Od momentu rozpoczęcia przez Olivera Vidina pracy w Śląsku Wrocław, Trójkolorowi wygrali 6 z 9 spotkań i z tygodnia na tydzień wydają się coraz bardziej rozpędzeni. Najwyższy czas podsumować więc z trenerem Wojskowych minione tygodnie, a także wyjrzeć w przyszłość, porozmawiać o polskiej lidze czy życiu we Wrocławiu. Zapraszamy do lektury wywiadu z serbskim szkoleniowcem.
WKS: Czy jest trener zadowolony z progresu, który drużyna zaliczyła w ostatnich tygodniach?
Oliver Vidin: Nie ma powodu, żeby nie być zadowolonym z ostatnich wyników. Zaliczyliśmy kilka zwycięstw, które teoretycznie powinny być dla nas czymś naturalnym. W praktyce sytuacja była jednak inna – gdy trafiłem do klubu, drużyna była na 14. miejscu w tabeli. Te wygrane były więc bardzo cenne i pozwoliły awansować nam na 7. miejsce. Bez względu na to przed nami jeszcze dużo wyzwań. To była tylko jedna mała seria zwycięstw, która – mam nadzieję – jest zapowiedzią czegoś większego.
WKS: Skoro patrzymy w przyszłość, na czym teraz przede wszystkim skupia się drużyna?
OV: Jak zawsze poprawiamy naszą grę zarówno w obronie, jak i w ataku. Chcę, by zawodnicy się rozwijali – nie tylko indywidualnie, ale też taktycznie jako część drużyny. Staramy się wykorzystać czas na postępy w każdym możliwym aspekcie i mam nadzieję, że dalej będzie przynosiło to efekty.
WKS: Od przyjścia trenera poprawiły się nie tylko wyniki, ale też niemal wszystkie drużynowe statystyki. Co takiego zrobił trener, że zmiana zaszła tak szybko?
OV: To wszystko jest ze sobą połączone – punkty, asysty, zbiórki… Na przykład jeśli grasz lepiej w obronie, większa liczba zbiórek jest czymś naturalnym. Zmuszasz rywala do wykonywania trudniejszych rzutów, co oznacza, że łatwiej o przejęcie piłki. Tego brakowało wcześniej Śląskowi. Tak samo jest z rozdawaniem asyst i zdobywaniem większej ilości punktów – to wszystko wynika z lepszego ataku. Nie da się tego rozdzielić. Wszystko zaczyna się więc od osobistego rozwoju zawodników, także ich nastawienia i pewności siebie. To, że trafiamy trójki, to nie przypadek, ale wynik właśnie tej pewności siebie i przygotowywania lepszych pozycji rzutowych. Z tym wszystkim zawodnikom łatwiej wykończyć akcję celnym rzutem, za czym idą statystyki skuteczności zza łuku.
WKS: Co uważa trener za najmocniejszą stronę naszej drużyny? Czyżby właśnie mentalność zwycięzców?
OV: Ta mentalność zwycięzców nie wynika z jednego czy drugiego zwycięstwa, ale z dobrych treningów. Wszystko zaczyna się od treningu. Do tej pory najtrudniejszą częścią mojej pracy w Śląsku była zmiana nastawienia zawodników.
WKS: Co było z nim nie tak?
OV: Drużyna była przybita po porażkach z początku sezonu. Śląsk przegrywał z drużynami słabszymi od siebie, a szczególnie bolesne były te na własnym parkiecie. Zawodnicy przestawali wierzyć w siebie i w to, że mogą osiągnąć z tym zespołem dobre wyniki, a co za tym idzie, postawione przed nimi cele. Jak mówiłem, wszystko się ze sobą łączy. Jedna rzecz pociąga za sobą kolejne. Drużyna jest jak maszyna – jeśli jedna jej część jest zepsuta, nie zadziała jako całość. To nie musi być najważniejsza część – wystarczy brak małej śrubki i cały mechanizm przestaje funkcjonować. Najtrudniejszym zadaniem w pracy trenera jest sprawić, by mimo wszystko drużyna wyglądała jak wspomniana maszyna. Trener musi sprawić, żeby zawodnicy też myśleli w ten sposób. Nie myśleli o sobie, ale o koledze z drużyny i celu zespołu. Jeśli wszyscy mamy ten sam cel, a nie myślimy o indywidualnych statystykach, wszystko jest dużo łatwiejsze. Chodzi o to, żeby zawodnicy naprawiali na boisku nie tylko swoje błędy, ale też błędy kolegów z drużyny. Nie wracali sprintem do obrony tylko po własnej stracie, ale też po błędnej decyzji czy nietrafionym rzucie kogoś innego. Wtedy można mówić o drużynie. Wtedy maszyna zaczyna działać.
WKS: Kibice niewątpliwie zaczynają doceniać już wykonaną przez trenera pracę. Niektórzy mówią, że praca w Śląsku jest dla trenera dużą szansą, bo Słowacja i Finlandia są krajami nieco mniej „koszykarskimi” od Polski. Czy trener także postrzega to w ten sposób?
