Przybyli, zobaczyli, zwyciężyli. W ten sposób, parafrazując powiedzenie Juliusza Cezara, można najprościej opisać spotkanie 2. kolejki 1. Ligi pomiędzy Elektrobud-Investment Zniczem Basket Pruszków a FutureNet Śląskiem Wrocław. Ekipa z Dolnego Śląska ani na moment nie dała gospodarzom dojść do głosu i w pełni zasłużenie zainkasowała kolejne 2 punkty, wygrywając wysoko 81:56.
W kadrze na piątkowe starcie znalazł się już Robert Skibniewski, natomiast zabrakło jeszcze Maksyma Kulona. Zespół Radosława Hyżego wybiegł na parkiet w takim samym składzie, jak na inauguracyjne spotkanie z Polfarmexem Kutno. W wyjściowej piątce pojawili się więc Norbert Kulon, Aleksander Leńczuk, Tomasz Żeleźniak, Aleksander Dziewa i Karol Michałek. Już pierwsza kwarta pokazała dysproporcję sił obu drużyn. FutureNet Śląsk zaczął ją od serialu punktowego 14:0! W drużynie wszystko funkcjonowało znakomicie – podkoszowi zapewniali ofensywne zbiórki i punkty w „trumnie”, obwód dokładał celne trafienia zza łuku. Oszołomiona ekipa Andrzeja Kierlewicza pierwszy punkt zdobyła dopiero w 6. minucie spotkania, a w pierwszej kwarcie ledwie raz trafiła do kosza z gry. Śląsk prowadził 20:8.
Drugą część meczu od strzeleckich popisów zaczął Norbert Kulon. Kapitan drużyny trafił dwie trójki z rzędu, by następnie skończyć akcję efektownym lay-upem. Równie dobrze w rzutach dystansowych prezentowali się Aleksander Leńczuk i Jakub Musiał. Wrocławianie utrzymywali bezpieczną przewagę, ale Znicz starał się odpowiadać. Atak pruszkowian „ciągnęli” Karol Kamiński i Robert Cetnar, drużyna Kierlewicza miała jednak duże problemy z płynnością w ofensywie. Gospodarze przegrywali do przerwy 28:38.
Po powrocie z szatni obraz gry nie uległ zmianie. Wrocławianie grali konsekwentnie i dojrzale, w czym niejednokrotnie wspomagał ich Robert Skibniewski. Doświadczony rozgrywający po raz pierwszy zagrał w meczu o stawkę po powrocie do stolicy Dolnego Śląska i od razu dołożył dużą cegiełkę do końcowego efektu, jakim była druga w sezonie wygrana. Po akcji 3+1 Jakuba Musiała, drużyna Radosława Hyżego prowadziła przed ostatnią kwartą 58:44 i – biorąc pod uwagę przebieg meczu – nie miała prawa go przegrać.
Gospodarze zaczęli czwartą ćwiartkę od trójki Marcina Wieluńskiego, czym zmniejszyli przewagę FutureNet Śląska do 9 oczek. Goście byli jednak tego dnia znakomicie dysponowani w obronie i ponownie zabłysnęli żelazną defensywą. Zawodnicy Znicza nie zdołali trafić do kosza przez kolejne 5 minut. Trójkolorowi zdobyli w tym czasie 13 punktów, dzięki czemu prowadząc różnicą około 20 punktów, spokojnie kontrolowali spotkanie. W ostatnich sekundach meczu wynik 81:56 wsadem ustalił Bartłomiej Pietras.
– Pierwszy mecz w naszym wykonaniu nie był najlepszy, ale – jak widać – w drugim cała drużyna zdołała się odbudować, stąd wysoki wynik, wysokie zwycięstwo. Narzuciliśmy swoje tempo, swoją twardą grę. Nasi wysocy zawodnicy zapewniali dużo ofensywnych zbiórek, co kompletnie wybiło rywali z rytmu. Trener wyraźnie nakreślił nam, jak mamy zachowywać się w obronie przy każdym z zawodników Znicza. Zrealizowaliśmy to, a reszta sama się ułożyła – mówił po meczu Aleksander Leńczuk.
Jednym z niewielu elementów gry wrocławian, do którego można się po tym meczu przyczepić, jest 13 strat. Poza tym, drużyna Radosława Hyżego dominowała w niemal każdym aspekcie: wygrała zbiórki (42:33), rozdała więcej asyst (15:12), zagrała na dobrej skuteczności z gry (43%) i zza łuku (32%). Dla porównania Znicz z gry trafił 27% rzutów, a w przypadku prób za 3 punkty było to tylko 23%. Tylko jeden zawodnik gospodarzy zaliczył dwucyfrową zdobycz punktową – Karol Kamiński skończył mecz z 11 punktami, trafił jednak tylko 2 z 13 rzutów. W drużynie Śląska takim wyczynem mogło pochwalić się aż 5 graczy. Double-double w postaci 10 pkt i 13 zb skompletował Karol Michałek, najlepszym strzelcem był z kolei Aleksander Leńczuk (18 pkt, 4/9 za 3, 7/14 z gry). 14 oczek uzbierał Jakub Musiał, 13 Robert Skibniewski, a 12 (+5 ast) Norbert Kulon. Solidnie zagrali Aleksander Dziewa (7 pkt, 10 zb, 2 ast, 3 p) i Tomasz Żeleźniak (3 pkt, 7 zb, 2 ast).
Pełne statystyki: https://bit.ly/2E3cxjH
– Jeśli chodzi o słabe strony tego meczu, chciałbym zwrócić uwagę tylko na dwie rzeczy. Przy tak niskim zespole jakim jest Pruszków, pozwoliliśmy na zbyt wiele ofensywnych zbiórek. Uważam też, że byliśmy w stanie zdobyć 10 punktów więcej – w kilku momentach mogliśmy wykorzystać przekroczony przez gospodarzy limit fauli. Za dzisiaj mogę jednak dać swoim zawodnikom ocenę 4+, a w szczególności pochwalić graczy obwodowych – Norberta, „Skibę”, „Lenia”, Kubę. Nie można też zapominać o świetnym występie Karola Michałka – ocenił spotkanie Radosław Hyży.
Dwa pierwsze mecze sezonu dają powody do optymistycznego patrzenia w przyszłość. Jak będą jednak wyglądać kolejne starcia? FutureNet Śląsk Wrocław czekają teraz dwa mecze przed własną publicznością i żaden z nich nie będzie łatwy. Dlaczego? Do stolicy Dolnego Śląska przyjadą bowiem dwie bardzo ofensywnie usposobione drużyny, które w poprzednim sezonie zajęły odpowiednio 3. i 4. miejsce w 1. Lidze. Mowa więc o Jamalex Polonii 1912 Leszno oraz GKS-ie Tychy. Trójkolorowi z obiema ekipami mierzyli się podczas przedsezonowego Turnieju o Puchar Prezydenta Leszna. Po dwóch zaciętych spotkaniach podopieczni Radosława Hyżego pokonali drużynę ze Śląska, musieli uznać jednak wyższość gospodarzy. Jak będzie tym razem? Nie wątpimy, że rozpędzająca się drużyna WKS-u zrobi wszystko, by udowodnić swoją wartość przed wrocławską publicznością. Hej Śląsk!