Klątwa trwa. Trefl Sopot przerywa serię zwycięstw Śląska

Każda seria kiedyś się kończy. WKS Śląsk Wrocław po prawdziwym dreszczowcu przegrał w hali Orbita, w meczu 24. kolejki Energa Basket Ligi, z Treflem Sopot 82:85. Co prawda wrocławianie mieli w ostatniej akcji spotkania wszystko w swoich rękach, ale niestety nie udało im się doprowadzić do wyrównania. Gratulujemy przeciwnikom świetnego występu – zwłaszcza w obronie. To było naprawdę pasjonujące widowisko, jednak sopocianie przerwali serię sześciu zwycięstw z rzędu Trójkolorowych i to jest najważniejsza informacja dzisiejszego wieczora.

Gospodarze wyszli na mecz w tym samym zestawieniu, co ostatnie spotkanie ze Startem Lublin, a więc: Strahinja Jovanović, Kyle Gibson, Ivan Ramljak, Aleksander Dziewa oraz Ben McCauley. Goście z Sopotu odpowiedzieli składem: Martynas Paliukenas, Karol Gruszecki, Michał Kolenda, Nuni Omot i Dominik Olejniczak. Wrocławianie słabo rozpoczęli, bowiem dwa razy pod koszem zgubiliśmy Olejniczaka, a ten skutecznie obsługiwał podaniami kolegów i sopocianie prowadzili już 4:0. Mniej więcej trzy minuty zajęło Trójkolorowym odpowiednie wejście w mecz, a po trójce autorstwa Kyle’a Gibsona złapaliśmy kontakt i było już tylko 5:6. Przy stanie 10:9 dla gości Aleksander Dziewa po raz pierwszy pokazał swoje popisowe zagranie i zablokował Nuniego Omota.

Przez większą część czasu gry jednak to Trefl wywierał większą presję w obronie na podopiecznych Olivera Vidina, co doprowadzało do błędów gospodarzy i łatwych punktów. W pewnym momencie przyjezdni prowadzili już 17:11, ale trójka autorstwa Bena McCauley’a zniwelowała przewagę rywali. Zespół z Sopotu postawił Wojskowym bardzo trudne warunki w pierwszej kwarcie, a kwintesencją ich dobrej dyspozycji był kapitalny blok Hawsa na Strahinji Jovanoviciu. Punkty Łukasza Kolendy dopełniły dzieła i sopocianie wygrali tę część gry 25:18.

Początek drugiej kwarty również był pod dyktando Trefla, który zaczął od dwóch skutecznych akcji Łukasza Kolendy oraz Pawła Leończyka i było już 30:20 dla przyjezdnych. Trójkolorowi wciąż mieli bardzo duże problemy z upilnowaniem bardzo ruchliwych i świetnie zorganizowanych zawodników Trefla. Sygnał do walki dał niezawodny Ben McCauley, który niczym rasowy rozgrywający wjechał pod kosz i efektownie zapakował piłkę do kosza, a później do swojego dorobku dorzucił celny rzut zza łuku i Śląsk zmniejszył dystans do rywala do trzech punktów (27:30). Ben rozgrywał do tej pory kapitalne zawody i samodzielnie zdobył ponad połowę punktów drużyny.

Poza nim jednak gra ofensywna gospodarzy nie powalała, ale coraz lepiej wyglądało to w defensywie. Piłkę sprytnie przechwycił specjalista od tego typu zagrań – Ivan Ramljak – a kontrę skutecznie zakończył akcją 2+1 Elijah Stewart i WKS przegrywał już tylko 30:33. Trzypunktowa różnica utrzymywała się przez dłuższy czas i w tym fragmencie gry oba zespoły miały spore problemy z regularnym zdobywaniem punktów. Po rzutach wolnych Ramljaka Trójkolorowi złapali kontakt, a prowadzenie Trefla stopniało do jednego punktu. W końcówce jednak ponownie minimalnie lepsi byli goście i to oni zeszli do szatni przy prowadzeniu 40:36.

