Niespodziewana porażka w Łańcucie

1

Kto by się spodziewał, że pierwszą w sezonie porażkę koszykarze Śląska zanotują akurat w Łańcucie? Tak się jednak stało. Beniaminek Sokół niespodziewanie pokonał mistrzów Polski 92:85 w 15. kolejce Energa Basket Ligi. 

Andrej Urlep w Łańcucie nie zaskoczył wyjściową piątką, w której znaleźli się Jeremiah Martin, Daniel Gołębiowski, Jakub Nizioł, Ivan Ramljak i Aleksander Dziewa.

Początek meczu miał dość zaskakujący przebieg – zawodnicy Sokoła zaczęli wprost kapitalnie, trafiając wszystkie 8 rzutów z gry i wychodząc na prowadzenie 16:9. Po paru minutach gospodarze jednak dla odmiany zablokowali się w ataku, a Śląsk wrócił na właściwe tory. Seria 14-0 pozwoliła nam wyjść na kilkupunktowe prowadzenie, które rzutem zza łuku równo z syreną zmniejszył jeszcze Delano Spencer. Pierwsza kwarta zakończyła się ostatecznie wynikiem 23:21 dla Śląska, a najwięcej punktów na koncie mieli Martin (9) i Ramljak (6).

Drużyna Marka Łukomskiego stawiała tego wieczora naprawdę twarde warunki, imponując przede wszystkim efektownymi blokami i celnymi rzutami w trudnych sytuacjach. Kilka minut przed przerwą Sokół wrócił na prowadzenie po kolejnej trójce Spencera, który w sumie w pierwszej połowie zdobył aż 15 punktów. Ostatecznie pierwszą połowę Śląsk wygrał jednym oczkiem (46:45) po kończącym kwartę floaterze Nizioła. Dużym problemem przyjezdnych była jednak wysoko przegrywana zbiórka (14-22), dzięki której Sokół wykończył kilka ważnych akcji drugiej szansy.

Trzecia kwarta była niestety kontynuacją naszych kłopotów na desce, ale też w innych aspektach gry. Przez 10 minut Trójkolorowi zdobyli tylko 15 punktów, często wyglądając na bezradnych wobec dobrze funkcjonującej defensywy Sokoła. Gospodarze wydawali się niezwykle zmotywowani w walce o zwycięstwo, do czerwoności rozgrzewając miejscową Halę MOSiR. Kolejny buzzer-beater – tym razem w wykonaniu Marcina Nowakowskiego – wyprowadził ich na prowadzenie 67:61 przed ostatnią kwartą. Skuteczność WKS-u z gry spadła do zaledwie 38% i podopieczni Andreja Urlepa musieli przebudzić się w ostatniej kwarcie, by uniknąć pierwszej ligowej porażki.

Pięć minut przed końcem nic jednak nie wskazywało na comeback Śląska – Sokół był na najwyższym w meczu, ośmiopunktowym prowadzeniu. Sytuację jeszcze bardziej pogorszyła skuteczna akcja z faulem Raynere’a Thorntona, po której gospodarze prowadzili już 85:75. Zawodnicy Andreja Urlepa cały czas mieli problem ze skutecznym ustawieniem akcji w ofensywie, do tego z powodu kłopotów zdrowotnych parkiet opuścił Ivan Ramljak. Wygraną łańcucian przypieczętował minutę przed końcem efektownym wsadem James Eads. Nadzieję dało jeszcze pięć punktów szybko zdobyte przez Martina i Nizioła, ale ostatecznie podopieczni Marka Łukomskiego niespodziewanie zwyciężyli z mistrzem Polski 92:85.

Aż 92 punkty stracone przez najlepszą obronę Energa Basket Ligi. Przegrana walka na deskach drugiej najlepiej zbierającej drużyny ligi. Tylko 40% skuteczności z gry i 26% zza łuku. Te trzy elementy zaważyły na zaskakującej porażce WKS-u na Podkarpaciu. Oczywiście słabsze dni zdarzają się nawet mistrzom, niemniej porażka z beniaminkiem jest zimnym prysznicem i ostrzeżeniem dla zawodników Śląska. Szansa na poprawę humorów za niecały tydzień – w środę, 11 stycznia, do Hali Stulecia przyjedzie Gran Canaria z Aleksandrem Balcerowskim i A.J. Slaughterem w składzie.

Zdjęcia: Rawlplug Sokół Łańcut

Tagi: eblenerga basket ligarawlplugrelacjaWKS Śląsk Wrocław

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Twój komentarz

20 − 9 =