Po pewnym zwycięstwie FutureNet Śląska w pierwszej odsłonie derbów we Wrocławiu, w rundzie rewanżowej wszyscy liczyliśmy na powtórkę i potwierdzenie dominacji na Dolnym Śląsku. Jednak w tym sezonie zawodnicy Radosława Hyżego przegrywają jedynie na wyjeździe, a wiadomo było jak trudnym terenem będzie dla nich Wałbrzych. Goście odrobili w rewanżu 12-punktową stratę, ale mimo wyrównanej końcówki, nie trafili najważniejszych rzutów i przegrali z Górnikami 72:75.
Gospodarze zaczęli od prowadzenia 5:0 i ewidentnie lepiej weszli w spotkanie. Od początku było jednak widać, że będzie to mecz twardej obrony. W jej rezultacie obie drużyny popełniły po kilka strat i rzucały ze słabą skutecznością – w pierwszej kwarcie Górnik trafił 7/23 z gry, z kolei Śląsk – tylko 1/9, a jedynym celnym rzutem była trójka Aleksandra Leńczuka. Po kilkukrotnych wizytach zawodników obu ekip na linii rzutów osobistych, gospodarze prowadzili 18:12.
Na początku drugiej kwarty sygnał do lepszej gry dał trafieniem zza łuku Robert Skibniewski. WKS przełamał się i po kolejnych punktach „Skiby” oraz Szymona Tomczaka i Norberta Kulona, prowadził 26:22. Było to niestety ostatnie prowadzenie Wojskowych do przerwy. W kolejnych minutach dwie trójki trafił Bartłomiej Ratajczak, a stale niebezpieczny pod koszem był Piotr Niedźwiedzki. W odpowiedzi, tuż przed zejściem do szatni Aleksander Dziewa wykończył kontrę efektownym wsadem, czym ustalił wynik na 30:34 dla Górnika. Wynik nie był najgorszy, ale Śląsk trafił tylko 3/16 zza łuku i przegrywał zbiórkę 21:31.
Początek trzeciej części gry okazał się zwiastunem późniejszych trudnych chwil WKS-u. Najpierw czwartym przewinieniem ukarany został Norbert Kulon, następnie dobrą zmianę w drużynie gospodarzy dał Grzegorz Małecki i wałbrzyszanie zaczęli uciekać. Goście mieli problem z przebiciem się przez agresywną pierwszą linię obrony rywali, w efekcie czego oddawali sporo rzutów pod presją. Podczas pierwszych 5 minut trzeciej kwarty z gry trafili tylko trzykrotnie. Gospodarze wykazywali się z kolei sprytem i wiedzieli kiedy zagrać pod faul. Sytuację wrocławian dwoma trójkami ratował Robert Skibniewski, ale po kolejnych ważnych rzutach Ratajczaka i Niedźwiedzkiego, Górnik prowadził 69:59.
Pierwsze punkty w czwartej kwarcie ponownie zdobył Niedźwiedzki i wałbrzyszanie prowadzili już 12 punktami. Od tego momentu FutureNet Śląsk zerwał się do ataku i dzięki imponującej serii 14:2 doprowadził do wyrównania. Najpierw 8 punktów (w tym 2 trójki) zdobył Norbert Kulon, następnie po trafieniu zza łuku dołożyli Tomasz Żeleźniak i Jakub Musiał. W następnych minutach obie drużyny grały kosz za kosz, czas zaczął jednak dobiegać końca. Po dwóch celnych rzutach wolnych Aleksandra Dziewy było 72:72, ale w następnej akcji kryjący Piotra Niedźwiedzkiego Szymon Tomczak popełnił piąte przewinienie i opuścił parkiet. Lider Górnika trafił jednego osobistego, lecz na niecałą minutę przed końcową syreną spudłował Robert Skibniewski. W kolejnym posiadaniu Aleksander Dziewa popełnił piąty faul drużynowy, a dwa rzuty wolne wykorzystał Jakub Der; Górnik prowadził 75:72. Podopieczni Radosława Hyżego mieli dwie szanse na doprowadzenie do remisu, swoich rzutów nie trafili jednak Aleksander Dziewa i Jakub Musiał. Wrocławianie domagali się jeszcze faulu na Mateuszu Jarmakowiczu, który po ofensywnej zbiórce niemal równo z syreną oddawał z narożnika rzut za 3, nic jednak nie wskórali.
– Nie mam pretensji o końcówkę, ale o to co działo się wcześniej. Pierwszy raz chcę pochwalić zawodnika drużyny przeciwnej, Bartłomieja Ratajczaka, który wnosił dużo energii, walczył na desce, w parterze, o pozycje. Takiego zawodnika nam trochę brakowało. Przy tych 2 tysiącach ludzi rozpoczęliśmy nieco sennie. Od niektórych będę wymagał więcej, bo powtórzyły się niektóre błędy z Tych czy Prudnika. Zawodnicy muszą być stale gotowi mentalnie, by wziąć odpowiedzialność na swoje barki. Podobało mi się jednak jak wróciliśmy, w jaki sposób odpowiedzieliśmy po bardzo słabym początku – skomentował spotkanie Radosław Hyży.
W podkoszowym starciu gwiazd 1. Ligi górą Piotr Niedźwiedzki. Lider Górnika miał 20 pkt i 14 zb, trafił 8/12 rzutów z gry, a Aleksander Dziewa zdobył 12 pkt i zebrał 5 piłek. W drużynie Śląska dwucyfrową zdobycz zaliczyli jeszcze tylko Norbert Kulon (17 pkt, 4 zb, 2 ast, 3/3 za 3, 6/8 z gry) i Robert Skibniewski (16 pkt, 3/8 za 3). Przeważnie groźni na łuku zawodnicy WKS-u nie mogli się tego wieczoru wstrzelić – Jakub Musiał (9 pkt) trafił tylko 1/9 za 3, Aleksander Leńczuk 1/5 a Aleksander Dziewa 0/4. Poza Niedźwiedzkim, do sukcesu Górnika najbardziej przyczynił się Bartłomiej Ratajczak (15 pkt, 4 zb, 3/4 za 3, 6/8 z gry), który wnosił na parkiet mnóstwo energii i nie zawodził w najważniejszych momentach. Ważnymi postaciami byli też Jakub Der (11 pkt, 3 zb) i Hubert Kruszczyński (9 pkt, 3 zb, 3 ast, 2 prz). Trójkolorowi trafili w tym meczu tylko 10/36 (28%) prób zza łuku. Dokładnie taką samą skuteczność, ale przy mniejszej o połowie ilości rzutów miał Górnik. Skuteczność obu ekip z gry była niewiele lepsza i wyniosła odpowiednio 33% i 37%. WKS przegrał walkę na tablicach 42:46 i rozdał nietypowo mało asyst (10:16). Gospodarze trafili tylko 14 z 24 rzutów osobistych, goście o 4 więcej przy takiej samej ilości prób.
Pełne statystyki: https://bit.ly/2X3M0bt
W XXI wieku Wałbrzych pozostaje dla Śląska niezdobyty. Porażka w derbach zawsze jest bolesna, ale wcale nie jest jeszcze powiedziane, że w tym sezonie nie będziemy mieli okazji do rewanżu. Gorąco na to liczymy, ale póki co wyciągamy wnioski z przegranej i skupiamy się na niedzielnym spotkaniu z Biofarm Basketem Poznań. Czas ponownie obronić swój parkiet i po raz 11. zgarnąć we Wrocławiu komplet punktów. Zapraszamy do hali AWF-u na godzinę 19. Hej Śląsk!