W pierwszej połowie Śląskowi momentami brakowało pomysłu na grę w ataku, ale duży wpływ na ten stan rzeczy miała świetna organizacja gry rywala, który naprawdę twardo bronił własnej tablicy. Na minus również z pewnością skuteczność za trzy punkty, która wynosiła zaledwie 21% (3/14). Wrocławianie imponowali za to na linii rzutów wolnych, gdzie punktowali w 100% przypadków (9/9). WKS był również lepszy na tablicach – zebrał 17 piłek przy 14 gości. Bezapelacyjnie najlepszym zawodnikiem w ekipie Olivera Vidina był Ben McCauley, który po dwóch kwartach miał już na koncie 14 punktów. W drużynie z Sopotu z kolei błyszczał po raz kolejny Dominik Olejniczak (8 pkt., 5 zb., 2 ast.). Tak czy siak wynik cały czas był na styku, co zapowiadało sporo emocji w kolejnych odsłonach.

Drugą połowę świetnym blokiem na Omocie rozpoczął Michał Gabiński, a następnie nasz kapitan dołożył punkty spod kosza. Chwilę później wreszcie celny rzut zza łuku w naszym wykonaniu i Gibson zmniejszył rozmiary prowadzenia rywala do 42:41. Trzy minuty po wznowieniu gry mieliśmy okazję doprowadzić wreszcie do wyrównania, ale Omot odwdzięczył się za dwa wcześniejsze bloki i bardzo efektownie zatrzymał Ramljaka. Co się odwlecze, to nie uciecze – po raz kolejny celnie za trzy rzucił Kyle Gibson, a chwilę później dołożył dwa oczka po kontrze i Śląsk po raz pierwszy w meczu wyszedł na prowadzenie – 47:46.

Wrocławianie nie cieszyli się  jednak z prowadzenia zbyt długo. Trefl znowu podostrzył grę w obronie, udało im się przechwycić piłkę, trafić dwukrotnie zza łuku i z jednopunktowego prowadzenia zrobiła się pięciopunktowa strata… W kolejnych fragmentach oba zespoły znowu popełniały błędy, a Karol Gruszecki i Elijah Stewart wymieniali się skutecznymi rzutami za trzy punkty. Różnica oczek wciąż jednak nie ulegała zmianie, a Trefl ewidentnie czuł się coraz pewniej na parkiecie. Agresja w obronie sopocian również nie malała i z minuty na minutę wyglądali w tym elemencie coraz lepiej. Na dwie i pół minuty przed zakończeniem trzeciej kwarty goście prowadzili ponownie różnicą dziesięciu punktów – 60:50. Swój koncert rzutów zza łuku kontynuował młodszy z braci Kolenda, który miał na koncie już 17 punktów. Pomimo pogoni za wynikiem, przed ostatnią ćwiartką meczu Trójkolorowi przegrywali 59:67.

Czwarta kwarta rozpoczęła się wymianą ciosów. Trefl wciąż był bardzo agresywny w destrukcji, co przekładało się na ilość fauli i rzuty wolne dla wrocławian, które dziś zespół Olivera Vidina wykonywał niemal bezbłędnie. Świetną akcją w obronie z kolei popisał się Ben McCauley, który efektownie zablokował wbiegającego pod kosz Łukasza Kolendę. To przełożyło się na szansę w ataku i dzięki celnej trójce Elijaha Stewarta goście prowadzili tylko 69:66. Elijah miał wówczas na koncie 17 punktów i w drugiej połowie ewidentnie poczuł się swobodniej, jednak wciąż prowadzili goście. Aleksander Dziewa wykorzystał swoje rzuty wolne i na sześć minut przed końcem WKS przegrywał różnicą zaledwie dwóch punktów. W ważnym momencie Gibson świetnie wypracował sobie pozycję i trafił zza łuku, wyprowadzając Śląsk na prowadzenie 71:70.

Po raz kolejny jednak bardzo trudno wywalczone prowadzenie szybko zostało roztrwonione. Już kilka chwil później po dwóch skutecznych akcjach gości Trefl ponownie prowadził 75:71. W międzyczasie Stewart znowu dał o sobie znać, blokując w fantastyczny sposób Omota, który nie miał w tym meczu łatwo z naszymi obrońcami. Na nic jednak zdały się jego starania, bowiem kilka chwil później Michał Kolenda skutecznie rzucił zza łuku i sytuacja Śląska niesamowicie się skomplikowała. Wtedy po raz kolejny wrocławianie wrzucili piąty bieg w obronie, ale dobrej postawy pod własnym koszem nie udawało się przełożyć na zdobycze punktowe. Na niespełna półtorej minuty przed końcem meczu Trefl Sopot prowadził w hali Orbita 82:77. Później kluczową zbiórką w ataku popisał się Dominik Olejniczak, a z akcji drugiej szansy skorzystał Łukasz Kolenda i było już 84:77… Odpowiedział skutecznie McCauley, ale na 20 sekund przed końcem Wojskowi przegrywali 79:85.

