W ostatnim meczu sezonu zasadniczego WKS Śląsk Wrocław pokonał na wyjeździe Polski Cukier Toruń 96:91 i zapewnił sobie miejsce w czołowej czwórce tabeli Energa Basket Ligi. Na ostateczną końcową pozycję i rywala w pierwszej fazie play-off Trójkolorowi będą musieli jednak poczekać jeszcze tydzień.
Możliwych scenariuszy przed niedzielnymi meczami było całkiem sporo, ale jedno było pewne – zwycięstwo mogło zapewnić Śląskowi przewagę własnego parkietu w ćwierćfinałach Energa Basket Ligi. Oliver Vidin nie dokonał żadnych zmian w kadrze meczowej, ale w wyjściowej piątce w miejsce Elijaha Stewarta pojawił się Ivan Ramljak. Początkowe ustawienie Wojskowych uzupełnili Strahinja Jovanović, Kyle Gibson, Aleksander Dziewa i Michał Gabiński. Gospodarze wyszli na parkiet w składzie Donovan Jackson, Keyshawn Woods, Bartosz Diduszko, Aaron Cel i Carlton Bragg Jr.
Trójkolorowi zaczęli ten mecz iście piorunująco – dwie skuteczne akcje zaliczył Jovanović, a chwilę później zza łuku trafił Dziewa i po zaledwie 120 sekundach było 7:0 dla gości. Licznik punktowy Twardych Pierników uruchomili Bragg i Jackson, ale Wojskowi nie zamierzali się zatrzymywać. Dziewa zdobywał kolejne oczka, najpierw trafiając spod kosza, a chwilę później popisując się efektownym wsadem. W kolejnej akcji Ramljak przebiegł przez pół boiska i praktycznie nieatakowany przez obrońców Polskiego Cukru wpakował piłkę do kosza. WKS prowadził już 13:4, a trener Jarosław Zawadka zmuszony był poprosić o czas.
Przerwa przyniosła oczekiwane rezultaty – w pierwszej akcji po powrocie na parkiet punkty zdobył Bartosz Diduszko, a niedługo potem zza łuku trafił Cel. Śląsk odpowiedział jednak błyskawicznie, a z dystansu w dwóch kolejnych akcjach celnie przymierzyli Gibson i Ramljak. Chwilę później akcję 2+1 zanotował Olek Dziewa, przywracając dziewięciopunktowe prowadzenie Śląskowi. Końcówka kwarty należała jednak do gospodarzy – z faulem trafili Kulig i Cel, a kolejne punkty dorzucił Diduszko. Wrocławianie z młodymi zawodnikami na boisku wydawali się nieco zagubieni i choć punkty rzucił Szymon Tomczak, to pierwszą część gry skutecznymi akcjami zakończyli Kulig i Woods. Drużyna Vidina prowadziła już tylko 26:25.
W drugiej odsłonie meczu prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Zza łuku dwukrotnie trafił Stewart, dobrą akcją popisał się także Gibson. W ekipie z Torunia błysnął z kolei Michał Samsonowicz, który wykorzystał dwa rzuty wolne, a już w następnej akcji popisał się celnym rzutem z dystansu. Po punktach Woodsa i Bragga gospodarze mieli dwa punkty więcej od Śląska, a poirytowany trener Vidin poprosił o czas. Po naradzie oczka zdobył Dziewa, ale chwilę później na linii stanął Bragg, który nie pomylił się ani razu, przywracając swojemu zespołowi prowadzenie (38:36).
To był moment, w którym potrzebowaliśmy pozytywnego impulsu i taki dał drużynie Elijah Stewart. Amerykanin w dwóch kolejnych akcjach przymierzył z tego samego narożnika boiska i – jak to ma w zwyczaju – dwa razy trafił. Z korzystnego wyniku cieszyliśmy się jednak niecałą minutę, bo pięć kolejnych oczek zapisał na swoim koncie Woods, a chwilę później z linii zapunktował też Diduszko. Ławkę Śląska dwoma skutecznymi akcjami poderwał Dziewa, ale celnym rzutem zza łuku uciszył ją bardzo skuteczny w pierwszej połowie Woods. Po dwóch akcjach duetu Szlachetka-Gibson (ten pierwszy asystował, a drugi punktował) wydawało się, że do szatni zejdziemy z trzypunktową zaliczką, ale dwie sekundy przed końcem pierwszej połowy z dystansu trafił Jackson. Po ciekawych 20 minutach na tablicy widniał wynik 51:51 – Śląsk rzucał ze świetną skutecznością za trzy (8/11, 73%), ale popełnił aż 8 strat, które rywale zamienili na 9 punktów.
