Radosław Hyży: Zespół rozwija się i idzie w dobrym kierunku – to cieszy mnie najbardziej

0

Za nami pierwszych 10 spotkań rundy zasadniczej 1. Ligi. Trójkolorowi mecz 10.kolejki rozegrali awansem, dzięki czemu trwający weekend jest dla nich chwilą wytchnienia od walki o punkty. Na taki luksus nie może sobie pozwolić trener Radosław Hyży, który pracuje obecnie nad analizą rozegranych meczów i przygotowaniem taktyki na kolejne starcia. W międzyczasie szkoleniowiec FutureNet Śląska znalazł chwilę, by podsumować start rozgrywek w wykonaniu wrocławian.

AŁ: Czy po pierwszej części sezonu jest w stanie Trener stwierdzić, że póki co gra wygląda tak, jak miała ona wyglądać według wcześniejszych założeń? Z jakich elementów gry jest Trener zadowolony, a z jakich nie?

RH: Jestem zadowolony z tego, z czego nie byłem zadowolony w poprzednim sezonie, czyli wygranych z teoretycznie słabszymi rywalami. Sięgając pamięcią wstecz – nie awansowaliśmy do play-offów m.in. przez przegrane z niżej notowanymi Siarką Tarnobrzeg, Nysą Kłodzko, Notecią Inowrocław. Wydawało się, że są to drużyny, z którymi nie powinniśmy mieć większych problemów. W obecnym sezonie udaje nam się zwyciężać w takich spotkaniach, a bilans na ten moment jest bardzo dobry. Najtrudniejsze mecze z zespołami z czuba tabeli lub z dobrymi budżetami są jednak dopiero przed nami – na przełomie listopada i grudnia.  Jeśli chodzi o to, z czego nie jestem do końca zadowolony – jest to realizacja założeń przedmeczowych. To nie tak, że realizujemy je w stu procentach lub wcale, problemem są wahania – widać to było po starciach w Krakowie i Poznaniu. W pracy trenera trzeba uważać na to, żeby po bardzo dobrym meczu nie myśleć, że realizacja tych założeń będzie wyglądać tak samo w kolejnym spotkaniu. Pierwsze mecze w sezonie z Kutnem, Lesznem czy Tychami pod względem taktycznym zagraliśmy znakomicie. Dopiero później zauważyłem, że pewne rzeczy zaczęły naszym graczom umykać. W Poznaniu zakładaliśmy sobie przykładowo, że Mikołaj Kurpisz penetruje w prawo, dany zawodnik nie rzuca, a innego chcemy z kolei do tego zmusić i nie do końca udało się to zrealizować. Po kolejnej wygranej czasem ciężko zdać sobie sprawę, że w każdym meczu potrzebne jest 100% mobilizacji i chociaż 75% realizacji założeń – inaczej nie wygramy. Po raz kolejny powtarzam, że ta liga jest wyrównana. Nie ma już takiej dysproporcji jak w poprzednich latach, gdzie na pewnych wyjazdach było się niemal pewnym zwycięstwa. Teraz każdy zespół ma kilku wartościowych graczy z doświadczeniem pierwszoligowym czy ekstraklasowym i oni nie pozwolą łatwo wydrzeć sobie wygranej.

AŁ: Zaledwie 1 przegrana w 10 spotkaniach to bardzo dobry rezultat. Co zaważyło o jedynej jak dotąd porażce w Krakowie i jakie wnioski na przyszłość wyciągnął Trener z tamtego spotkania?

RH: AGH Kraków jest zespołem grającym bardzo fizycznie i z trenerskiego punktu widzenia wydawałoby się, że granie przeciw niemu jest bardzo proste. Byłem ciekaw jak moi zawodnicy zareagują na tę fizyczną walkę i gwizdki sędziów. Często rozmawiam z trenerami i część z nich uważa, że niektóre hale są pod tym względem „ciekawsze”. Niestety nasza reakcja w tym spotkaniu była zła, dlatego, że od początku mieliśmy świadomość, jak trudny będzie to mecz. Wiedzieliśmy, że każdy faul, głupia decyzja czy „wielbłąd” będzie mieć znaczenie, a mimo to rywal narzucił swoje tempo gry. Niezależnie od hali i sędziowania, przy słabo rzucającym zespole jakim jest AGH Kraków, nie możemy w ten sposób grać. Ale są i tego plusy – czasami człowiek więcej uczy się na porażkach niż na zwycięstwach, choć dla zdrowia psychicznego trenerów i zawodników lepiej uczyć się na wygranych.

