Centymetry od awansu. Trefl przedłuża serię

0

Kilku centymetrów zabrakło, by WKS Śląsk Wrocław awansował do półfinału Energa Basket Ligi. Strahinja Jovanović rzucał na zwycięstwo, ale piłka wyturlała się z obręczy, przez co mecz zakończył się remisem. W dogrywce lepszy okazał się Trefl Sopot, ostatecznie wygrywając 92:90 po wsadzie Dominika Olejniczaka sekundę przed końcową syreną. Trójkolorowi prowadzą 2-1 w serii, a kolejną okazję do jej zakończenia będą mieli w środę.

W porównaniu do poprzedniego meczu, który zapewnił Śląskowi prowadzenie w ćwierćfinałowej serii 2-0, nie doszło do żadnych zmian w składzie i wyjściowej piątce Trójkolorowych. Tę ostatnią znów tworzyli Strahinja Jovanović, Kyle Gibson, Ivan Ramljak, Aleksander Dziewa i Michał Gabiński. Dwóch roszad dokonał za to trener Trefla, Marcin Stefański, desygnując do gry Nikolę Radicevicia, Łukasza Kolendę, Michała Kolendę, Pawła Leończyka i Dominika Olejniczaka.

Poniedziałkowy mecz zaczął się od mocnej wymiany ciosów z obu stron. W ekipie gospodarzy pierwsze skrzypce grał Dominik Olejniczak, który po niespełna trzech minutach miał na koncie już 6 punktów i trzy wywalczone faule po akcji 2+1 i celnych rzutach osobistych. Śląsk odpowiedział trójką Michała Gabińskiego i dwoma rzutami z odchylenia Aleksandra Dziewy – oba z niemal identycznej pozycji. Po krótkim okresie posuchy punktowej z obu stron drogę do kosza znalazł Michał Kolenda, a wsadem popisał się mocno zmotywowany od pierwszych sekund Olejniczak. Dla przyjezdnych z kolei łatwe punkty zdobył Jovanović i po 5 minutach Trefl prowadził 10:9.

W kolejnych akcjach po celnym rzucie z dystansu zanotowali serbscy rozgrywający obu drużyn – Radicević i Jovanović. Kolejne punkty na swoim koncie zapisał także Dziewa, a po akcji Mateusza Szlachetki i trójce Gibsona podopieczni Olivera Vidina prowadzili już sześcioma punktami. Pierwszą kwartę zakończył jednak jej pierwszoplanowy bohater, czyli Olejniczak, notując dziewiąty i dziesiąty punkt. Trójkolorowi prowadzili 19:15 przede wszystkim dzięki bardzo dobrej defensywie i ograniczeniu rywali do 28% z gry i 17% zza łuku.

Na początku drugiej kwarty Wojskowym po raz pierwszy w tym meczu udało się uzyskać większą przewagę punktową. W niecałe dwie minuty goście zdobyli aż 11 oczek, głównie za sprawą kapitalnej dyspozycji rzutowej z dystansu – dwa razy z rzędu trafił Elijah Stewart, który asystował też przy rzucie zza łuku Szlachetki. Goście w międzyczasie odpowiedzieli trójką Gruszeckiego i punktami Omota, ale WKS i tak prowadził 10 punktami, a trener Stefański poprosił o przerwę na żądanie. Po niej kolejny raz za trzy trafił Szlachetka, który dodatkowo był faulowany przy rzucie. Gospodarze w końcu zaczęli jednak systematycznie odrabiać straty. Dwukrotnie trafił Omot, Radicević rzucił z półdystansu i dwukrotnie z linii, a po rzutach wolnych Olejniczaka Trefl tracił już tylko 5 punktów (30:35).