Drugą połowę Wojskowi zaczęli niemal tak dobrze, jak pierwszą. Punktowanie rozpoczął Ramljak, ale to był fragment Kyle’a Gibsona. Dwie celne trójki i trafiony rzut wolny po faulu technicznym Jacksona, a do tego asysta przy oczkach w kontrze Gabińskiego dały WKS-owi siedmiopunktowe prowadzenie. Time-out Jarosława Zawadki znów pozwolił jednak gospodarzom wrócić do gry – skutecznie zagrali Cel i Woods, a za trzy trafił Diduszko. Śląsk odpowiedział jedynie dwoma celnymi rzutami z linii Ivana Ramljaka i wygrywał już tylko 64:62.
Twarde Pierniki twardo broniły, ale nie oznaczało to, że Trójkolorowi nie radzili sobie z defensywą gospodarzy. Pod presją czasu i Damiana Kuliga trudny rzut trafił Dziewa, a w następnej akcji z półdystansu celnie przymierzył Jovanović. Wśród gospodarzy wciąż prym wiódł Woods, który dwa razy trafił spod kosza, a punkty Samsonowicza pozwoliły torunianom doprowadzić do remisu. Po trzeciej kwarcie prowadziliśmy jednak 72:70, bowiem po jednym rzucie wolnym wykorzystali Dziewa i Tomczak, a swój własny niecelny rzut skutecznie dobił Jovanović.
Polski Cukier na początku ostatniej części gry wrócił na prowadzenie, a na domiar złego czwarty faul popełnił Dziewa, który w efekcie większość tej kwarty spędził na ławce rezerwowych. Godnie zastępował go jednak Tomczak, który najpierw powalczył na zbiórce, pozwalając na łatwe punkty Ramljakowi, a chwilę później sam trafił do kosza. Trójkolorowi wrzucili wyższy bieg – oczka dorzucił Gibson, dwa skuteczne wjazdy w swoim stylu zaliczył Jovanović, a efektownym wsadem popisał się Ramljak. Trzy punkty z linii dorzucili też Stewart i Tomczak. Torunianie kilka razy znaleźli odpowiedź po drugiej stronie parkietu, ale na nieco ponad trzy minuty przed końcem spotkania Śląsk prowadził 87:79 i wydawało się, że spokojnie dowiezie wygraną do ostatniej syreny.
Gospodarze nie zamierzali jednak odpuszczać. Lay-upy trafili Diduszko i Kulig, zza łuku trafił Woods i było już tylko 89:86. Gdy po przerwie na żądanie trenera Vidina piłkę stracił Gibson, a Diduszko zdobył punkty po przechwycie, PCT zniwelował straty do jednego punktu i zrobiło się naprawdę nerwowo. Wojskowi zachowali jednak zimną krew – podwojony Dziewa świetnie wypatrzył wbiegającego wzdłuż linii końcowej Stewarta, a ten efektownie wpakował piłkę do kosza! Stew został też uderzony łokciem w głowę przez Damiana Kuliga i tylko sędziowie wiedzą, dlaczego nie podyktowali w tej sytuacji dodatkowego rzutu wolnego dla Amerykanina. Twarde Pierniki próbowały jeszcze odrobić straty, ostrzeliwując nasz kosz z dystansu i faulując przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy przez Trójkolorowych. Dobra defensywa i skuteczność z linii nie dały jednak rywalom szans na powrót do gry – WKS wygrał ostatecznie 96:91 i zakończył rundę zasadniczą zwycięstwem!
