Zimny prysznic na Bemowie

0

Miał być awans do finału, a niestety był zimny prysznic. Legia Warszawa w trzecim meczu półfinału Energa Basket Ligi pokonała Śląsk Wrocław aż 78:55. W serii wciąż prowadzą wrocławianie, ale już tylko 2:1 – czwarty mecz w sobotę.

Do starcia numer trzy Śląsk przystąpił bez Jakuba Nizioła, który doznał kontuzji w poprzednim spotkaniu – w meczowej dwunastce zastąpił go Aleksander Wiśniewski. Trener Ertugrul Erdogan wystawił następującą wyjściową piątkę: Jeremiah Martin, Daniel Gołębiowski, Justin Bibbs, Ivan Ramljak i Aleksander Dziewa.

Poprzednie starcie kapitalnie rozpoczął WKS, ale tym razem to Legia odskoczyła w pierwszych minutach. Kilka znakomitych rzutów zanotował Kyle Vinales, za trzy trafił też Aric Holman. Śląsk odpowiedział efektownym wjazdem Gołębiowskiego i celnym rzutem z dystansu Martina, ale po czterech punktach Travisa Lesliego to gospodarze prowadzili 18:7. Po serii 10-0 ich przewaga wzrosła do aż 21 punktów, a ostatecznie pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 30:8 po przechwycie i kolejnych punktach Vinalesa. Mistrzowie Polski mieli przede wszystkim olbrzymie problemy ze skutecznością – 18% z gry mówi samo za siebie.

W kolejnej części gry Trójkolorowym udało się nieco ograniczyć ofensywę rywali (do dwunastu punktów), ale pozostałe problemy wciąż były obecne w naszej grze. Pomimo wielu dobrych pozycji rzutowych w pierwszej połowie tylko 32% prób z gry znalazło drogę do kosza Legii. Sporo do życzenia pozostawiała też skuteczność z linii (50%). Gospodarze byli lepsi w dosłownie każdej rubryce statystycznej – szczególnie widoczna była ich przewaga w zbiórkach (25-15), przechwytach (7-2) i punktach spod kosza (18-10). Prowadzenie zespołu Wojciecha Kamińskiego stopniało nieznacznie – do wyniku 42:24.

Liczyliśmy na lepszą grę naszej drużyny po przerwie, ale niestety trener Erdogan poprosił o czas już po 82 sekundach, a przewaga Legii wzrosła o kolejne czternaście punktów – do stanu 56:24. Wrocławian mogły poderwać dwie trójki z rzędu Dziewy, ale gospodarze nie zamierzali tego dnia dopuścić nas do walki o wygraną. Ozdobą tej części gry były wsady Holmana i Dariusza Wyki, a “gwoździem” trójka Grzegorza Kamińskiego. Przed ostatnią częścią gry przegrywaliśmy 39:65.

Czwarta kwarta niestety była już formalnością i wiedział o tym trener Erdogan, który dał więcej czasu na parkiecie Aleksandrowi Wiśniewskiemu czy Szymonowi Tomczakowi. Oba zespoły spuściły nieco z tonu, mniej lub bardziej świadomie oszczędzając się już na sobotnie spotkanie numer cztery. Ostatecznie Legia zwyciężyła wynikiem 78:55, a najwięcej punktów zdobyli Kyle Vinales (16) i Aric Holman (13).

Choć po takiej przegranej ciężko o optymizm, pamiętajmy o trzech faktach. Po pierwsze, kolejny tak słaby mecz nie może nam się już zdarzyć. Po drugie, w zeszłym sezonie także zaliczyliśmy fatalne spotkanie w półfinale (60:123 z Czarnymi Słupsk), a ostatecznie cieszyliśmy się z mistrzostwa Polski. Po trzecie, wciąż to my prowadzimy 2:1 w serii i w sobotę o 20:00 mamy kolejną szansę na jej zakończenie. Oby tym razem nam się to udało.

Tagi: eblenerga basket ligalegia warszawaplay-offplkrelacjashowtimetrefl sopotWKS Śląsk Wrocław

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Twój komentarz

17 + 5 =