Norbert Kulon przed sezonem wrócił do FutureNet Śląska Wrocław i niemal od razu został wybrany przez trenera nowym kapitanem drużyny. 26-letni rozgrywający liderem jest nie tylko w szatni, ale i na parkiecie, gdzie sprawnie dyryguje grą Trójkolorowych. Czy jest jednak zadowolony z początku sezonu? Między innymi o to postanowiliśmy zapytać naszego zawodnika.
AŁ: Jaką ocenę wystawiłbyś drużynie za te pierwsze 10 kolejek w skali 1-10?
NK: Myślę, że 8. Dlaczego? Nasz bilans jest dużo lepszy, niż nasza gra. Jest w niej wiele mankamentów, ale przed sezonem bilans 9-1 bralibyśmy w ciemno. Słabsze mecze przeplatamy lepszymi. Zagraliśmy kilka niemal perfekcyjnych spotkań, jak z GKS-em Tychy czy przez trzy kwarty z Polonią Leszno. Uciekł nam mecz w Krakowie, ale ta porażka też była potrzebna i przypomniała nam, że musimy podchodzić maksymalnie skoncentrowani nawet do meczów z tymi teoretycznie słabszymi rywalami. Mamy nadzieję, że to będzie procentowało w dalszej części sezonu i wyjdziemy do play-offów z pierwszego miejsca.
AŁ: Czyli największym problemem, twoim zdaniem, jest koncentracja?
NK: Myślę, że tak. Mając zestaw tak utalentowanych graczy koncentracja i wiara we własne umiejętności jest kluczowa. Mamy taktykę opartą na wielu rzutach, na grze bardzo ofensywnej i nie możemy – tak jak w Krakowie – unikać jakiegoś elementu w ataku: wstrzymywać rzutu czy wahać się. Takie przestoje będą nas kosztować przegrane.
AŁ: W tym meczu rzeczywiście przez większość czasu męczyliście się w ataku, ciężko było wam znaleźć pozycje i nie oddawaliście tyle rzutów, co zazwyczaj. Właściwie tylko w tym spotkaniu nie udało wam się narzucić rywalowi swojego tempa i stylu gry. To AZS AGH Kraków postawił tak trudne warunki czy wasze przygotowanie było nieodpowiednie?
NK: Złożyło się na to wiele czynników. Jednym z kluczowych było to, że gospodarze grali naprawdę świetne zawody. Kilku zawodników, po których nie spodziewaliśmy się tak dobrej gry, wystrzeliło w tym spotkaniu. My nie odpowiedzieliśmy agresją i wspomnianą koncentracją. Zdarzają się takie mecze, kiedy wiele rzeczy nie wychodzi, mimo tego, że w teorii wygląda to łatwo – przed meczem dokładnie wiedzieliśmy, jak oni grają i nie zakładaliśmy możliwości porażki. Przegraliśmy jednak w Krakowie i traktujemy to jako zimny prysznic oraz ostrzeżenie przed kolejnymi ciężkimi meczami.
AŁ: Indywidualnie na starcie sezonu prezentujesz się bardzo dobrze, imponują również twoje statystyki (śr. 15,5 pkt, 5,9 ast, 42,5% z gry, 35,4% zza łuku). Czy uważasz, że jesteś w szczytowej formie? Masz 26 lat, to chyba idealny wiek dla sportowca – nabrałeś już doświadczenia, a jednocześnie przed tobą jeszcze co najmniej kilka lat gry na dobrym poziomie.
NK: Statystyki rzeczywiście są dobre, ale – tak jak całej drużynie – mi też zdarza się przeplatać mecze przeciętne lepszymi. Brakuje stabilizacji, ale wiadomo też, że nie da się w każdym meczu grać na poziomie double-double. Cały czas pracuję nad wyrównaniem formy i celnością rzutów, bo na przykład z Górnikiem miałem zaledwie 3/15 z gry. Na szczęście trafiłem wtedy wszystkie rzuty osobiste. Na pewno moja dobra gra jest zasługą naszej taktyki i dużego zaufania, które dostałem od trenera – do wykonywania rzutów i do liderowania zespołowi. Myślę, że na razie wywiązuję się z tych zadań przyzwoicie, ale cały czas zarówno ja, jak i reszta drużyny, muszę być czujny i skupiony na swoim celu, bo po słabszym meczu pewność siebie może ulecieć i wtedy zaczną się prawdziwe schody.
