Patent na HydtroTruck. Wygrywamy w Radomiu!

To był jeden z najtrudniejszych meczów w tym sezonie. Zawodnicy HydroTrucku Radom do spotkania zaczynającego dla obu drużyn rundę rewanżową podchodzili w roli faworyta. Gospodarze niewątpliwie mieli wielkie apetyty na to, by odegrać się za miażdżące zwycięstwo WKS-u na inaugurację rozgrywek Energa Basket Ligi. Plan ten spalił jednak na panewce. Wrocławianie na przestrzeni całego spotkania zaprezentowali stalowe nerwy i wielką konsekwencję w grze. Dzięki temu odnieśli niezwykle ważne wyjazdowe zwycięstwo nad bezpośrednim rywalem w walce o play-offy! Po zaciętym meczu i nerwowej końcówce Trójkolorowi wygrali 87:83!

Na spotkanie 16. kolejki do składu Śląska wrócił Maciej Wojciechowski, który opuścił ostatnie dwa spotkania ze względu na chorobę. Powrót kluczowego w układance trenera Vidina zawodnika zwiastował, że WKS może powalczyć w tym meczu o zwycięstwo.

Początek wyjazdowego starcia okazał się dosyć trudny – gospodarze rozpoczęli od prowadzenia 7:0 m.in. po trójce Obi’ego Trottera. Wrocławianie pierwsze punkty zdobyli po 2 minutach, ale zrobili to serią – akcje pod koszem wykończyli Olek Dziewa i Maciek Wojciechowski, dzięki czemu podopieczni Roberta Witki prowadzili tylko 9:8. Szybko przypomnieli jednak o sobie Carl Lindbom i Rod Camphor, który trafił zza łuku i zaliczył akcję 2+1. Na szczęście dla Śląska strefę podkoszową zdominował na chwilę Michael Humphrey (6 pkt z rzędu), a lay-upu nie spudłował Torin Dorn. Śląsk rozdał 7 asyst i choć nie trafił żadnej trójki, to po 10 minutach przegrywał tylko 18:20, gdyż gospodarze z kolei forsowali rzuty dystansowe (3/11).

Nie po raz pierwszy w tym sezonie Trójkolorowi odjechali w drugiej kwarcie. Co prawda rozkręcali się w niej dosyć długo, ale kiedy już im się to udało, zbudowali naprawdę solidną przewagę. Posypały się trójki – 3 trafił Devoe Joseph, a po 2 Kamil Łączyński  i Danny Gibson. Gospodarze zdezorientowani świetnym ruchem piłki i skutecznością WKS-u nie mogli znaleźć odpowiedzi w ataku. Pod koszem kolejnymi skutecznymi manewrami popisywał się Michael Humphrey i w przerwie WKS prowadził aż 48:34. 15 asyst i 68% z gry robiło wrażenie przy 37,5% z gry i 3/14 za 3 po stronie radomian.

Jak można było przewidzieć, po zmianie stron HydroTruck rzucił się do odrabiania strat. Szło mu to jednak bardzo mozolnie – przez kolejne minuty to Śląsk sprawiał zdecydowanie lepsze wrażenie wizualne, gdy grą dyrygowali Kamil Łączyński (6 asyst w meczu) i Danny Gibson (8 asyst). Niemal cała kwarta upłynęła pod znakiem kontroli boiskowych wydarzeń przez zawodników Olivera Vidina. No właśnie – niemal cała, bo sama końcówka należała już do radomian. Wrocławianie poczuli się chyba zbyt pewnie i w kilku kolejnych akcjach dopuścili do otwartych pozycji na obwodzie dla Artura Mielczarka i Roda Camphora. Oczka z linii dołożył Carl Lindbom i niemal cała przewaga stopniała – po pół godziny gry na tablicy widniał wynik 64:61 dla Śląska.

Wściekły za ostatnie sekundy Oliver Vidin ewidentnie zmotywował Trójkolorowych, którzy pierwsze minuty czwartej ćwiartki wygrali 10:3 i na moment odzyskali kontrolę nad meczem. W kolejnych akcjach gospodarze zdołali jednak odrobić większość strat – Rod Camphor i Obie Trotter przypomnieli o tym, że są jednym z najbardziej niebezpiecznych duetów w lidze. Gospodarze byli już bardzo blisko osiągnięcia celu, gdy na nieco ponad minutę przed końcową syreną trójkę trafił Artur Mielczarek; Śląsk prowadził już tylko 82:78. Od takich momentów i trudnych rzutów WKS ma jednak Devoe Josepha, który rozgrywał kolejne kapitalne zawody. Kanadyjczyk trafił kluczową trójkę z narożnika 50 sekund przed końcem meczu. W kolejnych sekundach do kosza trafił Obie Trotter, Kamil Łączyński spudłował 1 z 2 rzutów osobistych, a przy próbie zza łuku faulowany przez Michaela Humphrey’a był  Rod Camphor. Amerykanin wykorzystał wszystkie 3 rzuty wolne i kwestia wygranej wciąż była otwarta – do końca zostało 25 sekund. Wówczas wrocławianie niemal po profesorsku wznowili grę pod presją na własnej połowie, rozrzucili rywali podaniami, przez co ukradli im aż 15 sekund! Faulowany Devoe Joseph trafił tylko 1 rzut, ale Robert Witka nie miał już przerw na żądanie. Radomianie próbowali szybko rozegrać akcję, ale dosyć łatwo stracili piłkę i tym samym szansę na zwycięstwo. Bardzo ważny triumf WKS-u 87:83 stał się faktem!

Statystyki: https://bit.ly/2tWaBEF

– Przez cały mecz trzymaliśmy się planu na to spotkanie i myślę, że to w finalnym rozrachunku dało nam pozytywny rezultat – powiedział po meczu Oliver Vidin. – W pierwszej połowie mieliśmy 0 zbiórek ofensywnych, ale znacznie lepiej rzucaliśmy. W drugiej nie trafiliśmy niektórych rzutów z otwartych pozycji i nie graliśmy z taką samą intensywnością, jak w drugiej kwarcie, czym daliśmy rywalom szansę na powrót do gry. Wziąłem na konferencję Jakuba Musiała, bo myślę, że wniósł on bardzo dużo energii do naszej obrony, dał dużo wsparcia i pewności dla bardziej doświadczonych graczy. Uważam, że wygraliśmy też mecz dzięki wywalczeniu ofensywnych zbiórek w drugiej połowie i kolektywnej grze, dzieleniu się piłką, która chodziła z rąk do rąk, co dawało nam otwarte rzuty. Jestem usatysfakcjonowany, zarówno grą  defensywną, jak i ofensywną.

Jadąc do Radomia, dokładnie na taki mecz liczyliśmy. Pewnym było, że walka o zwycięstwo będzie zażarta, byliśmy więc na to gotowi. Co najważniejsze, po raz kolejny pokazaliśmy jednak konsekwencję i stabilizację w grze, wytrzymaliśmy mentalnie trudne momenty i zasłużenie odnieśliśmy 7. zwycięstwo w sezonie.  Zajmujemy dzięki niemu 9. miejsce w tabeli i do czołowej ósemki tracimy jedynie punkt. Mamy nadzieję zapukać do niej już w piątek, kiedy podejmiemy u siebie będący ostatnio w dołku MKS Dąbrowa Górnicza. Zapraszamy do hali Orbita na godz. 19. Hej Śląsk!