Spotkanie na własnym parkiecie okazało się bardziej wymagające od tego na wyjeździe. Zawodnicy Elektrobud-Investment Znicza Basket Pruszków tym razem napsuli wrocławianom więcej krwi, nie byli jednak w stanie sprostać dużo silniejszemu rywalowi. Podopieczni Radosława Hyżego wygrali 90:76 i z bilansem 14-3 umocnili się na czele tabeli.
W składzie Śląska na to spotkanie znalazł się już Mateusz Jarmakowicz, podkoszowy nie zagrał jednak ani minuty – podobnie jak Jakub Musiał, który miał problemy z przeziębieniem. Pierwsza kwarta meczu okazała się zaskakująco wyrównana. Mimo dobrej ofensywnej dyspozycji gospodarzy, to przyjezdni wygrali ją 28:27. Trójkolorowi dopuszczali do zbyt wielu otwartych pozycji, które wykorzystywali Mateusz Szwed czy Michał Kierlewicz. Śląsk trzymał się blisko m.in. dzięki dwóm trójkom Roberta Skibniewskiego.
W drugiej części gry z czasem przewaga WKS-u zaczęła się zarysowywać. Po raz kolejny świetną zmianę z ławki dał Sebastian Bożenko. Przy stanie 35:35, gospodarze zaliczyli serię 11:0 i wydawało się, że na przerwę będą schodzić z pewnym prowadzeniem. Kilka prostych strat doprowadziło jednak do odpowiedzi pruszkowian w postaci serialu punktowego 10:2. W efekcie po dwóch kwartach FutureNet Śląsk prowadził nieznacznie, 48:45.
Po powrocie z szatni podopieczni Radosława Hyżego od razu zabrali się do budowania przewagi – trójkę trafił Norbert Kulon, a Aleksander Dziewa poderwał publiczność wsadem. Trójkolorowi utrzymywali świetną skuteczność zza łuku; po kolejnych trafieniach Dziewy i Skibniewskiego, gospodarze prowadzili nawet 64:50. Po stronie Znicza niwelować straty starali się Karol Kamiński i Robert Cetnar, za sprawą których Śląsk prowadził przed decydującą kwartą 69:59.
Ta przebiegła bez większych komplikacji. Choć drużyna Andrzeja Kierlewicza zdołała jeszcze zbliżyć się w niej nawet na 6 punktów (68:74), gospodarze nie pozwolili jej na więcej. Wrocławianie ostatnie minuty wygrali 16:8 i choć całego meczu nie zagrali perfekcyjnie, to zasłużenie zgarnęli kolejne dwa punkty, zwyciężając 90:76.
– W szatni starałem się uświadomić zawodników, że w każdym meczu musimy grać na 100%, bo nasza pozycja w tabeli nie jest spowodowana naszymi umiejętnościami i talentem, ale naszą dobrą grą. Takie spotkania jak dzisiejsze się zdarzają. Najbardziej boli mnie 17 strat, z których większość była spowodowana naszymi błędami, a nie naciskiem rywala – ocenił na gorąco spotkanie Radosław Hyży.
17 strat to faktycznie sporo, na szczęście zawodnicy FutureNet Śląska byli w stanie te błędy zrekompensować 8 przechwytami i 22 asystami. Dodatkowo gospodarze wygrali walkę na deskach 38:30 i rzucali ze świetną skutecznością 68% za 2, i 40.5% zza łuku, trafiając w całym spotkaniu 15 trójek. Znicz zza linii 6.75 przymierzył tylko 5 razy (26%). We wrocławskiej ekipie punktował każdy zawodnik, który pojawił się na boisku, a najwięcej oczek uzbierali Aleksander Dziewa (23 pkt, 9 zb, 2 ast, 62.5% z gry), Robert Skibniewski (15 pkt, 3 zb, 9 ast, 5/10 za 3), Norbert Kulon (12 pkt, 3 zb, 4 ast), Tomasz Żeleźniak (12 pkt, 4 zb, 1 ast, 2 prz) i Sebastian Bożenko (10 pkt, 4 zb, 4 ast, 2 prz). W drużynie przyjezdnych najlepiej zaprezentowali się Mateusz Szwed (19 pkt, 12 zb, 3 ast, 2 prz), Karol Kamiński (17 pkt, 4 zb, 3 ast) i Robert Cetnar (16 pkt, 6 zb, 1 ast).
Pełne statystyki: https://bit.ly/2TMraup
– Chcę żebyśmy grali bardzo ofensywnie i wygrywali po fajnej grze. Mimo tych strat, dzisiaj mieliśmy kilka momentów przyjemnej dla oka gry – dodał szkoleniowiec FutureNet Śląska.
Dzięki zwycięstwu nad Zniczem, wrocławianie legitymują się bilansem 14-3 i przewodzą tabeli. Kolejne miejsca zajmują Rawlplug Sokół Łańcut i Jamalex Polonia 1912 Leszno (obie drużyny 12-5). Tym ciekawiej zapowiada się następne spotkanie Trójkolorowych, którzy w najbliższy weekend wybiorą się do Leszna. Spotkanie z 3. drużyną w stawce zaplanowano na sobotę, godz. 18. Liczymy na kolejne dwa punkty i dodatkową satysfakcję wynikającą z wielu akcentów łączących obie drużyny. Hej Śląsk!