Jedziemy do bańki – Śląsk w półfinale EBL!

0

To było naprawdę szalone zakończenie szalonej serii. W Ergo Arenie do wyłonienia zwycięzcy znów potrzebna była dogrywka, a tym razem to sopocianie spudłowali rzut na zwycięstwo w końcówce czwartej kwarty. WKS Śląsk Wrocław ostatecznie pokonał Trefl Sopot 83:81 w czwartym meczu ćwierćfinału Energa Basket Ligi i wygrał całą serię 3-1. Podczas bańki w Ostrowie Wielkopolskim drużyna Olivera Vidina zmierzy się w półfinale z Eneą Zastal BC Zielona Góra.

W rozgrywanym w poniedziałek trzecim meczu Trefl Sopot wygrał po dogrywce 92:90 i zmniejszył straty w serii do stanu 1-2. W porównaniu do tamtego spotkania trener Oliver Vidin dokonał jednej, dość zaskakującej zmiany w wyjściowej piątce – Ivana Ramljaka zastąpił Jan Wójcik. Oprócz Jasia na parkiet od pierwszej sekundy wybiegli Strahinja Jovanović, Kyle Gibson, Aleksander Dziewa i Michał Gabiński. Jedną roszadę wykonał także szkoleniowiec Trefla, Marcin Stefański – Darious Moten wskoczył w miejsce Pawła Leończaka, a z nim na boisku znaleźli się Łukasz Kolenda, Nikola Radicević, Michał Kolenda i Dominik Olejniczak.

Czwarty mecz zaczął się dość nerwowo z obu stron. Jan Wójcik bardzo szybko – już po nieco ponad trzech minutach – miał na koncie aż cztery faule i został zmieniony przez Ramljaka. Wcześniej jednak po drugiej stronie parkietu Jaś efektownie zapakował piłkę do kosza po podaniu Gibsona, a trener Vidin nie miał najmniejszych pretensji do swojego zawodnika o twardą obronę. W międzyczasie kapitalnym blokiem na Olejniczaku popisał się Dziewa, a po dwóch rzutach Kyle’a Śląsk prowadził 8:7.

Amerykanin bardzo dobrze wszedł w mecz, do punktów dokładając w pierwszej kwarcie aż trzy asysty – po jednej z nich akcję 2+1 zaliczył Dziewa i Trójkolorowi zaczęli rozkręcać się w ataku. Na wsad Olejniczaka łatwym dunkiem po świetnym podaniu Ramljaka popisał się Ben McCauley, a chwilę później świetną zmianę dał Mateusz Szlachetka. Młody rozgrywający zameldował się na boisku celnym rzutem z półdystansu i trójką, zwiększając prowadzenie swojej drużyny. Końcówka kwarty należała jednak do Strahinji Jovanovicia. Munja najpierw trafił z półdystansu, a chwilę później zaliczył przechwyt i asystę przy akcji 2+1 Ramljaka – to wszystko w zaledwie kilkanaście sekund! Po świetnych 10 minutach Śląsk prowadził 23:13.

Początek drugiej kwarty nie przyniósł istotnych zmian rezultatu – obie ekipy z trudem zdobywały punkty. Impuls do odrabiania strat dał Treflowi celną trójką Martynas Paliukenas, którego krycie Trójkolorowi konsekwentnie odpuszczali na obwodzie. Gospodarze jednak zbyt często popełniali proste błędy, a po ich stratach punkty zdobyli Stewart, McCauley i Dziewa. Na ich akcje odpowiedź znaleźli jednak sopocianie – w pewnym momencie było już 31:18, ale kolejne osiem punktów zdobyli gospodarze i przewaga WKS-u zaczęła topnieć.

