WKS Śląsk Wrocław brązowym medalistą EBL!

WKS Śląsk Wrocław pokonał Legię Warszawa po dogrywce 86:85 i został brązowym medalistą Energa Basket Ligi! Niesamowitym game-winnerem 0,9 sekundy przed końcem dogrywki popisał się Elijah Stewart. Wielkie gratulacje dla całej drużyny, sztabu szkoleniowego i wszystkich współtwórców tego sukcesu!

W decydującym o losach brązowego medalu meczu Oliver Vidin nie zdecydował się na żadne zmiany w wyjściowej piątce. Trójkolorowi rozpoczęli mecz ustawieniem: Strahinja Jovanović, Kyle Gibson, Ivan Ramljak, Aleksander Dziewa i Ben McCauley. Jednej korekty dokonał natomiast Wojciech Kamiński – Dariusza Wykę zastąpił Earl Watson, obok którego na parkiet wybiegli Lester Medford Jr, Jamel Morris, Jakub Karolak, Walerij Lichodiej.

Mecz zaczął się zdecydowanie lepiej dla nominalnych gospodarzy spotkania, czyli Legionistów. Zespół ze stolicy bardzo dobrze bronił, co kończyło się stratami i niecelnymi rzutami Trójkolorowych. WKS przez pierwsze 5 minut ani razu nie trafił z gry i zdobył tylko 2 punkty z linii autorstwa Olka Dziewy. Legia rzuciła dwie trójki (Lichodiej i Medford), dwa razy spod kosza i prowadziła 10:2.

Gdy dwoma wsadami popisał się Watson, a łatwe punkty po przechwycie zdobył Morris, przewaga wzrosła jeszcze bardziej. Wojskowych próbował poderwać do walki McCauley, który trafił spod kosza i zza łuku. Dla Legii kolejną trójkę rzucił jednak Karolak, a rzuty wolne dobrze egzekwował Morris. Cztery punkty dla Śląska zdobył Jovanović; mimo to Trójkolorowi po pierwszej kwarcie przegrywali aż 11:24.

O ile pierwsza kwarta była popisem Legii, o tyle w drugiej inicjatywę przejęli Wojskowi z Wrocławia. Szczelna defensywa, skuteczne wypracowywanie pozycji rzutowych w ataku i lepsza skuteczność pozwalały systematycznie odrabiać straty. Jak natchniony grał Ben McCauley, który po raz kolejny trafił zza łuku. Rolę lidera nie pierwszy raz przejął Gibson, który celnie rzucał z półdystansu i z linii. W 5 minut Trójkolorowi zdobyli aż 19 punktów, odrabiając niemal wszystkie straty – Legia prowadziła już tylko 32:30.

Warszawiacy ponownie odskoczyli po trójce Lichodieja, ale już po chwili to Śląsk był na prowadzeniu – dwa razy skutecznie zagrał Dziewa, a z linii trafił Szlachetka. Kolejne sześć punktów zdobył McCauley, który tym samym dobił do granicy 1000 punktów zdobytych w PLK! Końcówka pierwszej połowy należała jednak do ekipy Kamińskiego. Za trzy trafił Karolak, dwa lay-upy dołożył Lichodiej i do szatni WKS schodził przegrywając 42:44.

W pierwszej połowie obie ekipy punktowały falami, w drugiej natomiast szły niemalże punkt za punkt. Pierwsze skrzypce w Legii grał Lichodiej, który rzucił kolejną trójkę, ale tym samym odwdzięczył się Jovanović. Alley-oopem popisał się duet Morris – Watson, ale Śląsk znalazł odpowiedź w rzucie z dystansu Mateusza Szlachetki. Punkty zdobywali też Dziewa, Stewart i Medford. Na tablicy widniał wynik 53:53.

Obie drużyny w kolejnych minutach miały problemy ze zdobywaniem punktów z gry i nie dokonały tej sztuki aż przez 4 ostatnie minuty trzeciej kwarty. Po serii punktów z rzutów wolnych (dwa razy Ramljak, raz Gabiński) WKS prowadził trzema oczkami, ale – jak się okazało – to były ostatnie zdobycze Wojskowych w tej kwarcie. Legia wykorzystała okazję i odskoczyła, prowadząc 59:56, choć w międzyczasie bardzo efektownym blokiem popisał się Ivan Ramljak.

Obie drużyny mocno defensywnie były nastawione także w ostatniej części gry; wpływ na gorszą postawę w ataku mogła mieć również krótka przerwa po drugim spotkaniu i stawka meczu. Tym razem do kosza wpadło jednak kilka trójek – dla Trójkolorowych rzucili je Amerykanie Stewart i Gibson, a punkty z gry dołożyli też Jovanović i Dziewa. Po stronie Legionistów z dystansu celnie rzucili Lichodiej i Medford, z linii po punkcie dołożyli Watson i Lichodiej. 3 minuty przed końcem meczu Śląsk prowadził 70:69.

Po dobrej akcji podkoszowej i dwóch rzutach wolnych Olka Dziewy wydawało się, że WKS ma sytuację pod kontrolą, bo Legia odpowiedziała jedynie dwoma punktami Lichodieja. Pół minuty przed końcową syreną piłkę w ataku zebrał jednak Wyka i trafił, zmniejszając przewagę swojego zespołu do jednego punktu. Śląsk odpowiedział skuteczną akcją Jovanovicia – 17 sekund przed końcem Trójkolorowi prowadzili 76:73. Brzmi bezpiecznie, ale drużyna Olivera Vidina była o włos od tragedii. Po wznowieniu gry Karolak zaliczył akcję 2+1, a na domiar złego sędzia odgwizdał faul niesportowy Strahinji Jovanovicia. Legia miała akcję na zwycięstwo, ale na szczęście zarówno próba zza łuku Medforda, jak i dobitka Lichodieja, okazały się niecelne. Na tablicy 76:76, a więc obie drużyny czekała dogrywka!

