: Jakiego stylu gry możemy spodziewać się od prowadzonej przez Pana drużyny?

OV: To będzie zależeć od przeciwnika, z którym będziemy się mierzyć. Mój ulubiony styl to taki, jaki prezentują drużyny z Euroligi. Oczywiście wszystko zależy od tego, jak dobrych masz graczy, ale będziemy kładli nacisk na kontry, twardą defensywę, dużo biegania i efektowną dla kibiców grę. Nie typu „run&gun” – ten styl może być widoczny jedynie we fragmentach meczu. Osobiście nie wierzę w tę filozofię, wierzę w kontrolę gry. Gry szybkiej, ale nie niezdarnej, niechlujnej.

WKS: Jakie są Pana pierwsze spostrzeżenia po pierwszych wspólnych treningach z drużyną?

OV: Myślę, że drużyna z pewnością ma dużo talentu. Będziemy potrzebować czasu, by się ze sobą zgrać – nie tylko ja z zawodnikami, ale i oni z nowymi rolami. Wierzę, że każdy gracz może odegrać swoją znaczącą rolę. Największą różnicę, jaką chciałbym zobaczyć, to tą w defensywie i obowiązkach w obronie indywidualnej i zespołowej. Zawodnicy nie mogą tylko oczekiwać od innych pomocy w defensywie,  sami też muszą wypełniać swoje obowiązki właśnie zarówno indywidualnie jak i drużynowo. Spróbujemy wnieść do obrony więcej energii i wznieść ją na wyższy poziom, przestrzegać pewnych zasad. Od pierwszego dnia wraz z asystentami pracujemy nad dotarciem z tym do zawodników.

WKS: Przejmuje Pan posadę trenera w trudnym momencie sezonu. Z bilansem 3-6 zajmujemy 11. miejsce w tabeli i póki co daleko nam do stylu gry i rezultatów, jakie wszyscy chcielibyśmy oglądać. Jak zamierza Pan wprowadzić Śląsk z powrotem na właściwe tory?

OV: Po pierwsze nie będzie żadnego narzekania na sytuację w drużynie, klubie czy gdziekolwiek. Śląsk to Śląsk i wszyscy wiemy, że jedynie zwycięstwa i postęp mogą uczynić sytuację lepszą. Moim celem, po to tu jestem, jest zakwalifikowanie się do fazy play-off w pierwszym sezonie po powrocie do Energa Basket Ligi.

WKS: Nasz najbliższy rywal – Start Lublin – jest póki co rewelacją obecnego sezonu i z bilansem 7-2 plasuje się w czołówce tabeli. Jak planuje Pan przeciwstawić się tak silnemu przeciwnikowi?

OV: Start jest w innej sytuacji, niż my. Trener pracuje tam od dawna, więc mają wypracowany pewien system gry. Nawet jeśli nie mają najlepszego składu w lidze, od początku sezonu znajdują się w czołówce. To znaczy, że bardzo mądrze egzekwują założenia taktyczne i w ataku, i w obronie. Spróbujemy przeszkodzić im w graniu swojej koszykówki i wybić ich z rytmu. Dotyczy to zarówno pojedynczych zawodników, jak i drużyny jako całości

WKS: Jakim człowiekiem jest Pan poza koszykówką? Jakie ma Pan zainteresowania?

OV: Uwielbiam sport. Poza koszykówką oglądam wiele sportów z całego świata, gdy tylko mam na to okazję. Lubię oglądać tenisa i oczywiście piłkę nożną, to moje trzy ulubione dyscypliny. Moim ulubionym tenisistą jest Novak Djoković. Nie dlatego, że jest Serbem, ale ze względu na jego charakter, oddanie dla sportu, poświęcenie życia dla tenisa. Uwielbiam sposób, w jaki podchodzi do wykonywania swojego zawodu, sposób, w jaki myśli, w jaki walczy. Moim zdaniem jest najlepszym serbskim sportowcem w historii. Śledzę jego, ale też innych zawodników z całego touru. Piłkę nożną oglądam jeśli mam czas, ale w pierwszej kolejności jest koszykówka, a potem tenis. Jaki jestem poza koszykówką? Myślę, że na to pytanie powinni może odpowiedzieć inni (śmiech). Trudno jest przyjrzeć się sobie z boku, więc sam nie wiem. Na pewno nie jestem miłą osobą, może jedynie poza parkietem i treningami. Nie zastanawiam się nad tym czy jestem dobry czy nie, wiele osób pewnie powie, że to złe. Ale po prostu staram się pomóc każdemu, nie tylko na boisku ale i poza nim. Próbuję rozwiązywać problemy i mam to poczucie, że jeśli sam czegoś nie zrobię, to nikt tego nie zrobi. Jeśli to ja nie pomogę, to nikt inny nie spróbuje zmienić stanu rzeczy. Taka jest moja osobowość. To jest dopiero początek, dopiero przyjechałem do Wrocławia, więc może łatwiej będzie zapytać o to po jakimś czasie moich zawodników, pracowników klubu czy może nawet fanów – ludzi, których będę miał okazję tu spotkać, by o mnie opowiedzieli.

WKS: Na koniec wiadomość do kibiców?

OV: Przychodźcie na mecze i wspierajcie nas tak, jak robiliście to do tej pory. Śledzę Śląsk od początku sezonu, widziałem wszystkie mecze i słyszałem już wcześniej, że klub ma wielu kibiców, którzy mocno go wspierają. Proszę więc tylko o pomoc we wspólnym wygrywaniu meczów jako jedna drużyna.

Tagi: oliverrozmowaśląskszkoleniowiectrenervidinwkswrocławwywiad

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Twój komentarz

trzy × pięć =