Przewaga po chwili jednak znów wzrosła, bo cztery rzuty osobiste wykorzystał Stewart, a Dziewa popisał się efektownym blokiem na Radiceviciu. Olek po chwili także trafił z linii, a po przechwycie Jovanovicia i wsadzie w kontrze Stew wróciliśmy na wyższe prowadzenie – trener Stefański znów musiał poprosić o czas. Ten przyniósł jednak oczekiwane rezultaty, bo końcówka pierwszej połowy należała do sopocian. Łukasz Kolenda trafił z półdystansu, Darious Moten rzucił za trzy i tym razem to trener Vidin wykorzystał time-out. Przed zejściem do szatni za dwa punktował jeszcze Leończyk, ale ostatnie słowo należało do Strahinji Jovanovicia. Po jego punktach Śląsk prowadził do przerwy 45:39, rzucając ze skutecznością 41% zza łuku i aż 88% spod kosza.

Obie drużyny zeszły do szatni, ale można powiedzieć, że wróciła z niej tylko jedna. W dwie minuty Trefl odrobił straty po skutecznych akcjach Łukasza Kolendy i Radicevicia. Śląsk z kolei zaciął się w ataku i miał problemy z kreowaniem dobrych pozycji rzutowych. Licznik punktowy dopiero po ponad trzech minutach odblokował Jovanović, trafiając zza łuku pod presją zegara. Po lay-upie Olejniczaka i punktach Michała Kolendy Trefl wyszedł jednak na prowadzenie po raz pierwszy od początkowych fragmentów spotkania. Kolejną dobrą akcją popisał się Jovanović, ale bracia Kolenda chwilę później znów pokazali się z dobrej strony i gospodarze prowadzili już 53:50.

Przerwa na żądanie trenera Vidina nie przyniosła poprawy w grze Trójkolorowych. Wojskowi mieli w tej kwarcie bardzo duże problemy z faulami, szybko przekraczając ich limit, a do tego cztery przewinienia indywidualne miał na swoim koncie Ben McCauley – w związku z tym na parkiecie pojawił się Szymon Tomczak. Zaistniałą sytuację wykorzystywali zawodnicy Trefla, którzy skutecznie wymuszali faule i raz za razem trafiali z linii. Grę ofensywną WKS-u próbował ożywić Dziewa, który najpierw wykorzystał dwa rzuty osobiste, a chwilę później trafił spod kosza po świetnym no-look passie Szlachetki. Po celnym rzucie z dystansu Martyna Paliukenasa Trefl prowadził jednak przed ostatnią kwartą 60:57.

Tak jak trzecia, tak i czwarta kwarta zaczęła się fatalnie dla zespołu Olivera Vidina. Karol Gruszecki i Paliukenas trafili z otwartych pozycji za trzy, punkty dorzucił Michał Kolenda, a wobec ofensywnej niemocy Śląska zrobiło się aż 68:57 dla Trefla. Wojskowi próbowali odrabiać straty, ale nawet jeśli znajdowali drogę do kosza rywali (kolejne punkty notował Jovanović), ci momentalnie odpowiadali, zachowując status quo. Po kolejnej celnej trójce Gruszeckiego Trefl wyszedł na najwyższe w meczu prowadzenie 75:63 i trener Vidin znów poprosił o czas.

Choć tego dnia wiele rzeczy nie funkcjonowało dobrze w drużynie Śląska, nie można było jej odmówić pełnego zaangażowania, walki do samego końca i wiary w zwycięstwo pomimo sporej straty – ten zespół po prostu chciał zakończyć serię w poniedziałek. Kolejne dwa lay-upy Munji, pierwsze w meczu punkty Bena, wsad Amerykanina w kontrze i przy świetnej obronie przewaga sopocian momentalnie zaczęła topnieć. Zawodnicy Trefla z każdą kolejną akcją wydawali się tym coraz bardziej poddenerwowani, popełniając proste straty, jak chociażby błąd ośmiu sekund przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy. Dwa rzuty wolne i niezwykle ważną trójkę trafił Stewart i było już tylko 74:75! Po przechwycie Jovanovicia i punktach Olka Dziewy Śląsk wrócił na prowadzenie na dwie minuty przed końcem meczu – Wojskowi grali kapitalnie, ale najciekawsze było dopiero przed nami.