Chwilę oddechu dali Dziewa i Gibson oraz kolejne proste straty po stronie Trefla. Gospodarze, jeszcze bardziej niż w poprzednim meczu, dominowali na deskach, wygrywając zbiórki w pierwszej połowie 27-11 i notując aż 13 tychże w ataku! Nie przekładało się to jednak na zdobycze punktowe, bo zawodnicy Marcina Stefańskiego trafiali tylko 44% rzutów spod kosza – Śląsk oddał ich o 9 mniej, ale zamienił je na 2 punkty więcej (79% skuteczności). Po trójce Jovanovicia i punktach Dziewy wydawało się, że do szatni zejdziemy ze sporą zaliczką, ale sopocianie zdołali odrobić sporą część strat w niecałą minutę. Najpierw Radicević zanotował akcję 2+1, a chwilę później trener Vidin zdecydował się na dość ryzykowną zmianę, wpuszczając na parkiet Kacpra Gordona. 18-latek w ostatniej akcji pierwszej połowy sfaulował Paliukenasa, który zaliczył kolejne punkty z faulem dla Trefla – w efekcie ten przegrywał po dwóch kwartach już tylko 37:41.

Po doświadczeniach z poniedziałku mogliśmy nieco obawiać się o trzecią kwartę w wykonaniu Śląska, ale ta zaczęła się dla Wojskowych bardzo dobrze. Na pierwsze punkty czekaliśmy co prawda ponad dwie minuty, ale po oczkach Dziewy do kosza trafił także Ramljak. Ponadto Chorwat w kolejnej ofensywnej akcji celnie rzucił zza łuku, ale tym samym ze strony Trefla odwdzięczył się Michał Kolenda. 24-latek wykorzystał także dwa rzuty wolne i WKS prowadził już tylko 48:44.

Po punktach Kolendy nastąpił kolejny ofensywny przestój, a zdobywanie oczek przychodziło Wojskowym z trudem nawet z linii – po zaledwie jednym z dwóch rzutów osobistych wykorzystali Gibson i Gabiński. Przez ponad trzy minuty nie trafiali jednak także gospodarze, a ich impas przerwał dopiero Nuni Omot. Trefl w tej kwarcie stać było jeszcze tylko na trójkę Paliukenasa, dzięki czemu Wojskowi znów odskoczyli. Szlachetka i Stewart trafili z półdystansu, a wszystkie cztery rzuty wolne w końcówce tej części gry wykorzystał McCauley. Po trzech kwartach Śląsk prowadził 58:49.

Początek czwartej kibice Trójkolorowych mogliby opisać jednym słowem: koszmar. WKS kompletnie pogubił się w ataku, a seria punktowa rywali 13-0 mogła przywołać niemiłe wspomnienia ze Szczecina, gdzie kilka słabszych minut kosztowało Śląsk wygraną. Trefl przez pierwsze 150 sekund też zdobył tylko dwa punkty, ale przez kolejne tyle odrobił wszystkie straty i wyszedł na prowadzenie. Najpierw trafił Łukasz Kolenda, po nim Olejniczak, a w kolejnych trzech atakach Trefla zapunktował Omot. Po jego akcji 2+1 gospodarze prowadzili 62:58, a Wojskowi wydawali się kompletnie rozbici.

Niewiele przyniosła też przerwa na żądanie trenera Vidina. Dwa punkty z linii zdobył co prawda Jovanović, ale akcją z faulem odpowiedział Nikola Radicević. Wrocławianie po raz kolejny w tej serii pokazali jednak, że są zespołem z niesamowitym charakterem i nawet w tak trudnych momentach potrafią odmienić losy spotkania. Wojskowi zacieśnili defensywne szyki, a po siedmiu minutach (!) czwartej kwarty w końcu zdobyli pierwsze w niej punkty z gry – za trzy trafił Mateusz Szlachetka! Po chwili mogło się wydawać, że były to tylko punkty pocieszenia. Śląsk znów nie mógł trafić do obręczy, a po dwóch zbiórkach w ataku Trefla i punktach z linii Omota było już 68:63 dla Trefla. Na zegarze pozostało 27 sekund, a w grze utrzymywała nas jedynie solidna defensywa.