Po przerwie na żądanie Olivera Vidina wrocławianie wprowadzili w życie szalony pomysł. Gospodarze grali z boku na połowie przeciwnika, a Ivan Ramljak rzucił piłkę bezpośrednio nad kosz do wbiegającego Elijaha Stewarta, który zakończył to akcją 2+1 i wprawił w euforię swoją ławkę rezerwowych. Nie minęło 5 sekund, a Stew zaliczył fantastyczny przechwyt i mieliśmy piłkę na remis – dwukrotnie rzucaliśmy zza łuku, ale niestety nieskutecznie. Ostatecznie Śląsk Wrocław przegrał z Treflem Sopot 82:85.

– Chciałbym pogratulować moim zawodnikom, bo pokazaliśmy dziś kawał dobrego basketu. Oczywiście mieliśmy też przestoje, ale to wynikało z faktu, że nie wróciliśmy jeszcze do pełni sił po kwarantannie. Dzisiaj było widać przede wszystkim energię i ogromną chęć zwycięstwa. Na przełomie drugiej i trzeciej kwarty mieliśmy swoje problemy, za dużo piłek traciliśmy, ale kluczem była bardzo dobra obrona. Liderzy Śląska co prawda trafiali swoje rzuty, ale u nas zdobycze punktowe rozkładały się na większą ilość zawodników. Nie jesteśmy też jeszcze w pełnym składzie i mam nadzieję, że z meczu na mecz będzie to wyglądało coraz lepiej. Co mogę powiedzieć? Bardzo się cieszę z tego zwycięstwa – mówił na konferencji prasowej Marcin Stefański, szkoleniowiec Trefla Sopot.

– Mecz nie przebiegał tak, jak tego chcieliśmy. Wyszliśmy bez energii i Trefl od razu to wykorzystał, rzucając w pierwszej kwarcie aż 25 punktów. Później zaczęli grać też silniej w obronie. U nas brakowało koncentracji, a utrata 85 oczek na własnej hali to zdecydowanie za dużo. Z kolei w ataku nie trafialiśmy z otwartych pozycji w końcowych fragmentach, a za dwa punkty mieliśmy tylko 43% i dla mnie to jest tragiczna statystyka. Jeżeli chodzi o pozytywy, to na pewno cieszy aż 15 zbiórek w ataku i nie mogę powiedzieć, że drużyna nie walczyła. Przeciwnicy po prostu trafiali dużo celniej i dlatego przegraliśmy – komentował na gorąco Oliver Vidin, trener Śląska.

– Jeżeli chodzi o ten mecz, to po prostu nie był nasz dzień. Nie jest tak, że graliśmy bez zaangażowania. Największym mankamentem był fakt, że nie potrafiliśmy wykorzystać momentów, kiedy mieliśmy piłkę po naszej stronie. Nie przekuwaliśmy dobrych akcji w obronie na łatwe punkty i to później obracało się przeciwko nam. Tak było kilkukrotnie w przełomowych momentach meczu i to główna przyczyna dzisiejszej porażki. Zabrakło przede wszystkim skuteczności – zakończył Michał Gabiński, kapitan Trójkolorowych.

To było kapitalne widowisko, pełne zwrotów akcji i walki z obydwu stron. Za każdym razem, kiedy Śląskowi udawało się już dogonić rywala, ten znowu odjeżdżał punktowo. Drużyna Olivera Vidina pokazała jednak w tym meczu charakter i to, że zawsze warto walczyć do końca. Zabrakło naprawdę niewiele, ale to kolejny dowód na to, że zespół może naprawdę daleko zajść w bieżących rozgrywkach i nawet w przypadku słabszej dyspozycji jest w stanie podjąć rękawicę świetnie dysponowanego rywala. Nie zatrzymujemy się, bo już w czwartek kolejne spotkanie, w którym mamy nadzieję rozpocząć nową serię zwycięstw. Hej Śląsk!