Pierwsze spotkanie półfinału 1. Ligi pomiędzy FutureNet Śląskiem Wrocław a STK Czarnymi Słupsk przez większość czasu nie układało się po myśli gospodarzy. Przez pierwsze trzy kwarty to goście byli na prowadzeniu, ale podopieczni Radosława Hyżego zdołali przejąć inicjatywę w 4. kwarcie i przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę. Po bardzo emocjonującym starciu, wrocławianie wygrali 85:80.
Spotkanie zaczęło się dosyć spokojnie. Obie drużyny nie forsowały specjalnie tempa gry i cierpliwie realizowały swoje zagrywki. Po stronie WKS-u najwięcej z nich kończył Krzysztof Jakóbczyk – rzucający zdobył pierwszych 6 z 8 punktów swojej drużyny. Z kolei Czarni szukali raczej izolacyjnych akcji na prawym skrzydle, które kończyły się podaniem lub atakiem pod kosz. W wyrównanej pierwszej kwarcie Śląsk miał pewne problemy z płynnością w ataku i nie trafił z gry przez jej ostatnie 3 minuty. Nie pomógł czas dla Radosława Hyżego – po 10 minutach słupszczanie prowadzili 23:19.
Na początku drugiej części gry gospodarze zaczęli wyraźnie mocniej bronić i powstrzymali kilka akcji przeciwnika, samemu przełamując się pod drugim koszem. Dwie trójki Roberta Skibniewskiego przyczyniły się do runu 8:0 i powrotu na prowadzenie (27:23). Niestety gospodarze jak dotąd grali jednak falami – kolejne minuty ponownie przebiegły ze wskazaniem na Czarnych. Podkoszowi WKS-u szczególne problemy mieli z obroną Damiana Cechniaka, który wywalczył kilka fauli i zamienił je na punkty na linii. Znamienna była sytuacja, w której o zbiórkę mogło powalczyć dwóch wrocławian, a ostatecznie padła ona łupem Szymona Rducha, który błyskawicznie zamienił ją na trójkę i dał swojej ekipie prowadzenie 40:35. Kilka rzutów osobistych Aleksandra Dziewy i Szymona Tomczaka zmieniło przed przerwą wynik na 38:40 dla gości, ale gra podopiecznych Radosława Hyżego pozostawiała dużo do życzenia. Po 20 minutach wrocławianie trafili tylko 4/13 prób zza łuku, a autorem wszystkich tych rzutów był Robert Skibniewski (14 pkt, 4/5 za 3). Poza „Skibą”, żaden z Wojskowych nawet nie zbliżył się do bariery 10 oczek (najwięcej, 6 pkt miał Krzysztof Jakóbczyk), w dodatku gospodarze zawodzili na linii rzutów osobistych (10/18).
Trzecia część meczu zaczęła się od dużej aktywności Aleksandra Dziewy. Środkowy w dwóch kolejnych akcjach ograł pod koszem Damiana Cechniaka, ale goście odpowiedzieli po drugiej stronie parkietu – za 3 trafili Adrian Kordalski i dwukrotnie Patryk Pełka. Czarni odskoczyli na 8 pkt (44:52) i było to ich najwyższe prowadzenie w meczu. Od tego momentu gra zawodników Hyżego zaczęła się poprawiać; najpierw efektownym wjazdem a następnie niesamowitą asystą popisał się Krzysztof Jakóbczyk, a następnie kolejny sygnał do ataku dał kilkoma blokami i zdobytymi punktami Szymon Tomczak. Śląsk zaczął prezentować zalążki oczekiwanej gry, ale po pół godziny wciąż przegrywał (59:61).
