Udany powrót do Orbity!

WKS Śląsk Wrocław po ponad miesiącu przerwy wrócił do swojej hali i w meczu, w którym przez większość czasu dominował, pewnie pokonał King Szczecin 91:73. Trzeba wspomnieć, iż goście ze względu na problemy kadrowe przyjechali do Wrocławia zaledwie w 9, ale i tak aż do ostatniej kwarty mocno naciskali i zmusili naszych zawodników do efektywnej gry.

Spotkanie rozpoczęliśmy piątką: Strahinja Jovanović, Elijah Stewart, Ivan Ramljak, Michał Gabiński i Akos Keller. Przez pierwsze minuty spora nerwowość widoczna była po obu stronach, jednak lepiej w mecz weszli goście. Szczecinianie szybkimi akcjami stworzyli sobie nieznaczną przewagę. Pod swoim koszem za to popisali się dwoma blokami oraz imponującą grą w defensywie, przez którą Śląsk często zmuszony był grać swoje akcje do samego końca zegara. Na dodatek od początku spotkania wrocławianie starali się rzucać zza łuku, co niestety ewidentnie im nie wychodziło (1/8). Pod koniec kwarty wynik podreperowali nam co prawda nasi podkoszowi Keller i Dziewa, jednak skończyła się ona wynikiem 16:19.

W pierwszej części dał sygnał do walki, w tej wysunął nas na prowadzenie. Z przodu Olek Dziewa zdobywał kolejne punkty, ale i z tyłu robił wspaniałą robotę. Najpierw popisał się efektowną czapą na Kobelu, a parę chwil później dorzucił jeszcze jeden blok na Clevelandzie Melvinie, który niewątpliwie znajdzie się w najlepszych zagraniach kolejki. W dalszej części mieliśmy grę punkt za punkt i długo żaden z zespołów nie był w stanie uciec na więcej niż trzy oczka. Zmieniło się to dopiero po świetnej serii Trójkolorowych. Po trójce Jovanovicia, trzech trafionych rzutach wolnych Stewarta oraz kolejnej trójce Gabińskiego prowadziliśmy 37:29. Zresztą, jeśli chodzi o zdobycz punktową po stronie Śląska, to pierwsza połowa zdecydowanie należała do Strahinji i Elijaha. Zdobyli oni odpowiednio 12 i 15 punktów dla naszej drużyny. W ostatnich minutach goście próbowali jeszcze zmniejszać straty, ale świetną końcówkę zaliczył wspomniany Stewart i na przerwę schodziliśmy z wynikiem 46:37.

King Szczecin na drugą odsłonę wyszedł zmotywowany chcąc szybko odrobić straty, jednak gospodarze wybili im to z głowy. W ataku dalej błyszczeli Stewart i Jovanović, a na dodatek coraz lepiej radziliśmy sobie w obronie. Mocno utrudniliśmy gościom wchodzenie pod nasz kosz, przez co podopieczni Łukasza Bieli – tak jak my na początku – zmuszeni byli częściej rzucać zza łuku. Poza dwoma trójkami Davisa jednak nie wiodło im się najlepiej, a Trójkolorowi utrzymywali bezpieczną przewagę. W pewnym momencie wynosiła ona nawet 14 punktów, lecz pod koniec szczecinianie jeszcze trochę przycisnęli i przed finałową ćwiartką na tablicy widniał wynik 67:57.

Ostatnią część gry zaczęliśmy bardzo skoncentrowani i dobrze radziliśmy sobie w ataku. Z czasem nasi koszykarze coraz lepiej czytali defensywę gości, przez co byliśmy w stanie doprowadzić do dogodnych sytuacji rzutowych. Niewątpliwie wpływ na słabszą postawę Kinga w ostatnich minutach mógł mieć również fakt, iż przyjechali oni do Wrocławia bardzo wąską kadrą, przez co pod koniec nie wyglądali już tak dobrze kondycyjnie. Widać to było również w ataku, gdzie często próbowali rozpoczynać szybkie ataki, popełniając przy nich jednak proste błędy. Co prawda Śląskowi przydarzył się chwilowy przestój, przez który stracił prawie połowę swojej przewagi, lecz nasi zawodnicy szybko opanowali sytuację i w ostatnich dwóch minutach już tylko oni trafiali do kosza. Mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 91:73.

– Myślę, że zwycięstwo w tym meczu było dla nas bardzo ważne. Na początku mieliśmy trochę mniej koncentracji w ataku, ale w drugiej kwarcie zaczęliśmy trafiać zza łuku i rozkręciliśmy się. Zagraliśmy też dobrze w obronie, zdobyte przez przeciwników w kwartach odpowiednio 19, 18, 20 i 16 punktów świadczy o naszym skupieniu. Zrobiliśmy to, co chcieliśmy zrobić. Następne spotkanie mamy już jednak za 3 dni, teraz mamy meczowy maraton, gramy też węższą rotacją, ale dobrze uzupełniają ją młodzi zawodnicy, którzy dostają sporo minut. Kacper Marchewka i Kacper Gordon grali dziś po 12 minut i bardzo nam pomogli. W tym meczu wyglądało to tak, ale zobaczymy, jak będzie w następnym. Jestem jednak spokojny, oni mają jeszcze przed sobą dużo przestrzeni do poprawy – mówił po meczu Oliver Vidin.

Trzecia wygrana z rzędu smakuje doskonale, tym bardziej, że jej styl był nie byle jaki. Pewnie i wysoko ograliśmy drużynę porównywalnego kalibru, ponownie świetnie zaprezentowali się liderzy i ponownie dużo owocnych i udanych minut na parkiecie dostała młodzież. Jednak tak jak wspomniał trener Vidin, nasz maraton się nie kończy – już w poniedziałek jedziemy do Sopotu z Kylem Gibsonem na pokładzie, by spróbować we wtorek wyszarpać tam zwycięstwo. Hej Śląsk!

Statystyki