Końcówka została jednak rozegrana przez Trójkolorowych po prostu mistrzowsko. Najpierw dwa rzuty wolne po faulu Leończyka wykorzystał Jovanović – straty zmniejszyły się do trzech punktów, ale piłkę i 24 sekundy do dyspozycji mieli rywale. Zawodnicy Śląska zastosowali jednak mistrzowski pressing na połowie rywala, naciskając na gospodarzy, ale nie dopuszczając się faulu. Podwojony przez Szlachetkę i Jovanovicia Karol Gruszecki przez pięć sekund nie wyszedł nawet z trumny sopocian, a Radicević pod presją Ramljaka i potencjalnego błędu 8 sekund musiał długim podaniem przerzucić piłkę na drugą połowę. Tam Olejniczak wyskoczył wyżej od McCauley’a, ale podając do Michała Kolendy trafił wprost w ręce Amerykanina. Piłka poleciała do Gibsona, ten oddał ją do Ramljaka, ale pomarańczowa nieco szczęśliwie wróciła w ręce Kyle’a. Rzucający bez chwili zastanowienia przymierzył zza łuku i pomimo ręki Olejniczaka przed twarzą trafił, wyrównując stan meczu na 68:68! Trefl miał jeszcze niecałe 10 sekund na rozegranie ataku, ale nie wykorzystał okazji na doprowadzenie do remisu 2-2 w serii. Indywidualną akcją chciał popisać się Radicević, ale pomimo ostrożnej obrony Trójkolorowych po jego rzucie piłka odbiła się od obręczy. Po przyprawiającej o zawał serca końcówce czekała nas dogrywka!

Tę znakomicie rozpoczęli Trójkolorowi – najpierw po ładnej zespołowej  akcji spod kosza trafił Ramljak, a chwilę później z czystej pozycji na obwodzie za trzy przymierzył Jovanović! Po dobrej obronie i dwóch celnych rzutach osobistych McCauley’a Śląsk prowadził 75:69. Celnym rzutem zza łuku straty zmniejszył Michał Kolenda, ale sytuację uspokoił Ivan Ramljak, wykorzystując dwa wolne po faulu rywali. Po kolejnej wybronionej akcji i dwóch rzutach z linii – tym razem Jovanovicia – Śląsk prowadził już 79:72 i przy 60 sekundach na zegarze nie wypuścił tego prowadzenia z rąk. Trefl w końcowych akcjach kapitalnie rzucał zza łuku, w sumie trafiając z dystansu aż 3 razy, ale musiał faulować Wojskowych, którzy nie zmarnowali większości rzutów osobistych. Gospodarze zmniejszyli rozmiary porażki do wyniku 81:83, ale ostatecznie to Śląsk wygrał mecz i awansował do półfinału Energa Basket Ligi, zwyciężając serię 3-1!

To było kolejne niesamowicie wyrównane spotkanie, a o zwycięstwie znów zadecydowały detale. W poniedziałek szczęście uśmiechnęło się do Trefla, dziś to Wojskowi odetchnęli z ulgą, gdy rywale nie trafili rzutu na zwycięstwo. Sopocianie zdominowali deski (51-33), ale 18 zbiórek w ataku zamienili na zaledwie 8 punktów. Trójkolorowi wymusili z kolei aż 20 strat przeciwników, po których zdobyli 30 oczek, a sami pozwolili Treflowi na zaledwie 4 przechwyty. Obie drużyny rzucały na dość przeciętnym procencie z gry oraz rozdały bardzo podobną ilość asyst (18-17 dla gospodarzy).

