Wywiad z synami Adama Wójcika: Szymonem i Janem

0

 „Jesteśmy wdzięczni za to, co przekazał nam Tata, ale chcemy pisać swoją własną historię. Wolimy, żeby ludzie mówili, że jestem Janem czy Szymonem Wójcikiem, a nie synem Adama Wójcika. To ostatnie też jest ważne, ale chcemy spełnić ostatnie marzenie Taty i być lepszymi koszykarzami od niego.”

Tuż przed 20 kwietnia 2020 roku, a więc rocznicą 50. urodzin Adama Wójcika, przeprowadziliśmy wywiad z synami legendarnego „Oławy”. Szymon i Jan wspominają w nim swojego Tatę, opowiadają o wspólnych rodzinnych treningach i początku przygody z koszykówką. Porozmawialiśmy także o ostatnich miesiącach w karierze braci, planach na przyszłość oraz grze i treningach w Stanach Zjednoczonych.

WKS: Jakie macie pierwsze wspomnienia z meczów swojego ojca? Czy Tato zabierał was na mecze i zarażał pasją do koszykówki na co dzień?

SZ: Jedyne, co pamiętam to  zabawa na schodkach hali autkami. Patrzyliśmy na tatę jak schodzi z parkietu, choć zdarzało mu się to rzadko [śmiech]. Gdy siedział na ławce zawsze go wołaliśmy, ale był za bardzo skupiony na meczu, więc nigdy się nie odwracał.

J: Regularnie chodziliśmy na mecze koszykówki, ale jako dzieci nie byliśmy nimi zbytnio zainteresowani. Najbardziej pamiętam, jak tato zdobył 10-tysięczny punkt.

WKS: Czy w przeszłości trenowaliście jakieś inne sporty niż koszykówka?

SZ: Poza koszykówką graliśmy w tenisa, ćwiczyliśmy judo, graliśmy w piłkę nożną i tenisa stołowego. Było też dużo pływania, windsurfing, siatkówka, pływanie na łódkach i nawet piłka ręczna. Jeździliśmy też na rolkach i łyżwach.

J: Ogółem wszystkie sporty uprawialiśmy jeszcze przed koszykówką. Zakochaliśmy się w niej od pierwszego treningu, stwierdziliśmy, że to jest to i chcieliśmy tylko na tym się skupić.

SZ: Zarażenie basketem przyszło w pełni pod koniec jego kariery, kiedy zostawał naszym trenerem, wiedział co jest dla nas najlepsze i pracowaliśmy razem – ja, brat i tato.

WKS: Który z was jest w swoim stylu gry bardziej podobny do taty?

J: Myślę, że budową ciała i stylem gry to Szymon jest bardziej podobny. Nie uważasz?

SZ: Uważam, że obaj mamy elementy gry, które można zauważyć u naszego taty. Ja gram więcej od kosza, rzucam i nie wbijam się tak mocno z łokciami, jak brat. Z kolei Jasiu ma więcej tego agresywnego mijania do kosza, które tato też miał. Tato zawsze też dobrze czuł się w szybkim ataku, więc i my zawsze do niego biegamy.

WKS: Adam Wójcik dla wielu był wzorem nie tylko na boisku, ale i poza nim. Czego wy przede wszystkim nauczyliście się od swojego taty?

SZ: Zdecydowanie od taty nauczyłem się żeby szanować innych i szanować siebie, pracować ciężko poza boiskiem i na nim, uczyć się w szkole i dawać z siebie wszystko.

J:  Jesteśmy wdzięczni za to, co przekazał nam tata, ale chcemy zbudować naszą karierę na nowo, tak żeby ludzie mówili o mnie jako o Janie Wójciku, a nie synu Adama Wójcika. Oczywiście to też jest ważne, ale po prostu chcemy samemu też coś osiągnąć.

SZ: Dodam jeszcze, że ostatnim marzeniem taty było to, abyśmy stali się lepszymi koszykarzami niż on sam. Chciałbym osiągnąć ten sukces i robię wszystko, by moja kariera potoczyła się lepiej niż mojego taty.

WKS: Jak w ostatnich miesiącach toczyła się wasza kariera?

SZ: W Stanach zaczęliśmy w Missouri State University w Springfield. Opuściliśmy jednak tamtą uczelnię, ja skończyłem swój sezon po 2 miesiącach, bo miałem kontuzję stopy. Brat jeszcze grał, ale uznaliśmy, że najlepszą drogą będzie dla nas transfer. Przenieśliśmy się na Northwest Florida State College w Niceville. Ponieważ college w przeciwieństwie do uniwersytetu jest 2-letni, wkrótce czeka nas kolejna przeprowadzka, ale jeszcze nie wiemy gdzie.

WKS: Jakie są największe różnice między europejskim a amerykańskim systemem szkolenia młodych koszykarzy?

J: Styl gry jest dużo bardziej atletyczny, dużo szybszy. Ćwiczenia nie są tak długie, bardziej chodzi o to, by wykonać je jak najprędzej i jak najintensywniej. Jeśli nie zrobi się tego na 100% procent zawsze czeka Cię kara – pompki czy bieganie wokół hali. Myślę, że tak powinno być. Jeżeli chce się stawać lepszym, trzeba dawać z siebie 100 procent.

SZ: Zależy też na jakiego trenera się trafi. W MSU mieliśmy trenera całkiem surowego. Jeśli coś mu się nie podobało, no to się biegało. Natomiast na Florydzie szkoleniowiec był łagodniejszy w treningach, nie było tyle kar. Są tacy ludzie, na których się mówi „menedżerzy”. Oni zbierają piłki, podają Ci je po twoim rzucie. Zawsze jest ktoś, kto dba o to, byś miał piłkę w rękach. Chodzi o to, by do następnego ćwiczenia podejść jeszcze szybciej.

J: Na halę można wejść kiedykolwiek się chce. Jeśli chcę rzucać o 3 rano, to nie ma z tym problemu. Po prostu otwierasz kluczykiem czy kartą drzwi od hali, wchodzisz i pracujesz.

WKS: Jakie macie plany na najbliższe lata? Stany czy Europa?

SZ: Gra amerykańska i europejska są zupełnie inne, trzeba się do ich stylu przyzwyczaić. Planuję zostać w Stanach, jeszcze nie wiem gdzie, jeszcze nie znalazłem uniwersytetu. Jeśli to się nie uda, zostanę w Europie. Zobaczymy – może w Polsce, może gdzieś za granicą.

J: Patrzę na wszystkie opcje, ale chcę znaleźć odpowiednie dla mnie miejsce, gdzie poczuję się komfortowo w mojej grze.

WKS: Czy wyobrażacie sobie, że kiedyś wspólnie zagracie w koszulkach Śląska Wrocław?

SZ: Mam nadzieję, że jakoś spotkamy się z bratem w Śląsku Wrocław. Fajnie byłoby się pokazać, a fani na pewno ucieszyliby się, że jesteśmy razem na boisku.

Tagi: 10adamawjanlegendaoławarozmowaszymonwójcikwywiad

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Twój komentarz

10 − 8 =