W meczu 9.kolejki Suzuki 1.Ligi TBS Śląsk II Wrocław pokonał Znicz Basket Pruszków 81:76. Mimo iż Trójkolorowi prowadzili przez większość spotkania, to gospodarze do samego końca byli bardzo groźni. Dobra gra całego wrocławskiego zespołu pozwoliła jednak przełamać złą passę i pierwszy raz w tym sezonie zatryumfować na wyjeździe.
W porównaniu do poprzedniego spotkania Dusan Stojkov dokonał dwóch zmian w pierwszej piątce. Tym razem wybiegli w niej: Sebastian Bożenko, Aleksander Leńczuk, Kacper Marchewka, Maksymilian Zagórski oraz Szymon Tomczak.
Lepszy start meczu zaliczyli wrocławianie, którzy po dwóch skutecznych akcjach prowadzili 4:0. W grze rywali z kolei od początku widoczna była duża nerwowość. Ta też nie może wielce dziwić, ponieważ po tak słabym początku sezonu, zespół z Pruszkowa z jednej strony ma wiele do udowodnienia, a z drugiej presja z każdą kolejną porażką rośnie. Po przyzwoitych pierwszych minutach w poczynania Trójkolorowych też wkradło się trochę chaosu, przez co nasi koszykarze nie wykorzystywali swoich sytuacji. Chwilowo lepiej radził sobie za to Znicz, który nagle wyszedł na prowadzenie 9:6. Niemniej od tego momentu gospodarze znów stanęli, a TBS zdobył dziewięć punktów z rzędu. Wtedy problemem naszej drużyny okazały się być faule. Tym samym głównie dzięki rzutom osobistym nasz przeciwnik ponownie wyrównał stan meczu. Ostatnie minuty pierwszej kwarty należały jednak już do Śląska, który ostatecznie wygrał ją 19:15.
fot. Paweł Pietranik (ppawcio), Znicz Basket Pruszków
W drugą ćwiartkę świetnie weszli gospodarze, a w szczególności Adrian Suliński, który trafił dwa razy z dystansu i tym samym znacznie poprawił sytuację swojego zespołu. Trójkolorowi chwilę później odpowiedzieli trafieniem Wójcika oraz kontratakiem Bożenki. W tym momencie na tablicy widniał wynik 29:22, a trener Znicza poprosił o przerwę na żądanie. W kolejnych akcjach wrocławianie zdobywali punkty głównie spod kosza, a wiodącym zawodnikiem był Tomczak. Nie tylko spokojnie trafiał swoje rzuty, ale też blokował rywali pod własnym koszem. Następnie oglądaliśmy wymianę trójek. Dwa razy zza łuku trafił Bożenko, a dla gospodarzy celnie rzucił też Karol Kamiński. Chwilę później nasz kapitan popisał się jeszcze fenomenalnym wjazdem pod kosz, po którym Śląsk prowadził już 12 punktami. W ostatnich trzech minutach lepiej radzili sobie jednak pruszkowianie i na przerwę zespoły schodziły przy wyniku 45:37.
fot. Paweł Pietranik (ppawcio), Znicz Basket Pruszków
Druga połowa rozpoczęła nam się od akcji 2+1 Łukasza Bodycha. Widać było, że pruszkowianom nie brakuje motywacji i chęci do pogoni za wrocławianami. Lecz ci też nie próżnowali. Po punktach Marchewki oraz Tomczaka znów zbudowaliśmy sobie pewną przewagę. W kolejnych minutach obie ekipy były mocno nieskuteczne z gry, a jeśli już punktowały, to głównie z linii rzutów wolnych. Zarówno zespół Śląska jak i Znicza szybko złapały pięć fauli i przez to mieliśmy prawdziwy festiwal rzutów osobistych. Niezbyt ciekawą sytuację na boisku przerwał Leńczuk, który dwukrotnie skutecznie wjechał pod kosz. Po tych dwóch akcjach na tablicy mieliśmy wynik 62:50. Wtedy za trzy trafił Suliński, ale momentalnie tym samym odpowiedział mu też Paweł Strzępek. Ostatnie punkty w tej części meczu zdobyła drużyna z Pruszkowa, ale i tak przed decydującą kwartą to TBS prowadził 67:58.
fot. Paweł Pietranik (ppawcio), Znicz Basket Pruszków
Ostatnie dziesięć minut meczu zaczęło się efektownym wsadem Bodycha. Chwilę później nasi przeciwnicy znów byli skuteczni pod koszem, przez co zmniejszyli stratę do zaledwie pięciu oczek. Następnie przez ponad dwie minuty żadna ze stron nie była w stanie zdobyć punktów i robiło się coraz bardziej nerwowo. W końcu za trzy trafił Kamil Czosnowski i zrobiło się już tylko 65:67. Znicz był coraz bliżej odrobienia całej straty, lecz na szczęście niemoc w naszej drużynie przełamał Wójcik, który dobił rzut Marchewki. Pruszkowianie poza jedną akcją na szczęście też nie byli wybitnie skuteczni, ale Stojkov poprosił o czas, aby pobudzić swój zespół na ostatnie minuty. Przerwa najwidoczniej pomogła Trójkolorowym, którzy w krótkim czasie uciekli rywalom na osiem punktów. Nerwowo zrobiło się ponownie na dwie minuty przed końcem spotkania, kiedy to Arkadiusz Adamczyk zdobył pięć punktów z rzędu i zrobiło się 77:74. Po dwóch celnych rzutach osobistych Tomczaka i trafieniu Sulińskiego, na pół minuty do zakończenia meczu, Śląsk znów miał tylko trzy punkty przewagi. Gospodarze mieli w końcówce dwie okazje na doprowadzenie do remisu. I obie zmarnowali. Wrocławianie trafiali z kolei jeszcze z linii rzutów wolnych i ostatecznie wygrali 81:76.
Znicz postawił Trójkolorowym trudne warunki, a w końcówce było naprawdę nerwowo. Dla nas najważniejsze jest jednak to, że wreszcie udało się osiągnąć cel i podwójnie przełamać – w Pruszkowie wrocławianie odnieśli pierwsze w tym sezonie wyjazdowe zwycięstwo i jednocześnie przerwali serię trzech porażek z rzędu. Już w środę 17 listopada o godz. 17:00 czeka nas derbowe spotkanie z WKK. Jeśli Znicz rozpalił w nas ogień na nowo, to pójdźmy za ciosem. Hej Śląsk!