Zarówno w Śląsku, jak i w Treflu, nie było tego dnia wyraźnego lidera. Aż sześciu Wojskowych zdobyło co najmniej 10 punktów – Jovanović (16 + 5 zb. i 3 ast.), Gibson (15 + 5 ast. i 4 zb.), Ramljak (13 + 6 zb. i 3 ast.), McCauley (11 + 5 zb.), Dziewa (11) i Szlachetka (10). Wśród sopocian najwięcej oczek zdobył Omot (20), a double-double zanotował Olejniczak (12 pkt., 12 zb.).

– Gratuluję Treflowi, bo w całej serii mieliśmy naprawdę jakościowego przeciwnika. Sopocianie to bardzo dobry zespół pełen wartościowych zawodników, z dobrym trenerem i świetną organizacją. Myślę, że zasłużenie znaleźli się w play-offach i także mogli awansować do półfinału albo nawet dalej. My jednak wygraliśmy zasłużenie; w play-offach zawsze patrzę na ilość kwart wygranych w serii, a tych mieliśmy aż 12 z 16. To pokazuje, że nasz awans nie jest przypadkiem. Trefl nie zaskoczył nas dziś niczym nowym, ale znów mieliśmy problem z ich zbiórkami w ataku. Myślałem, że w tym elemencie pójdzie nam lepiej, a było jeszcze gorzej. Słabo rzucaliśmy też za trzy, ale za to zagraliśmy bardzo dobrą, zespołową obronę. Prowadziliśmy przez 37 minut i zasłużenie gramy dalej – komentował po meczu trener WKS-u, Oliver Vidin.

– Trener Vidin, przychodząc do Wrocławia, musiał udowodnić niektórym ludziom, ile jest wart. Strahinja Jovanović od początku sezonu walczy i udowadnia, ile jest wart. Jaś Wójcik udowadnia, że potrafi wyjść z cienia wielkiego zawodnika, jakim był jego Tato. Ja muszę udowadniać, że wciąż gram na poziomie ekstraklasy, choć mam już 34 lata. Wydaje mi się, że tym awansem każdy z nas coś udowodnił. Trener udowodnił ludziom z internetu, że wzmacniając treningi przed play-offami i przegrywając niektóre mecze, miał rację. Awansowaliśmy do najlepszej czwórki i pokazaliśmy wszystkim, którzy wątpili w nas przez ostatnie półtora roku, odkąd jest z nami trener Vidin, że się mylili – mówił z kolei Michał Gabiński.

To była naprawdę ekscytująca seria, a dwa mecze w Ergo Arenie dostarczyły nam niesamowitej ilości wrażeń. W naszej grze nie wszystko funkcjonowało idealnie. Najważniejsze jest jednak to, że pomimo poniedziałkowej przegranej i kryzysu w czwartej kwarcie podczas środowego spotkania potrafiliśmy pokazać siłę drużyny oraz prawdziwie wojskowy charakter. Wytrzymaliśmy trudne momenty, zachowaliśmy chłodną głowę, dołożyliśmy do tego sporo koszykarskiej jakości i dzięki temu jesteśmy w półfinale Energa Basket Ligi, co już możemy uznać za wielki sukces zespołu Olivera Vidina! Na pewno nie powiedzieliśmy jednak jeszcze ostatniego słowa i podczas bańki rozgrywanej w Ostrowie Wielkopolskim rozpoczniemy prawdziwą grę o medale. Naszym rywalem w starciu o finał będzie Enea Zastal BC Zielona Góra, która nie bez problemów pokonała 3-1 PGE Spójnię Stargard. Już nie możemy się doczekać tej serii, która wystartuje 13 kwietnia i – mamy nadzieję – dostarczy nam jeszcze więcej emocji! Bądźcie z nami! Hej Śląsk!

Zdjęcia: Trefl Sopot / 058sport.pl oraz własne

Tagi: eblenerga basket ligaErgo Arenagra o medalemichał gabińskiOliver Vidinplay-offplay-offsplkrelacjaśląskśląsk wrocławsopottrefltrefl sopotwkswrocław

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Twój komentarz

1 + 14 =