AŁ: Jak oceniasz współpracę z nowymi trenerami przygotowania fizycznego? Czy ich oryginalne metody mają wpływ na waszą dobrą grę?
NK: Łukasz i Kamil są profesjonalistami w swojej dziedzinie, my jako koszykarze ufamy im w stu procentach i póki co przynosi to efekty. Te niekonwencjonalne ćwiczenia sprawiają, że możemy się trochę odstresować przed meczem, chociażby słynne już wśród nas „przytulaski” czy inne akcenty. Miarą pracy szkoleniowców przygotowania fizycznego jest też brak poważnych kontuzji w naszym zespole. Na pewno jest to pozytywna zmiana, ale za nami dopiero pierwsza część sezonu – oby tak było dalej.
AŁ: W sezonie 2012/13 awansowałeś ze Śląskiem do PLK. Czy jesteś w stanie porównać tamten czas do obecnego? Czy lepsze warunki do powrotu wrocławskiej koszykówki na szczyt były wtedy czy są teraz?
NK: Ciężko porównywać te dwa okresy. Wtedy mieliśmy przede wszystkim dużo mocniejszy skład – istny dream-team na poziomie 1. Ligi. Gdybym wymienił nazwiska z tamtej drużyny, to wiele z nich gra dziś w ekstraklasie i odgrywa tam ważne role. Na pewno zmieniła się koszykówka, mieliśmy wówczas inną taktykę, teraz gramy koszykówkę bardziej „trendy”, tak jak cały świat wzorując się na zawodnikach z NBA. Dziś mamy młodszą ekipę, myślę, że bardziej głodną sukcesu i mam nadzieję, że na koniec sezonu zajmiemy taką samą pozycję jak przed sześcioma laty.
AŁ: Które z dotychczasowych spotkań uważasz za najtrudniejsze – mecz z AZS AGH czy jednak jakiś inny?
NK: Było kilka trudnych spotkań, właściwie tylko starcie z Tychami udało nam się rozstrzygnąć niemal na początku meczu. Nie ma w tej lidze łatwych przeciwników, dodatkowo każdy widząc po drugiej stronie parkietu Śląsk Wrocław gra na 100% swoich możliwości i nie oddaje łatwo zwycięstwa. Jeśli miałbym jednak wybierać, to najtrudniejsze były dla mnie mecze z AZS AGH i Energa Kotwicą Kołobrzeg. W tym drugim mieliśmy naprawdę duże problemy; wiadomo, że gdy już nam „siadł” rzut, to odskoczyliśmy, ale na początku nie mieliśmy odpowiedzi na ich „strefę”. W pierwszej połowie mieliśmy duże problemy ze sforsowaniem obrony przeciwnika.
AŁ: Znaleźliście już odpowiedź na wspomnianą „strefę”? SKK Siedlce jako pierwszy zaskoczył was taką grą w obronie, później próbowały tego też inne drużyny.
NK: Myślę, że na „strefę” w 1. Lidze nie ma wielkiej filozofii – trzeba zagrać kilka dobrych podań i rzucić. Mamy dobrych strzelców i zawodników świetnie zbierających piłkę pod koszem, także jesteśmy przystosowani do takiej gry. W Siedlcach był to trochę wypadek przy pracy, bo w pierwszej połowie trafialiśmy, a w drugiej nie – taka jest koszykówka. Nie boimy się „strefy”, powiedziałbym wręcz, że jest ona dla nas handicapem, bo wtedy możemy – tak jak lubimy – oddawać dużo rzutów.
AŁ: Obok FutureNet Śląska, w 1. Lidze sezon najlepiej zaczęły Rawlplug Sokół Łańcut, Jamalex Polonia 1912 Leszno i WKK Wrocław. Jak oceniasz początek sezonu na zapleczu ekstraklasy i kto, twoim zdaniem, będzie najgroźniejszym rywalem w walce o awans?
NK: Ciężko wskazać jeden zespół. Dużą stratą dla Polonii Leszno jest kontuzja Tomasza Ochońki. Sokół, który zawsze ma silną i zgraną ekipę, jest poważnym kandydatem do finału ligi. Przed sezonem stawiałem na Czarnych, ale oni jednak zaczęli nieco słabiej; mocna jest też Astoria. Za nami jednak dopiero jedna trzecia sezonu, więc ciężko przewidzieć, na którym miejscu zakończą sezon zasadniczy poszczególne ekipy. Na pewno jest kilka zespołów, które mogą nam zagrozić w walce o awans.
Z Norbertem Kulonem rozmawiał Adrian Łysek.