W kolejnej akcji zza łuku trafił Michał Kolenda, ale stan meczu wyrównał McCauley, którego doświadczenie było bezcenne w końcowych fragmentach spotkania. Chwilę później Ben faulował jednak Michała Kolendę w akcji 2+1 i musiał opuścić parkiet z powodu piątego faulu osobistego. Trefl prowadził 81:78 na 52 sekundy przed końcem meczu. W niezwykle trudnym momencie ciężar rzutu znów wziął na swoje barki niesamowity Elijah Stewart, który po raz czwarty w tym meczu trafił zza łuku, wyrównując wynik na 81:81! Wojskowi wybronili kolejny atak Trefla i mieli szansę przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. W ostatniej akcji piłkę w swoje ręce wziął Jovanović, który jednak miał problemy z wykreowaniem sobie pozycji rzutowej. Paweł Leończyk dobrzy krył Serba, który ostatecznie rzucał z dość dalekiego półdystansu i ręką rywala przed twarzą. To był niezły rzut Munji, ale piłka zatańczyła na obręczy i zdecydowała się wyślizgnąć z kosza. WKS był o centymetry od wygrania meczu i awansu do półfinału, ale ostatecznie czekała nas dogrywka.

Tę zaczęliśmy od dwóch celnych rzutów wolnych nieco przygaszonego tego dnia Ivana Ramljaka, ale kolejne minuty to powrót problemów wrocławian ze zdobywaniem punktów. Trefl z kolei był zabójczo skuteczny w ataku i zamieniał na oczka niemal każdą akcję. Wsad Olejniczaka, skuteczna akcja z faulem Omota, półdystans Radicevicia, lay-up w kontrze Łukasza Kolendy i rywale znów odjechali – było 89:83. Wojskowi jednak raz jeszcze poderwali się do walki i błyskawicznie odrobili straty. Sygnał do walki celnym floaterem dał Gibson, a po skutecznej podkoszowej akcji Olka Dziewy WKS tracił już tylko dwa punkty. Chwilę później jeden z dwóch rzutów wolnych wykorzystał Nuni Omot, a to samo zrobił Stewart. Czterdzieści sekund przed końcem dogrywki Trefl prowadził 90:88 i miał piłkę w swoich rękach.

Łukasz Kolenda pod presją zegara spudłował z dystansu, piłkę zebrał  jego brat Michał, ale zamiast uspokoić sytuację podał ją prosto w ręce Elijaha Stewarta. Ten zagrał do Szlachetki, który został sfaulowany przez Radicevicia i dwukrotnie stanął na linii rzutów wolnych. Mateusz pomimo młodego wieku wytrzymał presję i nie pomylił się ani razu, wyrównując stan meczu na 90:90 28 sekund przed końcem spotkania. Tym razem to Trefl miał ostatnią akcję, która mogła dać drużynie zwycięstwo – i tak też się stało. Nuni Omot przedarł się pod kosz, ale był dobrze broniony przez udzielającego pomocy Gibsonowi Olka Dziewę i po jego rzucie piłka przetoczyła się po obręczy. Z jej drugiej strony nadleciał jednak niepilnowany Dominik Olejniczak, który z impetem zapakował z góry – sędziowie po krótkiej naradzie zaliczyli punkty, dzięki czemu Trefl prowadził 92:90. WKS miał 1,3 sekundy na rzut rozpaczy, a trener Vidin wykorzystał już wszystkie przerwy na żądanie, w związku z czym Śląsk musiał rozpoczynać akcję z linii końcowej. Z połowy boiska rzucił Kyle Gibson, ale piłka nie przeleciała nawet blisko obręczy – po niesamowitym meczu i dramatycznej końcówce gospodarze mogli świętować swoją pierwszą wygraną w tej serii.