Czwarta kwarta zaczęła się wprost perfekcyjnie. Podrażnieni Trójkolorowi zaczęli ją od imponującego serialu punktowego 13:0 i ze stanu 59:61 wyszli na 72:61! Na serię złożyły się trójki Roberta Skibniewskiego, Aleksandra Dziewy i Jakuba Musiała a także rzuty z półdystansu Norberta Kulona. Czarni wyglądali na zupełnie zagubionych i zszokowanych; do kosza trafili dopiero po blisko 4 minutach gry. Niesieni głośnym dopingiem wrocławskiej publiczności Trójkolorowi, utrzymywali bezpieczną przewagę kilkunastu punktów i kontrolowali mecz. Dopiero w końcówce popełnili kilka błędów w kryciu przy wyprowadzeniu piłki i pozwolili słupszczanom zbliżyć się na 5 oczek. Wówczas bezbłędny na linii był jednak kapitan WKS-u. W ciągu ostatnich 30 sekund, Norbert Kulon trafił 8/8 rzutów wolnych i przypieczętował zwycięstwo Śląska 85:80.
– Uważam, że dzisiaj mieliśmy jednego bohatera – Roberta Skibniewskiego. Mówię to mimo tego, że nie lubię chwalić zawodników indywidualnie. Gdyby nie on, po pierwszej połowie przegrywalibyśmy znacznie wyżej. „Skiba” przyzwyczaił nas do tego, że świetnie podaje, tak przez lata modelowali go trenerzy. Ale jak dla mnie świetnie rzuca i ma jedną z pewniejszych rąk, jakie widziałem. W trzeciej kwarcie było już widać „zaczątki” gry, którą chcieliśmy prezentować. Trzeba powiedzieć, że my „gramy atakiem”, to ofensywa napędza naszą obronę. Nasz zespół i kibice muszą się nauczyć, że nie jesteśmy w stanie wygrywać wszystkich spotkań w pierwszej, drugiej czy trzeciej kwarcie. Mecz trwa 40 minut. Na początku czwartej kwarty zaliczyliśmy dobry moment, którego inicjatorem również był „Skiba” i wtedy zeszło już z nas ciśnienie – komentował spotkanie Radosław Hyży.
Rzeczywiście w tym meczu trudno było wyobrazić sobie grę Trójkolorowych bez Roberta. Były reprezentant Polski skończył spotkanie z linijką 20 pkt, 4 zb, 3 ast i trafił aż 6/7 prób za 3! Poza nim, w drużynie WKS-u po trójce dołożyli jedynie Jakub Musiał i Aleksander Dziewa. Olek był drugim najlepszym punktującym (17 pkt, 6 zb, 3 ast, 2 blk, 6/10 z gry) wraz z Norbertem Kulonem (17 pkt, 7 zb, 3 ast, 11/12 z linii). Na wyróżnienie zasługuje jeszcze Szymon Tomczak, który w niespełna 19 minut zdołał uzbierać 8 pkt, 7 zb i aż 6 blk! Jego wskaźnik +/- był najwyższy w drużynie i wyniósł 19. W ekipie Czarnych najwięcej punktów zdobyli Patryk Pełka (21 pkt, 7 zb), Adrian Kordalski (15 pkt, 6 zb, 7 ast, 4 prz), Damian Cechniak (13 pkt, 2 zb, 2 ast) i Wojciech Jakubiak (10 pkt, 2 ast). FutureNet Śląsk Wrocław wygrał walkę o zbiórki (37:32), rozdał więcej asyst (17:16), ale popełnił też więcej strat (14:11). Wrocławianie zagrali jednak na nieco lepszej skuteczności z pola (54% – 50%) i zza łuku (36% – 29%). Do poprawy na pewno zostaje egzekucja rzutów osobistych (21/32, 66%).
Pełne statystyki: https://bit.ly/2Pxvxc0
Styl gry Trójkolorowych w pierwszym meczu pozostawiał wiele do życzenia. Najważniejszy jest jednak fakt, że mimo trudności, zawodnicy Radosława Hyżego byli w stanie zdominować rywala w decydującej fazie spotkania. Już jutro drugie spotkanie serii – w grę wchodzi jedynie zwycięstwo i prowadzenie 2:0. Oby tym razem gra Wojskowych była jeszcze lepsza i pewniejsza. Hej Śląsk!