WKS Śląsk Wrocław przegrał z Kingiem Szczecin 83:99 w meczu 7. kolejki Energa Basket Ligi. Wrocławianie nie nawiązali tego dnia niestety większej walki z gospodarzami. Wilki Morskie od pierwszej kwarty budowały przewagę, którą z biegiem czasu tylko powiększały i bezpiecznie dowiozły do końca spotkania.
Poza jedenastką, która była ostatnio w Słupsku, Andrej Urlep do Szczecina wziął ze sobą jeszcze Szymona Tomczaka, który z bardzo dobrej strony pokazał się ostatnio w meczu Suzuki 1. Ligi. W pierwszej piątce Trójkolorowych wybiegli natomiast Łukasz Kolenda, Kodi Justice, Ivan Ramljak, Kerem Kanter i Cyril Langevine. King odpowiedział zestawieniem Jakub Schenk, Filip Matczak, Sherron Dorsey-Walker, Stacy Davis, Djoko Šalić.
Nieco lepiej spotkanie rozpoczęli wrocławianie, a bardzo aktywny od pierwszych minut był Łukasz Kolenda. Szybko zobaczyliśmy też, jak ważny był powrót Ramljaka, który już w pierwszych akcjach popisał się świetną asystą oraz efektownym blokiem. Przez długi czas żadna z drużyn nie była w stanie zbudować sobie jednak większej przewagi. W porównaniu do poprzednich spotkań widać było, iż Śląsk stara się grać szybciej w ataku. Niestety gorzej wyglądało to już w obronie, gdzie WKS zbyt wolno wracał pod własny kosz i szczecinianie nieraz z tego korzystali przy kontrach. Problemy widoczne były również przy zbiórkach, które w defensywie nie wyglądały najlepiej. Mimo to po ośmiu minutach King prowadził zaledwie jednym punktem. Końcówka pierwszej kwarty jednak zdecydowanie należała do gospodarzy. Śląsk nie trafił kilku rzutów z rzędu, a z kolei rywale zaczęli celnie rzucać z każdej pozycji i przed drugą częścią prowadzili 26:16.
Trójkolorowi po krótkiej przerwie zaczęli grać trochę lepiej, jednak przy dobrze dysponowanej obronie gospodarzy Śląsk musiał się mocno napracować na każdą zdobycz punktową. Aby dogonić rywali z pewnością brakowało nam celnych rzutów zza łuku (0/7 w pierwszej połowie). Lepiej z dystansu radzili sobie szczecinianie, którzy po kolejnym takim trafieniu prowadzili 14 punktami. Po dwóch akcjach podkoszowych Śląsk jeszcze trochę podreperował wynik, jednak bolesne okazały się być ponownie ostatnie dwie minuty przed przerwą. Wrocławianie zdobyli w nich zaledwie jeden punkt z rzutu wolnego. Przede wszystkim raziło wiele niewykorzystanych okazji do łatwych punktów w szybkim ataku, nawet przy przewadze pod koszem. Na dodatek zaczęliśmy popełniać błędy w obronie, a te niemiłosiernie wykorzystywali gospodarze. Dzięki dobrej skuteczności Kinga w końcówce do szatni schodziliśmy przy wyniku 29:48.
W drugiej połowie swoimi punktami oraz asystami sygnał do walki dali przede wszystkim Jovanović oraz Ramljak. Niestety w ataku wciąż nie zatrzymywały się również Wilki Morskie i tym samym ciężko nam było zmniejszać straty do rywali. Jeszcze trudniej było nam gonić wynik, kiedy ponownie zgubiliśmy rytm gry. Niestety coraz częściej popełnialiśmy proste błędy i mocno rosła po naszej stronie liczba strat. Po 23 minutach Śląsk w końcu przebudził się zza łuku i po dwóch celnych trójkach z rzędu mieliśmy wynik 44:59. Po chwili ładnego alley-oopa zagrali Justice z Cyrilem, a w następnej akcji trójką popisał się Kanter. Wyglądało na to, że Trójkolorowi zaczynają łapać wiatr w żagle, lecz w krótkim czasie dwoma trafieniami z dystansu odpowiedział Dorsey-Walker, niwecząc tym samym próbę naszej pogoni. Końcówka kwarty po raz kolejny w tym spotkaniu zdecydowanie należała do drużyny ze Szczecina i przed ostatnim dziesięcioma minutami na tablicy było już 58:80.
Ostatnią kwartę mocnym akcentem znów rozpoczęli gospodarze, a szybka trójka Kikowskiego szybko ostudziła zapędy Śląska. Mający dużą przewagę szczecinianie w ostatnich minutach nie grali już tak szybko i dokładnie jak wcześniej, jednak przy bardzo słabej grze Śląska gospodarze nie musieli się martwić o wynik. Śląsk dalej nie trafiał wielu rzutów, a co gorsza nie było tego dnia widać jakiegoś elementu gry, na którym zespół Urlepa mógłby oprzeć swoją ofensywę i spróbować sforsować dobrą obronę Wilków Morskich. Po kolejnym w tym spotkaniu alley-oopie Śląska oraz trójce Kolendy Śląsk zbliżył się co prawda jeszcze na 15 punktów, jednak do końca spotkania było już coraz mniej czasu. Ponadto szczecinianie nie mieli zamiaru doprowadzać do nerwowej końcówki i po przyspieszeniu gry dość łatwo ponownie prowadzili ponad 20 oczkami. Ostatecznie gospodarze wygrali to spotkanie 99:83.
– Gratulacje dla rywali, którzy zagrali dziś dobry mecz i zasłużyli na wygraną. Stara zasada mówi jednak, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Muszę przyznać, że jestem bardzo zawiedziony tym, co dziś pokazaliśmy na boisku. Wszystko, nad czym pracowaliśmy i o czym mówiliśmy, zrobiliśmy zupełnie odwrotnie. Nasz występ to wstyd, a obrona była dziurawa jak szwajcarski ser. Rywale mieli bardzo wysoki procent rzutowy, w pierwszej połowie nas po prostu zabili. To tylko pokazuje, jak fatalny mecz zagraliśmy. Mamy bardzo dużo do poprawy, niestety nie mamy na to zbyt wiele czasu. Zawodników czeka ciężka praca, by odmienić losy tego sezonu – mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener Śląska, Andrej Urlep.
Pierwszego od 14 lat meczu z trenerem Urlepem na ławce trenerskiej z pewnością nie można zaliczyć do udanych. Śląsk tego dnia był gorszy prawie w każdym elemencie i z taką grą nie mógł liczyć na korzystny rezultat w Szczecinie. Pamiętamy niemniej o tym, że trener miał naprawdę mało czasu na przygotowanie zespołu do tego starcia. Trzeba mieć nadzieję, iż najbliższe dni wystarczą na poprawę gry, ponieważ już w środę czeka nas pierwsze spotkanie w EuroCupie przeciwko litewskiemu BC Lietkabelis. Bilety można kupić za pośrednictwem strony wks-slask.abilet.pl – do zobaczenia w środę o 20:15 w hali Orbita! Hej Śląsk!