Jednym z kluczów do zwycięstwa sopocian była bez wątpienia dużo lepsza w porównaniu do poprzednich spotkań dyspozycja na deskach – gospodarze wygrali zbiórki 45-37 i ograniczyli liczbę tychże w ataku Śląska do ośmiu. Sopocianie także skuteczniej rzucali zza łuku (36% – 29%), choć to WKS był znacznie lepszy w próbach za dwa punkty (62% – 48%). Gospodarze zanotowali aż 16 strat przy 10 Wojskowych i zdobyli dwa razy mniej punktów z szybkiego ataku, mieli też o jedną asystę i blok mniej od przyjezdnych z Wrocławia. W drużynie Olivera Vidina po raz kolejny ze znakomitej strony pokazał się Elijah Stewart, który zanotował 22 punkty i 5 zbiórek przy świetnej skuteczności zza łuku (4/6), zwłaszcza w kluczowych momentach. Wysoką formę utrzymał także Jovanović, autor 20 punktów, 5 asyst i 4 zbiórek. Wyróżnić trzeba też jego zmiennika, Mateusza Szlachetkę, który zanotował 10 punktów w 15 minut i rozegrał jeden z lepszych meczów w całym sezonie. Blisko double-double był Aleksander Dziewa (16 punktów, 9 zbiórek, 2 bloki). Wśród zawodników Trefla najbardziej imponujące linijki zanotowali bohater ostatniej akcji, Dominik Olejniczak (18 punktów, 12 zbiórek), i Łukasz Kolenda (16 punktów, 5 asyst, 2 przechwyty).

– W pierwszej połowie zagraliśmy dobrze i mieliśmy mecz pod kontrolą. W trzeciej kwarcie pojawił się jednak problem z faulami i nie wiem, jak mogło dojść do tego, że po paru minutach mieliśmy 9 przewinień, a Trefl 0. Gdy prowadzisz, nie ma powodu, by grać tak agresywnie. W tym momencie mecz zaczął nam uciekać, a gospodarze złapali dobry rytm i wrócili do gry. Istotne było też to, że zanotowali dziś aż 15 zbiórek w ataku i bardzo twardo walczyli w trumnie. Gratuluję przeciwnikom zwycięstwa po interesującej końcówce – komentował na pomeczowej konferencji prasowej trener Śląska, Oliver Vidin.

– To był dobry mecz na poziomie play-offów, a prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Obie drużyny miały ponad 10 punktów przewagi, ale rywale wracali do gry. Możemy być zadowoleni z tego, że nie poddaliśmy się i zespołowo walczyliśmy do samego końca pomimo sporej straty. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że mierzymy się z klasowym przeciwnikiem i żeby awansować dalej, musimy wznieść się na wyżyny swoich umiejętności – dodał Michał Gabiński.

To było naprawdę niesamowicie emocjonujące widowisko godne play-offów Energa Basket Ligi. Zabrakło niewiele, byśmy mogli cieszyć się z awansu do półfinału i w świetnych humorach wracać do Wrocławia. Sport bywa jednak przewrotny i bezlitosny – ostatecznie zostajemy w Sopocie do środy, kiedy to o 17:35 rozegramy spotkanie numer 4. Nie pozostaje nam nic innego, jak szybko wymazać z pamięci końcówkę poniedziałkowego meczu i spróbować zakończyć serię w kolejnym starciu. Pomimo porażki wciąż prowadzimy w niej 2-1 i jesteśmy przekonani, że stać nas na awans do kolejnej rundy. Trzymajcie kciuki i oglądajcie środowe spotkanie w Polsacie Sport News! Hej Śląsk!

Zdjęcia: Trefl Sopot / 058sport.pl oraz własne

Tagi: eblenerga basket ligagra o medalemichał gabińskiOliver Vidinplay-offplay-offsplkrelacjaśląskśląsk wrocławsopottrefltrefl sopotwkswrocław

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Twój komentarz

piętnaście − pięć =