AŁ: Czy większy wpływ na dużo lepsza grę w tym sezonie mają nowi zawodnicy czy przepracowany w 100% z drużyną okres przygotowawczy?

RH: Uważam, że jest jeszcze za wcześnie, by to oceniać. Po ostatnim intensywnym okresie, teraz mam trochę czasu, by spokojniej przeanalizować te 10 spotkań. To, co na pewno można stwierdzić na ten moment to fakt, że zespół rozwija się i idzie w dobrym kierunku – to cieszy mnie najbardziej. Najtrudniejsze mecze, które mają zdecydować o tym, który ze wspomnianych w pytaniu elementów zaważył – jeszcze przed nami.  Mówię tu o spotkaniach z nadal niepokonanym Sokołem Łańcut czy wyjazdowych starciach w Prudniku i Bydgoszczy.

AŁ: Chciałbym zapytać o Dominika Wilczka. W poprzednim sezonie po przejęciu sterów przez Trenera, nie zagrał on już w 1. Lidze, a do końca sezonu występował w drugoligowych rezerwach. Przed nowym sezonem związał się z Kingiem Szczecin, gdzie w swoim debiucie w PLK zdobył 15 punktów grając bardzo pewnie. Jakie były argumenty za tym, by nie trzymać go we Wrocławiu i czy – nie chcę tego sugerować – ale choć trochę Trener żałuje?

RH: Odejście Dominika było tylko i wyłącznie jego decyzją. Gdy w poprzednim sezonie pojawiłem się w klubie chciałem dać wszystkim zawodnikom możliwość pokazania, na co ich stać. Dominik był akurat po kontuzji i w dodatku był chory, przez co podczas moich pierwszych dwóch tygodni w Śląsku, pojawił się na treningu tylko dwa razy. Poprosił mnie potem o rozmowę, poinformowałem go, że widzę dla niego miejsce w składzie. Po bardzo szczerej wymianie zdań podjął decyzję, że będzie jednak odbudowywał formę w 2. Lidze. Skoro trafił do PLK, to wychodzi na to, że wybrał bardzo dobrze. Ja po sezonie byłem zadowolony ze swoich zawodników i nie miałem powodów, by na tej pozycji rezygnować chociażby z Kuby Musiała, który bardzo dobrze i ciężko pracował, łączył szkołę z graniem, co nie jest łatwe i widziałem w nim postępy. Zawsze szkoda mi, kiedy dobry zawodnik, a tym bardziej wychowanek nie gra w Śląsku. Boli też fakt, że miałem na niego pomysł, widziałem w nim duży potencjał. Ale życie toczy się dalej – kibicuję mu, cieszę się, że gra w EBL, bo to nie jest wcale takie łatwe, by się tam dostać. Życzę mu, żeby osiągnął to, co sobie założył.

AŁ: W którą stronę będzie teraz podążał Śląsk, na czym skupi się w dalszej części sezonu?