Tę otworzył rzutem z dystansu Gibson, ale Legia błyskawicznie odpowiedziała czterema punktami Medforda. Chwilę później z faulem trafił Dziewa, ale kolejne oczka dorzucił Amerykanin z warszawskiego zespołu. Gdy zza łuku celnie przymierzył Nickolas Neal, to Śląsk nagle znalazł się nad przepaścią – rywale prowadzili już 85:81. Wtedy jednak na scenę wkroczył Elijah Stewart. Jego dwa celne rzuty wolne były jedynie wstępem do tego, co nastąpiło po chwili.

Na zegarze pozostały 22 sekundy, a WKS przegrywał dwoma punktami. Decydującą akcję chciał wziąć na swoje barki Kyle Gibson, ale był dobrze pilnowany przez rywali i oddał piłkę do Elijaha Stewarta. Ten, bez chwili zastanowienia, rzucił zza łuku przez ręce Karolaka i trafił niemal równo z końcową syreną, zostając bohaterem swojej drużyny! Legii zostało 0,9 sekundy na rozegranie ostatniej akcji, ale nie była już w stanie przeprowadzić skutecznego ataku. Zawodnicy z Wrocławia wpadli na parkiet ciesząc się z wielkiego sukcesu i świętując zdobycie brązowego medalu Mistrzostw Polski po wygranej 86:85 w niezwykłych okolicznościach!

Decydujący o losach trzeciego miejsca mecz był niewiarygodnie wyrównany. Obie drużyny zanotowały tyle samo zbiórek (38), asyst (17), fauli (25) i strat (15)! Śląsk nieco lepiej rzucał zza łuku (35%-28%), choć to Legia miała minimalnie lepszy procent z gry (43%-41%). WKS skuteczniej egzekwował też rzuty wolne (82%-72%). W drużynie Olivera Vidina na wyróżnienie – oprócz bohatera ostatniej akcji, Stewarta – zasłużyli też autor double-double Aleksander Dziewa (18 punktów, 13 zbiórek), Ben McCauley (16 punktów, 5 zbiórek), Strahinja Jovanović (13 punktów, 6 asyst) i Kyle Gibson (18 punktów, 5 asyst). W drużynie Legii najwięcej punktów zdobyli Lester Medford i Walerij Lichodiej (po 20).

– To był bardzo wymagający sezon dla całej drużyny i tego też spodziewaliśmy się po serii z Legią, z którą zagraliśmy trzy mecze na styku. To było świetne widowisko dla kibiców, które – koniec końców – myślę, że zasłużenie wygraliśmy. Trzecie miejsce to świetny wynik. Gratuluję moim zawodnikom, sztabowi szkoleniowemu, całemu klubowi WKS Śląsk i jego wszystkim przyjaciołom, którzy pomogli przywieźć ten puchar do Wrocławia po 13 latach. Jesteście wspaniali! – mówił na szalonej pomeczowej konferencji prasowej trener Śląska Wrocław, Oliver Vidin.

– Przede wszystkim duży szacunek i gratulacje dla Legii Warszawa, bo ta seria była bardzo ciężka i wyrównana. Pokonanym także należą się duże brawa. Im trudniejszy przeciwnik, tym większe słowa uznania należą się jednak i wygranym. Chciałbym podziękować wszystkim osobom, które pracowały wokół tej drużyny, bo cały sezon walczyliśmy, by wygrać to ostatnie spotkanie. To się udało w dramatycznych okolicznościach i cieszymy się, że po 13 latach do Wrocławia wracają brązowe medale Mistrzostw Polski w koszykówce – dodawał Michał Gabiński.

– Czuję nieopisaną radość, bo dokonaliśmy czegoś, na co nikt przed sezonem nawet nie liczył. Walka do ostatnich sekund, fenomenalny rzut Stewarta – coś nieprawdopodobnego! Mówimy o Stew w szatni, że to jest nasz joker. Może rzucić 35 punktów, może rzucić 2, a może trafić najważniejszą trójkę w sezonie 0,9 sekundy przed końcem. To fantastyczny zawodnik – mówił z kolei Aleksander Dziewa. – Pomimo lawiny nieszczęśliwych wypadków w końcówce czwartej kwarty potrafiliśmy się podnieść i ostatecznie wygrać ten mecz. Mamy wielu utalentowanych zawodników w drużynie, każdy potrafi „odpalić”. Gdy wszyscy dają coś od siebie, jesteśmy bardzo groźni.

Tak jak powiedzieli Gabi i trener Oliver, WKS Śląsk Wrocław po raz pierwszy od 2008 roku zajął miejsce na podium Mistrzostw Polski w koszykówce. Ten sukces smakuje tym lepiej, że osiągnięty został w tak dramatycznych okolicznościach, a przed sezonem drużyna Olivera Vidina była typowana co najwyżej do walki o fazę play-off. Do zdobycia brązowego medalu przyczynili się w dużej mierze młodzi zawodnicy, bez większego doświadczenia na tym poziomie rozgrywek, co jest także konsekwencją wieloletniej pracy trenerów grup młodzieżowych WKS-u. Wielki szacunek dla wszystkich graczy, sztabu szkoleniowego, pracowników klubu i pozostałych osób zaangażowanych w pomoc drużynie. To nasz wspólny sukces! Hej Śląsk!