WKS Śląsk Wrocław pokonał King Szczecin 82:70 w piątym meczu finałów Energa Basket Ligi. Śląsk przegrywa w serii już tylko 2:3 i w czwartek będzie miał okazję by wyrównać stan rywalizacji.
Wojskowi do piątego spotkania przystąpili mocno osłabieni. Z powodu kontuzji w składzie WKS-u zabrakło Łukasza Kolendy, Justina Bibbsa i Vasy Pusicy. Trener Ertugrul Erdogan wystawił następującą startową piątkę: Jeremiah Martin, Daniel Gołębiowski, Jakub Nizioł, Ivan Ramljak i Aleksander Dziewa.
Nasza drużyna dość nerwowo zaczęła mecz i w efekcie po paru łatwych stratach WKS-u King wyszedł na prowadzenie. Celny rzut zza łuku Martina i punkty Jakuba Karolaka pozwoliły nam odrobić straty, ale po 10 minutach to Wilki Morskie miały oczko zaliczki (15:14). Liderem przyjezdnych był Alex Hamilton, z kolei w zespole Śląska obok Jeremiah warto wyróżnić niezłe wejście z ławki Arcioma Parachouskiego.
Patrząc na początek drugiej kwarty i postawę Jakuba Karolaka, można było się zastanawiać: “dlaczego dopiero teraz?”. Rzucający dwukrotnie trafił zza łuku, dając nam kilka punktów przewagi. Niestety po chwili znów dopadła nas niemoc w ataku, co szczecinianie wykorzystali, zdobywając dwanaście oczek z rzędu. Mieliśmy ogromny problem ze stratami, których w pierwszej połowie zanotowaliśmy aż czternaście. Przyjezdni z kolei tylko raz trafili zza łuku i był to buzzer-beater Bryce’a Browna, który dał naszym rywalom sześć punktów przewagi do przerwy (35:29).
Po wyjściu z szatni rzuciliśmy się do odrabiania strat. W niesamowitym gazie był Karolak, który trafił kolejne trzy trójki (!) w dwie minuty (!) i wyprowadził nas na prowadzenie! King jednak chciał zakończyć serię we Wrocławiu – Hamilton do spółki z latającym Cuthbertsonem dał nieco oddechu rywalom. Kolejne minuty trzeciej kwarty to wyrównana walka, ale końcówka tej części gry pozwoliła nam wejść w decydującą ćwiartkę z sześcioma punktami przewagi (53:47). Bardzo dobre minuty zaliczył D.J. Mitchell, który trafił za trzy, spod kosza i wsadem w kontrze.
W czwartej kwarcie dla Śląska kluczowe były dwie postacie: Jeremiah Martin i Aleksander Dziewa. Amerykański rozgrywający wziął na siebie ciężar gry i trafiał bardzo ważne rzuty, natomiast Dziewa obudził się w ofensywie i agresywną grą pod koszem zdobywał ważne punkty dla WKS-u. Trójkolorowi konsekwentnie budowali swoją przewagę i mimo kilku efektownych akcji Kinga zdołali dosyć pewnie dowieźć ją do końca zwyciężając ostatecznie 82:70.