RH: Nie chcę ogółem podsumowywać tego, jaki kierunek obierzemy. Przed sezonem założyliśmy sobie pewne rzeczy, wprowadzamy na bieżąco drobne korekty w zależności od tego, w których elementach popełniliśmy błędy. Mamy ten luksus, że odpoczywamy teraz dwa tygodnie od ligowych zmagań i mamy czas, by przeprowadzić z zawodnikami indywidualne rozmowy i analizy wideo. Przez ostatnie spotkania w środku tygodnia mamy sporo do nadrobienia. Ostatnie trzy mecze w wielu aspektach nie wyglądały dobrze. Upominam jednak zawodników, kibiców czy nawet siebie – w żadnej lidze – włoskiej, hiszpańskiej czy NBA – nie da się zagrać wszystkich meczów bardzo dobrze. Naszym celem jest granie równo. W każdym spotkaniu zdarzają się lepsze i gorsze momenty, najważniejsze jest jednak to, by tych dobrych chwil było więcej lub, by zaważyły one o zwycięstwie. Ostatnie trzy mecze pokazały nasze słabości i braki, pokazały, że mamy przed sobą dużo pracy. Nikt z zewnątrz klubu przed sezonem nie obstawiał chyba jednak, że po 10. kolejkach będziemy mieć bilans 9-1. Gdy powiedziałem, że gramy o awans, wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Na dzień dzisiejszy jestem zadowolony, podoba mi się nasza gra, choć są elementy, które mnie denerwują, ale po to też jest sezon. Uczymy zawodników, że trwa on długo, każdego dnia mamy być lepsi, każdego miesiąca nasza gra ma wyglądać lepiej, ale wiadomo też, że zdarzają się dołki. Jest jeszcze jedna istotna rzecz – brak kontuzji. Świadczy to o dobrej pracy Łukasza Piwkowskiego, naszego trenera przygotowania motorycznego oraz fizjoterapeuty, czyli Marcina Janusiaka. Uważam, że to też jest kluczem do naszej obecnej sytuacji.

AŁ: Co w dalszej części sezonu może być największą przeszkodą do utrzymania dobrej formy i wyników?

RH: Jestem ciekaw jak zawodnicy zareagują na to, że o nich zacznie się więcej mówić. To potrafi trochę przeszkadzać. Kiedy zespół gra dobrze, oczekiwania wzrastają. Już teraz widzę, że gdy drużyny przyjeżdżają do Wrocławia, są dodatkowo zmobilizowane, by pokonać nie byle kogo, ale właśnie Śląsk. Podobnie jest z kibicami. Wygrana z nami jest w cenie. W poprzednim sezonie analogiczną sytuację miało R8 Basket Kraków – wszyscy chcieli zwyciężyć z drużyną, która ma wielki budżet, a w składzie takich zawodników jak Hicks czy Hlebowicki. Teraz zauważam, że ludzie szykują się na spotkania z nami, kibice traktują je bardzo osobiście. Cała liga będzie tak do nas podchodzić i jestem ciekaw, jak zareagują zawodnicy. Po moim dwudziestokilkuletnim doświadczeniu z parkietów wiem, że to troszkę w głowach zostaje i trzeba sobie z tym poradzić. Przykład meczu w Poznaniu –  ja widziałem ewidentne faule, a kibice obwiniali sędziów za przegraną. Byłem w szoku. Zacząłem zastanawiać się czy nie jestem przypadkiem na innym spotkaniu [śmiech].

AŁ: Czy trener Radosław Hyży jest dziś innym trenerem niż ten, który rok temu obejmował Śląsk? Na pewno przez ten okres było sporo lekcji i wniosków do wyciągnięcia. Jakie są najważniejsze?

RH: To, o czym mówiłem na początku sezonu – pokora. Fakt, że przede mną jeszcze bardzo dużo do nauczenia. Ale żeby nie było tak pesymistycznie – sporo też się nauczyłem [śmiech]. Dużo zależy od zawodników, ale tez podejścia do nich. Nauczyłem się lepiej rozmawiać, kontrolować emocje. Zawsze myślałem, że robię to dobrze, ale teraz uważam, że potrafię ścierpieć więcej niż rok czy dwa lata temu. Praca trenera to bardzo ciekawy zawód, gdzie każdego dnia człowiek czegoś  się uczy. Każdy mecz, wywiad innego szkoleniowca, który podkreśla dlaczego wygrał lub przegrał – uczy też mnie. Co prawda powoli – śmieję się, że dopiero koło 50-tki będę dobrym trenerem.

 

Z Radosławem Hyżym rozmawiał Adrian Łysek.

Tagi: częśćhyżypierwszaradosławrhrozmowasezontrenerwywiad

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Twój komentarz

9 − dwa =