OV: Przede wszystkim nie powiedziałbym, że Finlandia jest mniej „koszykarska” od Polski. Tak czy siak, bez względu na to nie patrzę na pracę w Śląsku jak na szansę. To żadna szansa, gdy przychodzisz do drużyny, która ma dużo problemów, a ty musisz je rozwiązać. O szansie można mówić, gdy przychodzisz do klubu z wielkim budżetem grającym w europejskich pucharach. Oczywiście, mam okazję pokazać w Polsce, kim jestem i na co mnie stać. Na razie jednak to wszystko, ale może w kolejnym sezonie perspektywy będą większe? Oczywiście jeśli nadal będę pracować we Wrocławiu, a drużyna nie będzie występowała tylko w Energa Basket Lidze. Wtedy będzie można mówić o naprawdę dużej szansie zarówno dla mnie, jak i zawodników.
Ludzie mogą o tym nie wiedzieć, ale nic nie przychodzi łatwo – niezależnie od ligi, w której się znajdujesz. Przez ostatnie lata zdobyłem 6 medali i 4 razy byłem wybierany trenerem roku. To nie jest łatwe w żadnej lidze. Słowacja ma niezbyt dobrą drużynę narodową, ale ich liga nie jest słaba. Z kolei Finlandia ma świetną kadrę, która regularnie gra w Mistrzostwach Europy. Mają zawodników w NBA i Eurolidze, ale połowa drużyny narodowej występuje w rozgrywkach krajowych. Nie uważam, żeby tytuł trenera roku i brązowy medal w tym kraju nie był sukcesem. Tym bardziej, że prowadziłem drużynę, którą – w odniesieniu do polskich realiów – można porównać budżetem i możliwościami do Astorii Bydgoszcz. W play-offach wyeliminowaliśmy głównego kandydata do tytułu. Ludzie wiedzą więc, kim jestem, i znają moje nazwisko – jeszcze nie w Polsce, ale w innych miejscach, w których pracowałem. Pracuję w zawodzie od 25 lat w różnych rolach, a od 12 lat prowadzę pierwsze drużyny profesjonalnych klubów. Nikomu nie muszę nic udowadniać. Mam za to okazję pokazać w Polsce, kim jestem i na co stać prowadzone przeze mnie zespoły.
WKS: Jak podoba się trenerowi życie we Wrocławiu? Co sądzi trener o mieście i o Polsce?
OV: Na razie miałem niewiele okazji, by zwiedzić miasto, bo większość czasu spędzam na treningach czy przy analizie materiałów wideo. Raz udało mi się jednak zobaczyć nieco Wrocławia, który oczywiście bardzo mi się podoba. Jeśli chodzi o ludzi, Polacy są bardzo podobni do Serbów czy Słowaków. Wszyscy jesteśmy Słowianami, więc mamy podobne podejście do życia, mentalność czy poczucie humoru. Dzięki temu od razu polubiłem też wszystkich w klubie, bez problemu znalazłem również wspólny język z zawodnikami.
WKS: Skoro jesteśmy przy naszym kraju, jakie jest zdanie trenera o Energa Basket Lidze?
OV: Uważam, że poziom koszykówki w Polsce jest dość wysoki. Są tu solidni trenerzy, którzy przeważnie są byłymi zawodnikami lub mają sporo doświadczenia w zawodzie. Jest to liga, w której można się wypromować, także dzięki marketingowi lepszemu niż na Słowacji czy w Finlandii. Ponadto, chociażby na Słowacji Inter Bratysława od innych drużyn dzieliła przepaść. Były tam tylko 3-4 drużyny, które od czasu do czasu – przy zbudowaniu odpowiedniego budżetu – mogły powalczyć z Interem. W Polsce każdy może wygrać z każdym, a co sezon wymienia się kilka drużyn, które są w gronie kandydatów do tytułu. To pcha do rozwoju całą ligę.
WKS: Kto, zdaniem trenera, jest najmocniejszym kandydatem do Mistrzostwa Polski w tym roku?
OV: Stelmet Zielona Góra. Tej drużynie pozwala wygrywać sztywny i twardy system, wręcz reżim, który wprowadził Żan Tabak. Prywatnie jest on moim przyjacielem, nawet wczoraj rozmawialiśmy. Potrafi on utrzymać drużynę w skupieniu przez cały mecz, dzięki czemu zawodnicy realizują jego system gry. Pod tym względem jesteśmy ostatnio dość podobni do Stelmetu – dyscyplina pozwala nam osiągać dobre wyniki.
WKS: Co będzie najważniejsze, żeby powalczyć o zwycięstwo w Gdyni?
OV: Skupienie. Mecz w Szczecinie pokazał, że nawet jak nie mamy swojego dnia przy rzutach z dystansu, to skupienie może być kluczem do wygranej. Najlepszym przykładem jest czwarta kwarta meczu z Kingiem. Jak już wielokrotnie powtarzałem, skupieni możemy rywalizować z każdą drużyną. Nie zmienia to faktu, że wciąż mamy dużo do poprawy i przed nami jeszcze wiele pracy.
WKS: Dziękuję za rozmowę.
OV: Dziękuję.