W drugim meczu finału 1. Ligi z Enea Astorią Bydgoszcz oglądaliśmy jeszcze więcej walki i emocji, ale niestety Trójkolorowi ponownie ulegli drużynie Grzegorza Skiby. Tym razem spotkanie rozstrzygnęło się w ostatniej sekundzie. Pierwsza połowa była wyrównana, ale po zmianie stron goście odskoczyli. W czwartej kwarcie WKS wrócił na prowadzenie, ale ponownie je stracił. Ostatecznie w końcówce wrocławianie doprowadzili do wyrównania, ale w kolejnej akcji sędziowie odgwizdali faul na Jakubie Dłuskim 0,4 sekundy przed ostatnią syreną. Środkowy Astorii wykorzystał jeden z dwóch rzutów osobistych, a Trójkolorowi nie zdołali już zdobyć punktów. Rywale prowadzą już 2:0, do Bydgoszczy Śląsk pojedzie walczyć o życie.
Niestety drugie spotkanie od początku przypominało sobotni mecz. Goście grali tą samą koszykówkę i rozpoczęli od prowadzenia 8:3, a potem 15:7. Grzegorz Kukiełka i Paweł Śpica wychodzili na czyste pozycje po zasłonach i trafiali rzuty z półdystansu, a pod koszem nawet trudne rzuty wpadały Łukaszowi Frąckiewiczowi i Jakubowi Dłuskiemu. Po pierwszej kwarcie Śląsk przegrywał jednak tylko 19:22, głównie dzięki świetnemu wejściu z ławki Jakuba Musiała, który dał sygnał do ataku trafiając dwie trójki i lay-up.
Po stronie WKS-u druga kwarta była teatrem jednego aktora. Jakub Musiał w zasadzie w pojedynkę ciągnął grę Trójkolorowych, trafiając zza łuku bądź wymuszając faule i nie myląc się na linii rzutów osobistych. Dzięki kapitalnej grze rzucającego, gospodarze wyszli na pierwsze w meczu prowadzenie (34:32). Później prowadzili ciut wyżej, 44:40, gdyż trójkę trafił Robert Skibniewski, a akcje pod koszem wykończyli Mateusz Jarmakowicz i Krzysztof Jakóbczyk. Jednak zawodnicy Grzegorza Skiby wykorzystując swoją uniwersalność wciąż bez większych problemów kreowali sobie czyste pozycje na półdystansie i po prostu je egzekwowali. Do przerwy mieliśmy remis, 44:44.
Po zmianie stron goście ponownie przejęli inicjatywę i trzecią kwartę otworzyli runem 10:0. Przestój ofensywny gospodarzy przypominał ten z soboty, a przyjezdni całe czas eksponowali te same braki w obronie i raz za razem dziurawili kosz z półdystansu. Śląsk utrzymał się w grze dzięki serii skutecznych rzutów zza łuku (trafili Tomasz Żeleźniak x2, Jakub Musiał, Aleksander Dziewa, Krzysztof Jakóbczyk). Po pół godziny gry Astoria prowadziła 65:63.
Podopieczni Radosława Hyżego finalny atak zaplanowali na czwartą kwartę. Pierwsze 5 minut wygrali 10:4 i wyszli na prowadzenie po 73:69 po – jakżeby inaczej – trójce Jakuba Musiała. Niestety błędy w obronie i proste straty kosztowały ich kolejne stracone punkty. Bydgoszczanie wrócili na prowadzenie i nie oddali go niemal do końca meczu, choć FutureNet Śląsk trzymał się bardzo blisko. Na 1:48 przed końcem Astoria prowadziła 6 punktami (83:77), ale dwie akcje Mateusza Jarmakowicza, trójka Krzysztofa Jakóbczyka i rzuty osobiste Jakuba Musiała pozwoliły wyrównać stan meczu (85:85). W ostatniej akcji gospodarze bronili twardo do końca, ale po zbiórce ofensywnej na 0,4 sekundy przed ostatnią syreną sfaulowany przez Karola Michałka został Jakub Dłuski. Środkowy wykorzystał jedynie drugi rzut osobisty, ale wystarczyło to, by przesądzić o wygranej Astorii w drugim spotkaniu.
– W kilku sytuacjach pod koszem zagraliśmy zbyt miękko. Ten mecz był lepszy od wczorajszego, Astoria również popełniła bardzo dużo błędów, ale my popełniliśmy ich więcej. Uważam, że te małe rzeczy zdecydowały. To jeszcze nie koniec, na rozliczanie i analizę przyjdzie czas jutro i pojutrze. Zawodnicy dali dzisiaj z siebie bardzo dużo. Jesteśmy w takim nastroju, że do Bydgoszczy jedziemy na trzeci mecz, żeby go wygrać – powiedział po meczu trener Hyży.
W niedzielę gra Trójkolorowych nie istniałaby bez Jakuba Musiała. Kuba pokazał wielkie serce do gry i zdobył aż 32 pkt, do których dodał 5 zb i 3 ast (8/13 z gry, 6/11 za, 10/10 z linii). Poza nim granicę 10 oczek przekroczyli Aleksander Dziewa (15 pkt, 8 zb, 5/11 z gry), Krzysztof Jakóbczyk (13 pkt, 5 zb, 2 ast, 5/11 z gry, 3/8 za 3) i Mateusz Jarmakowicz (10 pkt, 3 zb, 4/7 z gry). Tomasz Żeleźniak trafił 2 trójki miał 6 pkt, 1 zb, 1 ast i 2 prz, a Robert Skibniewski 7 pkt i 5 ast (2/7 z gry). Niestety zawiódł Norbert Kulon, który nie zdobył żadnego punktu (0/5 z gry) i miał 4 faule. Zawodnicy FutureNet Śląsk tym razem nie mylili się stojąc na wprost kosza (94%, 17/18), trafili też 14 trójek, ale potrzebowali do tego aż 39 rzutów zza łuku (36%). Dla porównania, bliżej kosza oddali tylko 25 prób, trafili 13 z nich. Co ciekawe, Astoria trafiła w całym meczu tylko 2/16 zza łuku, ale nadrobiła to dzięki świetnej skuteczności za 2 (63%, 32/51) i 16 punktom zdobytym z linii (na 25 prób). Tego dnia największy ciężar punktowania wzięli na siebie Łukasz Frąckiewicz (20 pkt, 10 zb, 2 blk, 8/8 z gry) i Marcin Nowakowski (17 pkt, 3 zb, 8 ast). Jakub Dłuski miał 13 pkt i 8 zb, a Paweł Śpica 12 pkt, 5 zb i 3 ast.
Pełne statystyki: https://bit.ly/2Hhms3i
Wszystko poszło nie po naszej myśli. Mamy nóż na gardle, ale droga na szczyt jeszcze się nie skończyła. Zadanie wydaje się być niezwykle trudne, bo do Bydgoszczy pojedziemy walczyć o wszystko. Stoimy pod ścianą, ale zrobimy co w naszej mocy, by wygrać pierwszy mecz, a potem spróbować wyszarpać drugi i wrócić do Wrocławia na decydujące starcie. Hej Śląsk!