Gorący teren podbity!

Dwie wygrane z rzędu to może jeszcze nie passa, ale jak na beniaminka już coś! WKS Śląsk Wrocław ponownie wygrał na wyjeździe, tym razem pokonując w Stargardzie PGE Spójnię 82:79. Trójkolorowi pokazali dużo serca, ducha walki i pasji do gry, dzięki czemu wyszarpali 2 punkty na trudnym terenie i poprawili swój bilans na 3-3!

W meczowej dwunastce znaleźli się świeżo pozyskany Danny Gibson oraz nareszcie wracający po kontuzji kostki Michael Humphrey. Zabrakło natomiast Claytona Custera i kontuzjowanego Jakuba Musiała. WKS na to spotkanie wyszedł klasycznym składem Łączyński, Joseph, Wojciechowski, Dziewa, Gabiński.

Wrocławianie weszli w mecz z prawdziwym przytupem; od początku szukali zespołowej gry, rozgrywali piłkę szybko i skutecznie, często korzystając ze słabego powrotu do obrony gospodarzy. Dużo energii jak zawsze miał w sobie Maciek Wojciechowski, a po dwóch celnych trójkach Devoe Josepha WKS prowadził już 14:5. Przerwa na żądanie dla Kamila Piechuckiego nie pomogła – Spójnia bez skutku szukała rytmu w ataku, a dobra obrona Śląska zmuszała ją do gry 1 na 1 i oddawania trudnych rzutów. Po 10 minutach zawodnicy Andrzeja Adamka prowadzili 27:12.

Niestety, w kolejnej części meczu sytuacja obróciła się o 180 stopni. Stargardzianie zaprezentowali dużo twardszą obronę,  a w ataku z dobrej strony pokazali się Piotr Pamuła oraz Kacper Młynarski i przewaga szybko stopniała. Pierwsze 5 minut drugiej kwarty gospodarze wygrali 14:3, gra WKS-u wyglądała natomiast bardzo topornie. Następnie 5 punktów z rzędu zdobył Maciek Wojciechowski, ale kolejny ofensywny zastój trwał do przerwy, w której WKS prowadził już tylko 35:34.

Na trzecią ćwiartkę Trójkolorowi wrócili dobrze dysponowani. Szybkie punkty zdobyli Wojciechowski i Łączyński, a chwilę później świetny moment zaliczył Michael Humphrey, który trafił z półdystansu, zza łuku i skończył akcję wsadem. Śląsk prowadził 48:37, a w następnych momentach kontrolował spotkanie dzięki fenomenalnej dyspozycji bombardującego zza łuku Devoe Josepha. W końcówce tej części gry goście zostawili jednak otwarte pozycje na obwodzie dla Kacpra Młynarskiego i Mateusza Kostrzewskiego, przez co przewaga ponownie stopniała (56:60).

Ostatnia kwarta to prawdziwa wojna nerwów i naprzemienne zdobywanie punktów przez obie drużyny. Dopiero na 3 minuty przed końcem wrocławianie zdołali zbudować względną przewagę (77:69) – ważne punkty zdobyli wówczas Kamil Łączyński i Danny Gibson. Wydawało się, że WKS nie powinien już dopuścić do nerwowej końcówki, doprowadziły jednak do niej dwie szalone trójki Kacpra Młynarskiego. Dzięki nim Spójnia zniwelowała przewagę i wszystko ważyło się w ostatniej minucie. Podczas ostatnich 30 sekund „Łączka” wykorzystał jednak 5 z 6 rzutów wolnych, a rywale nie byli w stanie trafić z trudnych pozycji i przegrali ostatecznie z WKS-em 79:82.

Statystyki: https://bit.ly/2JKXmvT

– Jestem bardzo szczęśliwy ze zwycięstwa na tak gorącym terenie z tak silną ekipą, jaką jest Spójnia. Jesteśmy drużyną na takim etapie, że ciągle poszukujemy jeszcze swojej tożsamości, ciągle się budujemy – mamy nowego zawodnika, inny wrócił po kontuzji. Zważywszy na te okoliczności można jeszcze raz podkreślić, jak cenne jest to zwycięstwo – skomentował spotkanie na pomeczowej konferencji trener Andrzej Adamek.

– To był mecz pełen twardej walki. Powiedziałbym, że jak dotąd było to najtrudniejsze miejsce, w jakim przyszło nam grać – ze względu na licznych fanów, głośny doping i jakość naszego rywala. Byliśmy jednak na to mentalnie przygotowani. Jestem dumny z kolegów z drużyny. Każdy skutecznie egzekwował plan na ten mecz, trener nakreślił nam odpowiednie wskazówki i pomagał utrzymać skupienie przez pełne 40 minut, dzięki czemu wygraliśmy to spotkanie. Bardzo się z tego cieszymy – dodał Devoe Joseph.

Zwycięstwa w meczach, których losy ważą się do ostatnich sekund, smakują najlepiej! Znakomicie zagrali dziś Kamil Łączyński, Devoe Joseph czy Maciek Wojciechowski, ale na pochwały zasługuje cała drużyna, która wytrzymała ciśnienie na gorącym terenie i zdołała wywieźć 2 punkty z hali bezpośredniego rywala w tabeli. Podbudowani tym zwycięstwem zabieramy się już za przygotowanie do meczu z Treflem Sopot. W czwartek wracamy do hali Orbita, gdzie zmierzymy się z jak dotąd jedynym ligowym pogromcą aktualnego Mistrza Polski, Anwilu Włocławek. Sopocianie znakomicie weszli w sezon i będą niewątpliwie jeszcze bardziej wymagającym rywalem niż Spójnia – dlatego jak zawsze liczyć będziemy na naszego szóstego zawodnika, czyli kibiców! Do zobaczenia w czwartek, hej Śląsk!