W drugiej połowie skuteczność Śląska zza łuku nieco się pogorszyła, ale i tak 48% (10/21) to bardzo dobry wynik, który mocno przyczynił się do końcowej wygranej. Wojskowi zanotowali aż 9 strat więcej od rywali (15-6), ale wygrali zbiórkę (41-33) i byli lepsi o 4 asysty (26-22). Bohaterów niedzielnej wygranej było co najmniej kilku. Elijah Stewart w 19 minut zdobył najwięcej punktów (20) w całej drużynie, trafiając 4 z 6 prób zza łuku i dokładając do tego 6 zbiórek oraz 2 bloki. Kyle Gibson rzucał na fantastycznej skuteczności z dystansu (4/5), notując 19 punktów i 5 asyst. Bardzo wszechstronny występ zaliczył Dziewa, który zakończył mecz z 19 oczkami, 5 zbiórkami i 4 asystami. Double-double (15 punktów, 11 zbiórek) na swoim koncie zapisał Ramljak, który zdecydowanie wygrał braterski pojedynek z Marko (ten nie zdobył ani punktu w 15 minut). Blisko tego wyczynu był też Jovanović – autor 15 punktów i 8 asyst, ale także 6 strat.
– Na przestrzeni całego meczu pozwoliliśmy torunianom na zbyt wiele zbiórek w ataku, nad czym wciąż musimy pracować. Nadal czekamy też na powrót po kontuzji Bena McCauley’a, którego brakuje nam w podkoszowej walce – komentował mecz Oliver Vidin, trener Śląska. – W pierwszej połowie graliśmy z bardzo dużą koncentracją w ofensywie. Po przerwie było widać jednak zmęczenie, bo nie trafialiśmy zza łuku i z linii. Najważniejsze jest, że wygraliśmy i sezon zasadniczy mamy za sobą. Naszym celem było miejsce w pierwszej czwórce i ten cel osiągnęliśmy. Teraz możemy jedynie czekać, które miejsce ostatecznie zajmiemy. Chcemy przede wszystkim wiedzieć, z kim zagramy w kolejnej rundzie i na którego przeciwnika mamy się przygotowywać.
– To był bardzo trudny mecz, a w Toruniu niewiele zespołów w tym sezonie wygrało – dodawał Michał Gabiński. – Zespół tak ofensywnie nastawiony, jak Polski Cukier, w tym momencie rozgrywek mógł być wyjątkowo niebezpieczny. Nie mając nic do zyskania ani do stracenia, rywale grali z wolną głową i mogli trafiać z każdej pozycji. Pod tym względem kolejne mecze mogą być paradoksalnie łatwiejsze. Czujemy się na nie gotowi, bo przygotowujemy się na najważniejszą część sezonu od dwóch miesięcy. Nie mogę się doczekać play-offów!
Zwycięstwo z Polskim Cukrem Toruń pozwala nam zakończyć fazę zasadniczą z bilansem 20 wygranych oraz 10 porażek i miejscem w pierwszej czwórce tabeli, które daje nam z kolei przewagę własnego parkietu w pierwszej rundzie play-offów. Z kim zagramy w ćwierćfinale? To zależy od wyniku meczu King Szczecin – Legia Warszawa, który został przełożony na 28 marca ze względu na pozytywne wyniki testów na koronawirusa w szczecińskiej drużynie. Jeśli wygra King, ostatecznie sezon regularny zakończymy na 2. miejscu, a w pierwszej rundzie trafimy na Pszczółkę Start Lublin, z którą pierwszy mecz rozegramy 31 marca. Jeśli lepsza okaże się Legia, spadniemy na 4. miejsce w tabeli, a naszym rywalem będzie Trefl Sopot (pierwszy mecz 30 marca). Niezależnie od końcowego rezultatu rundę zasadniczą możemy uznać za bardzo udaną, a miejsce w pierwszej czwórce na starcie sezonu każdy z nas brałby w ciemno. Teraz – podobnie jak Gabi – nie możemy doczekać się play-offów i z wypiekami na twarzy czekamy na grę o medale! Hej Śląsk!