Kolejna porażka w końcówce. Wygrana Startu

Olivier Vidin nie będzie mógł dobrze wspominać swojego debiutu w roli trenera Śląska Wrocław. Momentami szło nam bardzo dobrze i graliśmy jak równy z równym z trzecią drużyną ligi. Niestety, o wszystkim zadecydowała końcówka. Start Lublin grał w niej konsekwentniej i pewniej, dzięki czemu w ostatnich minutach przechylił szalę zwycięstwa na swoją korzyść i wygrał 70:78.

Spotkanie rozpoczęliśmy piątką: Kamil Łączyński, Torin Dorn, Michał Gabiński, Maciej Wojciechowski oraz Michael Humphrey. Poza składem wciąż pozostawał kontuzjowany Devoe Joseph. W drużynie gości brakowało z kolei Martinsa Laksy, ważnego elementu w układance Davida Dedeka.

Gra Śląska od początku meczu mogła się podobać. Na uwagę zasługiwała defensywa – sprawnie rotowaliśmy, dobrze podwajaliśmy i odcinaliśmy od podań rywali. Start natomiast próbował swoich sił głównie zza łuku, ale miał z tym wyraźne problemy. Z koszykarzy gości najlepiej prezentował się Tweety Carter, ciągnąc w pierwszej kwarcie swoją drużynę (6 punktów i 2 asysty). W pierwszych minutach skutecznie egzekwowaliśmy rzuty po prostych akcjach, ale w pewnym momencie gra się wyrównała. WKS miał jednak w składzie niezawodnego tego dnia Torina Dorna. Oprócz niego swoje cegiełki dołożyli Maciej Wojciechowski oraz Aleksander Dziewa (razem 9 punktów), dzięki czemu Trójkolorowi po 10 minutach prowadzili 19:16.

Obrona WKS-u w tym spotkaniu naprawdę mogła cieszyć oko. Michael Humphrey niemal całkowicie zamknął Jimmiego Taylora – środkowy gości ani razu nie trafił do kosza w pierwszej połowie. Start co prawda lepiej zbierał, ale nie miało to drastycznego przełożenia na wynik. Gra uległa nieco spowolnieniu, a obie ekipy nie grzeszyły skutecznością. Na szczęście dla WKS-u Torin Dorn kontynuował swój mały koszykarski koncert. Połowę zakończył z dorobkiem 14 punktów przy 77% skuteczności z gry. Po drugiej stronie najlepiej rzucał Brynton Lemar (7 punktów). Taktyka wybijania rywali z rytmu ich gry sprawdzała się i w przerwie prowadziliśmy 34:33.

W trzeciej kwarcie poziom gry znacznie się podniósł. Rozpoczęła się ona od wymiany trójek Kamila Łączyńskiego i Kacpra Borowskiego. Lepiej na wymianie ciosów wychodził jednak Start, który wypracował 5-punktową przewagę. Trójkolorowi wciąż opierali swoją ofensywę na szukaniu wolnych zawodników na obwodzie. Goście przysypiali w obronie, dzięki czemu swoje dorobki punktowe zwiększyli Dorn, Humphrey i Łączyński. Rzut z półdystansu w wykonaniu Olka Dziewy pozwolił nam objąć prowadzenie. Na chwilę przed końcem Danny Gibson jeszcze trafił za trzy, dzięki czemuwrocławianie zakończyli kwartę prowadząc 60:56.

W decydującej ćwiartce Start szybko odrobił niewielką stratę, a znak do ataku dał swoją akcją 2+1 Torin Dorn. Po drugiej stronie zaczął błyszczał jednak skrzydłowy z Lublina, Kacper Borowski. Równie dobry był Brynton Lemar, który ścięcia pod kosz przynosiły gościom punkty. Na trzy minuty przed końcem goście mieli trzypunktową przewagę. Zapowiadała się więc zacięta końcówka. Niestety powróciły stare demony WKS-u. Mieliśmy problemy ze zbiórką, a w ataku brakowało pomysłu. Start natomiast zachował zimną krew do końca. Obudził się środkowy gości, Jimmie Taylor, który imponująco zapakował piłkę bok Humphreya. Problemem drużyny Olivera Vidina był jednak atak. Wiele akcji rozegranych bez większego pomysłu zakończył niecelnym rzutem Danny Gibson, Trójkolorowi z wielkim trudem dochodzili do pozycji rzutowych. Pzez cztery ostatnie minuty zdobyliśmy 2 punkty – w ostatnich sekundach, gdy mecz był już rozstrzygnięty. Start wygrał 78:70.

Statystyki: https://bit.ly/2Y7pjUk

– Myślę, że to nie był dla nas zły mecz pod względem obrony. Staraliśmy się wypaść zarówno indywidualnie jak i drużynowo. Start gra dobrze w ataku pozycyjnym i z kontry, udawało nam się to neutralizować, utrzymaliśmy ich poniżej średniej zdobywanych w spotkaniu punktów. Niestety zabrakło nam determinacji w walce na tablicach. Tracąc 16 zbiórek na własnej desce nie możemy oczekiwać, że wygramy mecz. Popełniliśmy też dużo strat, pozwalając rywalom na kontry. Do tego pewna rzecz, której nie widziałem przez 24 lata pracy jako trener – dwa rzuty osobiste w całym spotkaniu po naszej stronie. Jeden po faulu technicznym, a drugi po akcji and-one. Wygląda na to, że nie gramy wystarczająco agresywnie do kosza, nie szukamy kontaktu i fauli. Liczę, że kolejny mecz będzie lepszy – musimy być bardziej skupieni i wprowadzić do swojej gry więcej odpowiedzialności – skomentował spotkanie trener Oliver Vidin.

Ciężko jest chwalić Trójkolorowych po tak rozczarowującej końcówce spotkania. Najlepiej zagrał Torin Dorn –19 pkt, 6 zb, 2 ast, 9/14 z gry. Zgasł on nieco w drugiej połowie, ale mimo to prezentował się bardzo dobrze. Michael Humphrey również rozegrał dobre zawody. Drużyna przez niemal całe spotkanie dobrze radziła sobie z ofensywą trzeciej najlepszej drużyny ligi. Niestety to wciąż było za mało, aby zwyciężyć w dzisiejszym spotkaniu. Następny mecz czeka nas 6 grudnia – naszym przeciwnikiem będzie Stal Ostrów Wielkopolski. Przeciwnik jak najbardziej w zasięgu, dlatego wierzymy w zwycięstwo. Jak zawsze.  Hej Śląsk!